Co mają wspólnego katolicy żyjący w małżeństwach międzyreligijnych z osobami rozwiedzionymi, które ponownie weszły w związki małżeńskie?
Niedawno uczestniczyłam w nabożeństwie żałobnym odprawianym w intencji mojej starszej sąsiadki. Zdziwiłam się, kiedy się dowiedziałam, że zmarła była katoliczką.
Nabożeństwo - odprawione w szkole z internatem, do której kobieta uczęszczała w młodości - było wzruszającym pożegnaniem z jej siostrami w wierze oraz muzułmańskim mężem i dziećmi, którzy modlili się nad jej ciałem.
Nie wiem, czy jeszcze ktoś z jej rodziny był podczas tej modlitwy obecny. Nie widziałam też żadnego księdza, więc podejrzewam, że nie będzie miała chrześcijańskiego pogrzebu. W tamtym momencie czułam ogromny wstyd, gdyż przypomniało mi się, jakim brakiem wrażliwości wykazałam się wobec niej, gdy mówiła, że jest właściwie "pół-katoliczką", bo otrzymała katolicką edukację. Nigdy nie poszłam dalej za jej wskazówką i chociaż wspominała o tym wiele razy, nie odważyłam się jej zapytać, co tak naprawdę ma na myśli.
Rozumiem, dlaczego była tak małomówna, jeśli chodzi o kwestie jej wyznania. Sama jestem żoną hinduisty i często znajduję się w tym samym kłopotliwym położeniu w stosunku do moich dzieci, które chodziły regularnie na mszę świętą i niedzielną katechezę, ale nie były ochrzczone. Jej tajemnica i mój sekret być może różnią się od siebie, ale nasz strach przed byciem publicznie osądzanym jest dokładnie taki sam.
Jest wiele tego typu historii jak ta z udziałem mojej sąsiadki - historii kobiet pozostających w małżeństwach z wyznawcami innych religii - kobiet, które wyszły za kogoś spoza Kościoła katolickiego i kto nie zgodził się na chrzest dzieci, nie chciał ślubu w kościele albo chciał wziąć ślub według swojego rytu religijnego. Ich małżeństwa, nieważne z punktu widzenia katolicyzmu, stawiają takie osoby na marginesie Kościoła.
Mimo że są ochrzczone i pozostają w legalnych, stabilnych związkach, nie mogą przystępować do sakramentów. W rezultacie utrzymują z Kościołem słabą więź, która najczęściej kończy się upokorzeniem, cierpieniem, wykluczeniem, tęsknotą lub strachem i ukrywaniem się.
Niektórzy katolicy w związkach międzyreligijnych trzymają się z dala od Kościoła albo przez to, że nie są w stanie stawić czoła upokorzeniu wynikającemu z bycia odrzuconym, albo przez strach, że wymagania Kościoła staną się zagrożeniem dla ich "nieregularnych" związków małżeńskich. Jednak ich pragnienie, by czerpać duchową strawę z obecności jedynego Boga, jakiego znają, pozostaje. Dlatego część z nich potajemnie odwiedza puste kościoły. Inni z kolei przyjmują sakramenty w parafiach, w których nikt nie wie, jaki jest ich stan cywilny.
Dwa ostatnie synody biskupów na temat rodziny, które podniosły kwestię osób rozwiedzionych żyjących w nowym związku małżeńskim, pomogły mi zdać sobie sprawę, jak wiele łączy te pary z katolikami, którzy trwają w związkach małżeńskich z osobami wyznającymi inną religię.
Jedni i drudzy - z ich legalnymi, ale nieważnymi z punktu widzenia prawa kanonicznego, niesakramentalnymi małżeństwami i nieochrzczonymi dziećmi - pozostają na marginesie swoich społeczności religijnych. Jedni i drudzy doświadczają ostracyzmu ze strony wspólnoty kościelnej. Jedni i drudzy cierpią oraz stanowią wyzwanie dla kościelnego rozumienia sakramentów.
Zarówno w stosunku do jednych, jak i drugich można zadać pytania: W jaki sposób jest wam głoszone Boże miłosierdzie? W jaki sposób Kościół wprowadza w czyn zasadę wsparcia na waszej drodze wiary? Czy zmiana w prawie kanonicznym może pomóc wam w pełni praktykować swoją wiarę?
W posynodalnej adhortacji "Amoris Laetitia" papież Franciszek uczynił krok naprzód w tej kwestii poprzez podkreślenie potrzeby zapewnienia duszpasterskiej opieki osobom pozostającym w małżeństwach międzyreligijnych i uznania takich związków za "uprzywilejowane miejsce codziennego dialogu międzyreligijnego".
Ale Kościół może iść jeszcze dalej we wprowadzaniu w życie metod, o których papież wspomina w kontekście osób, które po rozwodzie weszły powtórnie w związki małżeńskie lub są katolikami w małżeństwach międzyreligijnych. Kościoły, w których takie małżeństwa zdarzają się coraz częściej, szczególnie Kościoły azjatyckie, muszą pamiętać o tym, że mimo iż takie pary nie mają ślubu kościelnego, to "nie są ekskomunikowane i… nie powinny być tak traktowane".
Opieka duszpasterska powinna pozwolić im "nie tylko zdać sobie sprawę z tego, że należą do Kościoła jako Ciała Chrystusa, ale także zrozumieć, że mogą mieć radosne i owocne doświadczenie faktu tej przynależności".
Jeśli to wszystko ma się rzeczywiście wydarzyć, Kościół musi przede wszystkim zdać sobie sprawę ze swojej odpowiedzialności za tych marginalizowanych katolików, aby móc zapewnić im "pomoc duchową do wypełnienia ich obowiązków" oraz "utrwalania jedności życia małżeńskiego i rodzinnego" (KPK 1128).
Tacy katolicy muszą być postrzegani jako miejsce działania łaski i jako ci, którzy sprawiają, że Chrystus staje się obecny poza murami kościoła, a nie jako "zagubione owce". Ich decyzja, aby nie zawierać związku małżeńskiego w kościele katolickim, musi zostać przyjęta nie jako wybór sprzeczny z wiarą katolicką, ale jako decyzja sprzyjająca jedności ich małżeństwa.
Tekst ukazał się pierwotnie na łamach "America Magazine"
Skomentuj artykuł