"Serce Jezusa, włócznią przebite".
Tylko św. Jan wspomina w swojej Ewangelii o tym epizodzie. Zaznacza, że zanim zmarły Jezus został zdjęty z krzyża, rzymski żołnierz ugodził Go jeszcze włócznią (Por. J 20, 33-34). Zapewne po to, by dobić skazańca lub przekonać się namacalnie o jego zgonie. Jednak zarówno św. Jan jak i Tradycja Kościoła w tej "rutynowej" czynności widzą znak o głębokiej teologicznej wymowie. Św. Bernard z Clairvaux głosił w jednym z kazań, że "rana w ciele otwiera tajemnice serca".
Zacznijmy najpierw od pierwszych skojarzeń. Nieprzypadkowo już w mitologii greckiej Eros, okrutny i przebiegły bóg, krąży po świecie ludzi i - jak pisał Hezjod - "serca w piersi ujarzmia oraz ich wolę rozsądną". Strzela z łuku i trafia w ludzkie serce, paraliżuje rozum, budzi namiętność i udręki, jest dla ludzi utrapieniem i nieszczęściem. Rzymska personifikacja Erosa, czyli Kupidyn bądź Amor, różni się znamiennie od jego greckiego odpowiednika. Pojawia się jako milutki i pulchny chłopczyk, budzący zakochanie i miłość, co skrzętnie przejęła współczesna kultura.
Do Erosa - szalonego i destrukcyjnego boga - nawiązuje wyraźnie Bernini w słynnej rzeźbie "Ekstaza św. Teresy". Statua przedstawia anioła, który z uśmiechem na twarzy, z premedytacją wymierza strzałę w kierunku serca świętej. Rzeźbiarz uwiecznił w kamieniu to, o czym pisze sama Teresa w swojej autobiografii, kiedy doświadczyła "przeszycia strzałą Boskiego Kochanka". Ten sam artysta stworzył rzeźbę św. Longina, rzymskiego żołnierza, który przebił bok Chrystusa, a potem, według podań, miał się nawrócić.
Rana, która leczy
W pewnym sensie Teresa "ochrzciła" starożytne mity: "Widziałam anioła, stojącego tuż przy mnie z lewego boku, w postaci cielesnej (…) Ujrzałam w ręku tego anioła długą, złotą włócznię, a grot jej żelazny u samego końca był jakby z ognia. Tą włócznią kilka razy przebijał mi serce, zagłębiając ją aż do wnętrzności. Za każdym wyciągnięciem włóczni miałam to uczucie, jakby wraz z nią wnętrzności mi wyciągał. Tak mnie pozostawił całą gorejącą wielkim zapałem miłości Bożej". Święta karmelitanka wspomina, że przeżywała ból duchowy, a nie fizyczny i zażywała przy tym szczęścia. A więc zbliżenie Boga, czyli miłości, rodzi ból i radość, ogałaca i wzbogaca człowieka.
Św. Jan w swoim świadectwie spod krzyża odwołuje się do księgi proroka Zachariasza, gdzie lud w akcie skruchy patrzy na "przebitego" (Por. Za 12, 10). Zranione Serce Jezusa, podobnie jak figura Berniniego, przeznaczone są do patrzenia i wyciągnięcia nauki. Nie zapominajmy też, że dla tego Ewangelisty krzyż jest tronem i aluzją do miedzianego węża, zatkniętego na pustyni przez Mojżesza. Spojrzenie w górę uzdrawia od śmiertelnego ukąszenia węży zesłanych przez Boga na ziemię tuż po tym, jak Izraelici zaczęli szemrać i marudzić.
W tym duchu św. Anzelm błagał, żeby jego serce zostało przebite Słowem Boga. Niewątpliwie biskup Canterbury nawiązuje tutaj do intuicji autora Listu do Hebrajczyków, który porównuje skuteczność Słowa Bożego do miecza obosiecznego, przenikającego w głąb ciała aż do "rozdzielenia stawów i szpiku" (Por. Hbr 4, 12). Słowo jak lśniące ostrze zadaje bolesną ranę, która wręcz niemiłosiernie odsłania to, co człowiek pragnie ukryć. Wszystko jednak w tym celu, by oczyścić jego serce i przywrócić mu pokój. Wniosek z tego taki, że często działanie Boga, motywowane miłością, boli i uwiera. Przynajmniej w początkowej fazie uzdrowienia.
W śmierci jest życie
Takie postawienie sprawy zadaje kłam potocznym wyobrażeniom o miłości, sprowadzającym ją jedynie do przyjemnego uczucia, chwilowego zauroczenia czy przeżycia seksualnego. Widok przebitego serca Chrystusa ma nas również uchronić przed postrzeganiem miłości jako miałkiego sentymentalizmu. Już pogańscy pisarze kojarzyli miłość z cierpieniem, z jakimś rodzajem szaleństwa, ze śmiercią. Chrystus, a później także wielu mistyków, miłość łączy z umieraniem, które jednakowoż daje życie. Jeśli chcesz kochać, musisz umrzeć - głosi jeden z ewangelicznych paradoksów."Jeśli ziarno pszenicy, wpadłszy w ziemię, nie obumrze, zostanie tylko samo" (J 12, 24). Oczywiście, chodzi o te dążenia, myśli i pragnienia serca, które koncentrują człowieka na sobie, utrzymują go w dziecinnym egoizmie, zorientowanym głównie na zaspokajanie własnych potrzeb.
Interesujące, że według św. Teresy miłość rozpala się i osiąga swój szczyt, gdy człowiek zostaje zraniony. Wzrost duchowy, a więc przekroczenie własnego egoizmu, domaga się spotkania ze śmiercią, a także takich cnót, jak cierpliwość, wytrwałość i wierność. Tymczasem często ludzie wycofują się ze związków, kiedy tylko napotkają pierwsze trudności, gdyż sądzą, że nie tak powinny wyglądać sprawy z miłością. Porzucają powołanie, kiedy ich oczekiwania nie zostają spełnione. Przestają się modlić, jeśli nie odczuwają już wzruszeń i innych pozytywnych emocji. Zniechęcają się w czynieniu dobra, jeśli inni nie zauważają ich wysiłków i poświęcenia.
Miłość ewangeliczna, odsłonięta w symboliczny sposób w przebitym Sercu Jezusa, chce nas poprowadzić dalej - na wyższy poziom. Tylko tam, gdzie pojawia się ofiarowanie siebie, życie może być pomnożone. Nie następuje to jednak od razu. Miłość, co zauważali także starożytni poeci i myśliciele, przechodzi wiele etapów, by kiedyś osiągnąć swój szczyt. Tak interpretuje ten końcowy efekt Benedykt XVI w encyklice "Deus caritas est": W ostatecznej fazie " miłość staje się troską człowieka i posługą dla drugiego. Nie szuka już samej siebie, zanurzenia w upojeniu szczęściem; poszukuje dobra osoby ukochanej: staje się wyrzeczeniem, jest gotowa do poświęceń, co więcej, poszukuje ich" (6)
Krew i woda, które wypłynęły z boku Zbawiciela to symbol łaski. Dzisiaj Chrystus udziela jej wierzącym w sakramentach, by i oni odważyli się wejść i trwać na drodze dojrzewania. Bo miłości bezinteresownej nie można sobie wypracować ani na nią zasłużyć. Przyjmuje się ją z Bożych rąk jak kromkę chleba. Tyle że często przelewanie boskiej miłości nie dokonuje się inaczej, jak tylko przez otwartą ranę ludzkiego serca.
Skomentuj artykuł