W świątecznym (oby) spowolnieniu rytmu życia znajdźmy czas i pozwólmy, by patrzyły na nas oczy Jezusa - Boskiego Dziecięcia. Wpatrujmy się w piękno, które z nich emanuje... I prośmy, byśmy stawali się przy Nim i dzięki Niemu - ufnymi dziećmi Boga Ojca.
Bóg ...w tych ostatecznych dniach przemówił do nas przez Syna (Hbr 1, 1).
I znów jest Boże Narodzenie. Przypominamy sobie i obwieszczamy światu, że Bóg stał się Człowiekiem! I że zgodnie z dawnym proroctwem jest już naprawdę Emanuelem, czyli Bogiem pośród nas. Znów dostąpimy wielkiej łaski, gdy w zaciszu "izdebki" na modlitwie, a jeszcze pełniej i najpełniej w czasie Eucharystii, zaktualizuje się dla nas najważniejsze Wydarzenie ludzkich dziejów. Tak Tajemnicę Wcielenia i Bożego Narodzenia odczytała część Izraela. Tak odczytują ją liczne narody, a w nich niezliczone rzesze. Są nas już miliony, a nawet miliardy.
Odcięci od głębi serca
To prawda, jest i druga, mniej "powabna" strona medalu. Niestety, nasza codzienność zda się z jakąś zaprogramowaną konsekwencją odcina nas od głębi własnych serc. A być odciętym od serca, to być pozbawionym czegoś najbardziej wewnętrznego i własnego. Może to mieć fatalny wpływ na codzienny kształt i barwę istnienia. Nasza egzystencja - pozbawiona duchowej mocy, powiązanej przez Stwórcę z właściwymi człowiekowi wielkimi pragnieniami i niewymownymi tęsknotami - traci polot i "rozpiętość skrzydeł", marnieje.
Są podziemne rzeki, których nie widać, ale są; zasilają, rzeźbią skały… Podobnie jest z rwącymi strumieniami naszych tęsknot i pragnień. Na szczęście, niezależnie od naszych doraźnych decyzji i zmiennych upodobań - głęboko wpisane w nas tęsknoty i pragnienia wciąż i nieodwołalnie są znakiem Boga Stwórcy. Wciąż są, istnieją i czekają na poważne potraktowanie. Praktycznie oznacza to, że winniśmy pojąć, że to Bóg Stwórca takimi nas ukształtował. Takimi to znaczy jako ku Niemu skierowanych i jako (wielce obiecująco) niespokojnych (por. św. Augustyn). Tak upragnione uspokojenie umysłu i ukojenie głębi serca może nam dać tylko wyraźne odniesienie do Boga i kontakt z Bogiem. Na pewno nie da nam tych dóbr żadne wewnątrz doczesne świętowanie, żadna zabawa. Także nie da nam tego kulturowa otoczka obecnie (przez wszystkich jakoś) przeżywanych Świąt Bożego Narodzenia, nawet gdyby była najbardziej kolorowa i wesołkowata. Również miłe i najdroższe prezenty też nie wypełnią tęskniącej pustki serc.
Do austriackich benedyktynów mówił o tym Benedykt XVI w taki sposób: "Każdy człowiek nosi w głębi swego serca, świadomie lub nieświadomie, tęsknotę za ostatecznym zaspokojeniem, najwyższym szczęściem, a więc w istocie za Bogiem. (...) Bóg Stwórca nie postawił nas, ludzi, w przerażających ciemnościach, gdzie idąc po omacku musielibyśmy rozpaczliwie szukać fundamentalnego ostatecznego sensu; Bóg nie opuścił nas na pustyni nicości, pozbawionej sensu, gdzie w ostatecznym rozrachunku czeka nas tylko śmierć. Nie! Bóg rozświetlił nasze ciemności swoją światłością za sprawą swego Syna Jezusa Chrystusa. W Nim Bóg wszedł w nasz świat z całą swoją "pełnią" (por. Kol 1,19), w Nim wszelka prawda, za którą tęsknimy, ma swój początek i swoje uwieńczenie. Nasze światło, nasza prawda, nasz cel, nasze zaspokojenie, nasze życie - wszystko to nie jest jakąś doktryną religijną, lecz Osobą: Jezusem Chrystusem. Przerasta to znacznie nasze zdolności szukania i pragnienia Boga, jesteśmy już szukani i upragnieni, co więcej, znalezieni i odkupieni przez Niego! Błądzący wzrok ludzi wszystkich czasów i narodów, wszystkich filozofii, religii i kultur napotyka zawsze szeroko otwarte oczy Syna Bożego, ukrzyżowanego i zmartwychwstałego; Jego otwarte serce jest pełnią miłości. Oczy Chrystusa są spojrzeniem Boga, który miłuje; (...) spojrzenie to kieruje się do każdego człowieka. W istocie Pan spogląda w serce każdego z nas .
Właśnie, "zawsze szeroko otwarte oczy Syna Bożego", które spoglądają w serce każdego z nas. W czysto ludzkim wymiarze jest to piękne i znaczące przeżycie, gdy zdarza nam się dłużej patrzeć w oczy dziecka i gdy ono patrzy nam w oczy. Dorośli potrafią tak (kontemplacyjnie i zadowalająco) patrzeć na siebie nawzajem zapewne tylko w wielkiej wzajemnej miłości. "Szeroko otwarte" i miłujące nas oczy Syna Bożego zawsze na nas czekają. Są też zawsze łagodne i delikatne. Nigdy nie uprzedmiotawiają. A dziś - w czasie świętowania Bożego Narodzenia - przyciągają nas do siebie oczy Dziecięcia Jezus. Są one szeroko otwarte i miłują.
W świątecznym (oby) spowolnieniu rytmu życia znajdźmy czas i pozwólmy, by patrzyły na nas oczy Jezusa - Boskiego Dziecięcia. Wpatrujmy się w piękno, które z nich emanuje... Odczujmy także słodycz Bóstwa... I prośmy, byśmy stawali się przy Nim i dzięki Niemu - ufnymi dziećmi Boga Ojca.
Ścigani łaskami, gdy miłujemy
Miłujący pragną wzajemności. Bóg Ojciec nas miłujący - Jego Syn i Duch Święty podobnie - też pragnie być przez nas miłowany. Mistycznym duszom Jezus bardzo często komunikuje gorące pragnienie wzajemności w miłowaniu. "Córko Moja, - zwracał się Jezus do s. Faustyny Kowalskiej - o gdybyś wiedziała, jak wielką zasługę i nagrodę ma jeden akt czystej miłości ku Mnie, umarłabyś z radości. Mówię to dlatego, abyś się ustawicznie łączyła ze Mną przez miłość, bo to jest cel życia duszy twojej; akt ten polega na akcie woli; wiedz o tym, że dusza czysta jest pokorna; kiedy się uniżasz i wyniszczasz przed Majestatem Moim, wtenczas ścigam cię łaskami swoimi, używam wszech¬mocy, aby cię wywyższyć" (Dz 576).
Czy zechcemy zaofiarować Dzieciątku Jezus choć jeden akt czystej miłości?
A może nie jeden, ale znacznie więcej... Nasz rozum otrzymuje ze strony Objawienia tyle racji i argumentów, pobudzających wolę i serce do miłowania Jezusa. On zaś nie da się prześcignąć w miłości i obdarowaniach; obiecuje ścigać nas łaskami. Obiecuje, że użyje swej wszechmocy, aby nas wywyższyć. Trzeba jednak, jak przed chwilą było to powiedziane, do aktów miłości przydać czystość, pokorę, uniżenie siebie, pokorę w obliczu Majestatu Boga i pokornej Miłości Zbawiciela.
Są w obecnej cywilizacji i w głębi naszych podzielonych serc "rzeczy", które nas duchowo otępiają i usypiają.
Pewno w jakiejś mierze Adwent pomógł nam te negatywne zjawiska dojrzeć i nazwać... Może już popatrzeliśmy na nie z pewnego dystansu i je odrzuciliśmy (jako przeszkodę). Może stworzyliśmy w sobie (bardziej stabilną) przestrzeń dla ponownej i głębszej kontemplacji wielkiej tajemnicy Wcielenia i Bożego Narodzenia. A gdyby nie, gdyby nie dość, to niech dobudzają nas wołania św. Pawła i św. Augustyna: "Przebudź się, człowiecze: dla ciebie Bóg stał się człowiekiem! «Zbudź się o śpiący, i powstań z martwych, a zajaśnieje ci Chrystus» (Ef 5, 14). Dla ciebie, powtarzam, Bóg stał się człowiekiem". Jest to Wydarzenie - a i trwająca Rzeczywistość - zbyt wielka, by przechodzić koło niej obojętnie, z chłodnym rozumem i sercem.
Skomentuj artykuł