Jako chrześcijanin zawsze uważałem, że życie nadprzyrodzone i cuda są czymś ważnym. To, że Maryja miałaby się ukazywać, uważałem za osobliwe. Uczono mnie, że takie manifestacje zakrawają na okultyzm. Tylko Jezus, nikt inny, może się objawiać!
Życie chrześcijańskie to nie tylko teologia i studiowanie Pisma, ale przede wszystkim spotkania i braterstwo z ludźmi, których dotknął i przemienił Bóg. Pozostawałem pod dużym wrażeniem poznawanych w różnych okolicznościach, żywo wierzących katolików i lektury nierzadko dramatycznych historii katolickich świętych.
Oswajanie się ze świętością
Jedną z osób, której istnienie uświadomił nam nasz syn Benjamin, był włoski kapucyn ojciec Pio. Nigdy wcześniej o nim nie słyszałem, ale zrobił na mnie ogromne wrażenie, gdy z lektury dowiedziałem się o jego bezgranicznym oddaniu się Jezusowi i cudach, które się wokół niego działy. Wracaliśmy latem 2004 roku samochodem do Szwecji przez Włochy. Benjamin namówił nas, by po drodze odwiedzić San Giovanni Rotondo - miejscowość, w której ojciec Pio spędził większość swojego życia. Gdy dotarliśmy na miejsce, w niewielkim miasteczku roiło się od ludzi. Odwiedziliśmy grób ojca Pio i kościół, w którym odprawiał Msze. Widzieliśmy też ogromny kompleks szpitalny, który dzięki jego wytrwałej wierze udało się zbudować. Robił wrażenie.
Ojciec Pio został pobłogosławiony wieloma z tych charyzmatycznych darów, o których mówi Paweł w dwunastym rozdziale Listu do Koryntian, i miał niezwykłą zdolność zaglądania do wnętrz ludzkich serc i odczytywania ich problemów. Ojciec Pio doświadczył wielu silnych duchowych przeżyć. Między innymi otrzymał stygmaty, co oznacza, że jego ciało zostało w nadprzyrodzony sposób naznaczone ranami Jezusa. Dotychczas sceptycznie odnosiłem się do takich kwestii, ale gdy przeczytałem, jak skrupulatnie go przebadano, przestałem wątpić, że naprawdę miał te niewytłumaczalne rany.
Cud to normalne działanie Boga
W lutym 2005 roku nawiązaliśmy kontakt z betlejemitkami z Bet Gemal w Izraelu, ich duchowość pociągnęła jedną z naszych współpracownic. Po niedługim czasie Avigail została tam nowicjuszką. Dzięki siostrom nawiązaliśmy też kontakt z innymi miejscami, w których działały. Jednym z nich było Lourdes w południowej Francji, ośrodek pielgrzymkowy, o którym słyszałem jeszcze w szkole. W roku 1858 dziewczynce o imieniu Bernadetta miała się tam objawić Maryja, po czym zaczęło tam dochodzić do cudów i uzdrowień. Tyle mniej więcej wiedziałem i odnosiłem się do tego z dystansem. To, że Maryja miałaby się ukazywać, uważałem za osobliwe. Uczono mnie, że takie manifestacje zakrawają na okultyzm. Tylko Jezus, nikt inny, może się objawiać!
Ale przecież czytałem w Piśmie, jak aniołowie odwiedzali Maryję Dziewicę i śpiącego Józefa. Do Piotra w więzieniu też przyszedł anioł, by go uwolnić z kajdan i otworzyć mu drzwi celi. Anioł poruszał wody sadzawki Owczej i ludzie, zanurzając się w niej, zostawali uzdrowieni. Prorok Samuel odwiedził po śmierci króla Saula, by go ostrzec, a Mojżesz i Eliasz ukazali się uczniom u boku Jezusa na górze Tabor. Są więc biblijne przykłady ludzi świętych i aniołów, którzy przychodzą z posłaniem prosto z niebiańskiego świata.
Pamiętam, że już przed laty zastanawiałem się nad tym, dlaczego Pan wysyłał aniołów, a nie sam przemówił do swojego ludu. Biorąc jednak pod uwagę liczne przykłady z Biblii, gdzie Pan przemawia i działa na wiele różnych sposobów, może On przecież równie dobrze uczynić posłańcem swoją Matkę, jeśli tylko zechce. Gdy nieco dokładniej przeanalizowałem objawienia z Lourdes, zobaczyłem, że wszystkie wskazują na Niego i to Jego wysławiają - niczym Maryja na weselu w Kanie. Czyż nie treść przesłania i to, kogo stawia ono w centrum, stanowi o jego autentyczności?
To nie to samo co wywoływanie duchów zmarłych za pomocą okultystycznych praktyk, których Biblia wyraźnie zakazuje. Święci, którzy zasnęli w łasce Bożej, modlą się i trwają w uwielbieniu przed obliczem Pana. W Liście do Hebrajczyków zostali oni nazwani uroczystym zebraniem, sprawiedliwymi, którzy "już doszli do celu" (Hbr 12, 23). Są oni w najwyższym stopniu żywi, bardziej niż my, tu na ziemi - żyją nieustannie przed Bogiem i trwają doskonale w Jego woli.
Jako chrześcijanin zawsze uważałem, że życie nadprzyrodzone i cuda są czymś ważnym. Czytanie Biblii i śledzenie opowieści o Jezusie Chrystusie też jest obcowaniem z rzeczywistością nadprzyrodzoną. Ewangelia nie traktuje wyłącznie o tym, co powiedział Jezus i co my powinniśmy robić. Mówi też o cudach, które Jezus uczynił ludziom, i przemianie, która następowała w wyniku jego interwencji. Chyba że cuda, które opisują Ewangelie, są w istocie mitami. A może Jezus, choć wtedy to wszystko uczynił, dziś już nie działa w ten sposób?
Bóg wciąż może i chce czynić cuda, także dla nas, dzisiaj. Fakt, że Kościół katolicki zawsze trzymał się tego, co nadprzyrodzone, otrzymanego objawienia i Boga, który może i chce interweniować, także w sposób nadprzyrodzony, pokazał mi, że jest to Kościół, który z biegiem czasu nie poszedł na ustępstwa, mimo nieustannych ataków.
Odmieniło mnie Lourdes
Zachód pozostaje obecnie pod silnym wpływem świeckiego racjonalizmu, który w swej świeckiej perspektywie nie ma zgody na nadprzyrodzone Boże interwencje. W takim właśnie społeczeństwie żyjącym przekonaniem, że wszystko da się naukowo wyjaśnić, a religia, z jej tak zwaną zabobonną wiarą w cuda, stanowi zbędny przeżytek, w Lourdes zdarzyły się jednak osobliwe rzeczy. Z tego morza sceptycyzmu Bóg wyniósł młodą, biedną dziewczynę Bernadettę Soubirous. W grocie Massabielle Bernadetta zobaczyła cudownie jaśniejącą panią, w której z czasem rozpoznała Maryję. Otrzymała od Niej między innymi polecenie, by rękami odgarnąć ziemię pod wskazaną skałą, po czym wytrysnęło w tym miejscu źródło. Gdy ludzie zaczęli się tam gromadzić na modlitwę, pić i czerpać wody ze źródła, ruszyła fala mocnych i namacalnych uzdrowień. I tak już miało zostać.
Początkowo trudno mi było w to uwierzyć, a sam koncept, że pojawiła się tam Maryja, wydał mi się podejrzany. Jednej myśli nie dało się jednak uniknąć. W centrum wszystkiego w Lourdes stał niewątpliwie Jezus, nawet jeśli miejsce Maryi jako Jego matki, było bardzo eksponowane. Fakt, że te cuda nie zadziały się w sposób, do którego byłem przyzwyczajony, uświadomił mi, że i ja noszę w sobie sporo racjonalnego sceptycyzmu, nad którym muszę popracować.
Kiedy w październiku 2007 roku udaliśmy się z Birgittą do Lourdes, zatrzymaliśmy się na tydzień w klasztorze sióstr betlejemitek. Wizyta w sanktuarium była niezapomnianym przeżyciem. Choć w Lourdes roi się od sklepików z najróżniejszymi religijnymi pamiątkami, a wszędzie przelewają się tłumy ludzi, miasteczko jest malownicze i bardzo naznaczone tym, co zdziałał tam Bóg.
Do Lourdes nieustannie przybywają tysiące chorych, a widok posługujących im z wielką miłością i oddaniem wolontariuszy z całego świata chwyta za serce. Chorzy i słabi są dla Jezusa naprawdę ważni. Jego czuła troska o nich jest w Lourdes wyraźnie widoczna w osobach Jego sług.
Rankiem obserwowaliśmy setki poważnie chorych na noszach i wózkach inwalidzkich, zgromadzonych na Mszy Świętej, na której się za nich modlono. Do wszystkich odnoszono się z wielkim szacunkiem i miłością. Kolejki do groty i źródła były długie, mimo to ludzie czekali w skupieniu, oddając się modlitwie. Nie wyczuwało się najmniejszego stresu. Wręcz przeciwnie. Wszędzie panowała atmosfera wielkiego pokoju i modlitwy. To było zadziwiające. Nigdy wcześniej, nigdzie indziej nie doświadczyłem niczego podobnego. A przecież bywałem w tylu cudownych miejscach i uczestniczyłem w tylu konferencjach i spotkaniach na całym świecie. Lourdes okazało się pod wieloma względami zupełnie wyjątkowe i nigdy nie zapomnę tej wizyty. Była dla mnie bardzo silnym i bardzo żywym duchowym przeżyciem.
***
Świadectwo pochodzi z książki "Wielkie Odkrycie. Nasza droga do Kościoła katolickiego" Ulfa i Brigitty Ekman.
Znane na całym świecie charyzmatyczne małżeństwo opowiada o swoim nawróceniu i konwersji na katolicyzm: "Książka ta dotyka jednej z najważniejszych decyzji, jaką podjęliśmy na naszej chrześcijańskiej drodze".
***
Ulf Ekman - charyzmatyk, szwedzki teolog, misjonarz i etnograf. Były pastor i założyciel Kościoła Livets Ord. Przeszedł na katolicyzm wraz z żoną.
Skomentuj artykuł