Myśl o powrocie na szlak św. Jakuba nie dawała mu spokoju. Zabrał ze sobą współbraci
Przez pierwsze dni sam zastanawiałem się, dlaczego tak naprawdę jestem w trasie. Odpowiedź znalazłem, gdy licznik kilometrów pokazał 100.
Kiedy 29 września 2012 roku kuśtykałem w stronę samolotu, miałem w głowie tylko jedną myśl: oby jak najdalej od Santiago. Nikt się temu nie dziwił. Nogi przypominały podziurawioną folię bąbelkową, mięśnie ledwo pozwalały utrzymać pozycję stojącą. Tamten Paweł, wtedy jeszcze kleryk, nie mógł przypuszczać, że przez następne 5 lat, myśl o powrocie na szlak do grobu św. Jakuba będzie do niego wracać, najpierw cicho, a potem coraz głośniej. Wreszcie z postawy człowieka uciekającego z Santiago stał się marzycielem, śniącym o powrocie na ten szlak.
Planowanie i organizowanie trwało kolejne dwa lata. I udało się. Lato 2019. Już nie kleryk, ale wyświęcony jezuita, o. Paweł Kowalski, wraca na szlak do Santiago, tym razem z Porto w Portugalii. Nie sam, ale razem ze współbraćmi: o. Pawłem Sawiakiem SJ, z łódzkiej wspólnoty Mocni w Duchu, oraz z o. Romkiem Groszewskim SJ z warszawskiego duszpasterstwa akademickiego DĄB.
"Daj nam Panie poznać, dlaczego idziemy"
To był nasz pierwszy wieczór na trasie. Nocleg udało się znaleźć w małej portugalskiej miejscowości, gdzie oprócz ośrodka turystycznego, który zapewniał nocleg pielgrzymom, było tylko kilka domków, ale ani sensownego sklepu ani nawet kościoła. Dobrze, że wszystko, co potrzebne do odprawiania Mszy Świętej nieśliśmy razem ze sobą. Podczas modlitwy wiernych padła prosta prośba: "daj nam, Panie poznać, dlaczego idziemy w tej pielgrzymce".
(fot. Paweł Sawiak SJ)
Kiedy ją usłyszałem, przed moimi oczami stanął cały zastęp wielkich postaci biblijnych, których w pewnym momencie życia Bóg powołał do wyruszenia w drogę. Był tam bogaty Abram, który razem z rodziną wyruszył z Ur za obietnicą, która nie wiadomo, gdzie i kiedy miała się zrealizować. Pomyślałem o apostołach, którzy towarzyszyli Jezusowi, w drodze do Jerozolimy. To był dla nich czas ciągłego pytania się "kim On jest?" (por. Mk 8, 27-30) Pomyślałem wreszcie o Izraelitach, którzy przez dziesięciolecia błąkali się przez wypaloną pustynię, doznając różnych rozterek i zwątpień.
Abram zachwyca mnie swoją gotowością do drogi. Pismo mówi: "Pan rzekł do Abrama: «Wyjdź z twojej ziemi rodzinnej i z domu twego ojca do kraju, który ci ukażę." (Rdz 12,1) "Abram udał się w drogę, jak mu Pan rozkazał." (Rdz 12, 4) Tak jakby to była rzecz naturalna, skoro Bóg wzywa, to trzeba ruszyć. Obojętnie ile ma się lat i co się posiada. Bo wezwanie do drogi to w istocie zaproszenie do wolności. To, co nas najczęściej niewoli, to poszukiwanie bezpieczeństwa. Kiedy wyruszamy za Bogiem jesteśmy zapraszani do zaufania Jemu, a nie naszemu majątkowi czy pozycji społecznej. To dopiero prawdziwa wolność!
Apostołowie zachwycają mnie tym, że choć Jezus wydaje im się tak tajemniczy i nieznany, oni ciągle za Nim podążają. Piotr w pewnym momencie powie: "Panie, do kogóż pójdziemy, Ty masz słowa życia wiecznego!" (J 6, 68). Droga z Jezusem to doświadczanie Życia, którego na próżno szukać gdzie indziej.
Naród Wybrany zachwyca mnie z kolei tym, że pielgrzymka była dla niego doświadczeniem bycia stworzenia na nowo. Mówi się, że jest to ukryte w opowieści o stworzeniu człowieka, którego Bóg lepił z gliny. Izraelici wyruszali z Egiptu jako uciekinierzy, podczas drogi doświadczyli, że Bóg zlepia ich w Izrael, a robi to z piasku pustyni.
Co daje więc pielgrzymka? Wolność, Życie, Tożsamość.
(fot. Paweł Kowalski SJ)
"Dziękujemy Panie za oczy, które mogą widzieć piękno"
Wstawałem zwykle około piątej rano. Najciszej jak się dało stawiałem obolałe stopy i próbowałem wydostać się z wielkiej sali zastawionej dziesiątkami łóżek w noclegowni dla pielgrzymów. Siadałem sobie w oknie, zagryzając mleczną bułkę posmarowaną masłem czekoladowym, które dźwigałem już od paru dni. I wpatrywałem się w jeszcze spokojne miasto, które za dwie godziny miało znowu przypominać rozpalony piekarnik. Bardzo lubiłem ten moment. Oglądałem miasto, ale mój duch wystrzeliwał w górę. A to dopiero był początek dnia.
Szlak prowadził przez oszałamiające pięknem miejsca. Piaszczyste plaże oblewane przez lazurową wodę, która co kilka kilometrów wypluwała z siebie ciężkie otoczaki. Ścieżka potem wiła się w głąb lądu, nad rzekami, przecinała hektary galicyjskich winnic. Piękno stworzenia samo z siebie zachęcało, aby dziękować Temu, który jest źródłem każdego piękna.
Kiedy wieczorem spotykaliśmy się na modlitwie, nie raz pojawiała się między nami intencja: "Dziękujemy Panie za oczy, które mogą widzieć piękno".
(fot. Paweł Kowalski SJ)
Jakiś czas temu uświadomiłem sobie, że w życiu za często moją głowę zaprzątają kolejne niecierpiące zwłoki sprawy, a za rzadko zadaję sobie pytanie, gdzie tak naprawdę jestem i co mówi do mnie teraz Bóg. Św. Paweł pisał do Koryntian: "teraz jest czas upragniony, teraz jest czas zbawienia" (2 Kor 6,2). Myślę, że naszym problemem jest przekonanie, że spotkanie z Jezusem, jeśli w ogóle nastąpi, to odbędzie się w nieokreślonej przyszłości, a nie tu i teraz. Tymczasem wydaje się, że Jezus zaprasza nas do tego, abyśmy zamieszkiwali obecną chwilę, bo przez nią chce do nas mówić. Obojętnie czy to początek dnia, kiedy nasz dom budzi się do życia, czy też kiedy przebywamy na łonie natury. Bóg jawi się jako Ten, Który Jest Obecny (por. Wj 4,16). Dlatego pielgrzymka uczy zamieszkiwać obecną chwilę.
"Dziękuję Panie za moje powołanie, dziękuję Ci za kapłaństwo"
Pierwszego wieczora pielgrzymki poszliśmy zjeść obiad. Zagadnęła nas kobieta, która przygotowywała posiłek. "Jesteśmy Polakami, katolickimi księżmi" - powiedział o. Paweł. Jej reakcja zaskoczyła chyba nas wszystkich. Stanęła przed nami i zaczęła opowiadać o tym, że została skrzywdzona, że kiedyś komuś zaufała, a teraz odczuwa bolesne tego konsekwencje. Jej oczy zrobiły się szkliste. Pomodliliśmy się w jej intencji.
To niesamowite jak różne są reakcje ludzi w kontakcie z księdzem. Często jest to obojętność, zdarza się hejt, ale to jakoś mnie nie razi. Najbardziej boli mnie, gdy ludzie wciskają się w jakieś nienaturalne pozy i starają się rozmawiać o "ludzkiej doli", "ludzkiej biedzie" tak jakby przypominali sobie frazy, które usłyszeli podczas nudnych kazań z dzieciństwa, a obecność księdza kazała im wyrzucić je z siebie. Reakcja tej portugalskiej kobiety była inna. Było w niej jakieś takie ogromne zaufanie. Nie miałem poczucia, że na nie zasługiwałem. Bardzo bym jednak marzył, żeby tak właśnie wyglądało kapłaństwo do którego mnie zaprosił Jezus. Być dla ludzi towarzyszem w poszukiwaniu Jezusa, czy to przez sakramenty, czy przez rozmowę duchową.
Przez pierwsze dni sam zastanawiałem się, dlaczego tak naprawdę jestem w trasie. Odpowiedź znalazłem, gdy licznik kilometrów pokazał 100. Chcę dziękować Bogu za moje powołanie. Chcę Mu dziękować za kapłaństwo, bo to najlepsza przygoda, w jakiej dotychczas uczestniczyłem.
Paweł Kowalski SJ - duszpasterz akademicki wspólnoty DA Winnica w Gdańsku Wrzeszczu. Bydgoszczanin. Ukończył filozofię na Akademii Ignatianum w Krakowie. Pracował w Szkole Kontaktu z Bogiem. Studiował teologię na Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie. Podharcmistrz i kilkukrotny przewodnik grupy SZARA WAPM
Skomentuj artykuł