To nie Bóg potrzebuje człowieka, chociaż stworzył go na swoje podobieństwo. To człowiek, chociaż z taką “boską” metryką, potrzebuje Tego, który uczynił mu miejsce na świecie. W Boże Narodzenie warto sprawdzić, jak bardzo nie jesteśmy samotni.
Święta Bożego Narodzenia to czas, w którym doświadczamy radości, że nie jesteśmy samotni na tym świecie. Doświadczenie uczy, że poza nami, żyjącymi na naszej planecie – nie ma innych ludzkich istot. A jeżeli nawet gdzieś są, nie znamy ich. Jesteśmy zatem sami. Ale odkąd dwa tysiące lat temu, gdzieś w Palestynie narodził się Jezus, nie jesteśmy już samotni.
Jezus wszedł między ludzi – historycznie i mentalnie. Chociaż ów fizyczny akt był jednorazowy, jego doświadczenie ma charakter ciągły – i na tym polega jego piękno. Był to bowiem – i jest – akt miłości. Miłości odnawialnej. Wyraźniej uświadamiamy to sobie raz w roku, pod koniec grudnia. I mimo, że wtedy, w odległej Palestynie Jezus pojawił się na ziemi pośród innych problemów społecznych i politycznych oraz w innej przestrzeni religijnej, kiedy dzisiaj, w innych okolicznościach, o Nim myślimy – odczuwamy głównie nieprzemijalność i trwałość Jego nauki i Jego przymierza z nami, Jego szacunku i Jego miłości do nas. Jezus jest naszym Bogiem, dla którego człowiek to osoba rozumna i wolna. Osoba miłująca – Jego, siebie i swoich bliźnich. Pojawienie się Jezusa na ziemi ukazało nam, że jedyna drogą pozbycia się człowieczej samotności jest sojusz z Nim i poddanie się Jego miłości.
Dlaczego wierzymy?
Człowiek potrzebuje Boga, bo nie chce być – za życia – samotnym. W wydanym przez redakcję paryskiego dziennika Le Monde – Wielkim Atlasie Religii na 200 stronach znajduje się ponad 200 wykresów i tabel – wielkie religie, ich rozwój, wyznawcy, zasady wiary, wyznania zanikające czy wręcz unikatowe. Miejsce religii i wyznań w życiu państw i społeczeństw. Kontynenty i religie. Migracje religijne. Religie i polityka. Miejsca kultu i pielgrzymki. Jednym słowem – doskonale źródło wiedzy o historii religii i jej aktualnym stanie. Dostrzegamy wielką pracowitość autorów i redaktorów tego kompendium. I z miejsca rzuca się w oczy pierwszy tytuł pogłębionej analizy: Mission Impossible. Czy można zrozumieć złożoność wierzeń i religii? Czy można zrozumieć, dlaczego ludzie wierzą?
Najprostsza odpowiedź, podpowiadana zresztą przez naszą wiarę brzmi: człowiek wierzy z wdzięczności za własne powołanie do życia. Ale chociaż to rzecz wielka, bodaj najważniejsza, bo przecież od życia wszystko się zaczyna, to jednak nie wystarczy. Jeżeli bowiem wierzymy w narodzenie Jezusa, w Jego życie i głoszoną przezeń naukę, w Jego śmierć i zmartwychwstanie, to nasza odpowiedź będzie głębsza i pewnie też prawdziwsza: wierzymy, bo zostaliśmy obdarzeni Miłością i uzyskaliśmy wskazówki, wręcz drogowskaz jak żyć, jak miłować, jak być dobrym, jak nie popełniać błędów, a gdy już zdarzy nam się zbłądzić – jak nasz błąd naprawić. Dzięki temu nie jesteśmy już samotni, chociaż w wielkim tajemniczym Wszechświecie jesteśmy jak dotychczas sami.
Wróćmy do Atlasu. Kilka stronic dalej znajdziemy imponująca mapę świata – nie polityczną, nie fizyczną, nie mapę bogactw naturalnych, lecz – jak piszą autorzy – mapę religii planetarnych. Kontynenty zabarwione różnymi kolorami. I niewiele skrawków naszej planety pokrywa kolor biały, czyli – jak mówi legenda – bez wyznań i religii. Do tego, są to obszary – jak serce Sahary czy pustyni saudyjskiej albo głębia Amazonii – na których praktycznie nie ma życia, nie ma ludzi… Nie ma ludzi, więc nie ma religii. Na pozostałych obszarach Ziemi religie występują. Jednym słowem – gdziekolwiek żyje człowiek, wszędzie towarzyszy mu religia. Gdziekolwiek żyje, nie jest osamotniony: jest z nim Bóg.
Gdyby Jezus przyszedł dzisiaj
Bóg, który objawił się w ludzkiej postaci, ukazał wierzącemu weń człowiekowi nie tylko bezkres Miłości, ale i kruchość jego ziemskiej egzystencji. Skoro Pan, obleczony w człowieka uległ mocy i sile innego człowieka, który pozbawił Go życia – cóż z egzystencją nas, którzy przecież atrybutów Pana nie posiadamy. Już sama świadomość tego faktu przeczy rzekomemu aksjomatowi, iż jesteśmy samowystarczalni, że potrafimy organizować własne życie bez Bożego wsparcia, że możemy sami pisać scenariusze życia i oddawać się iluzji, że wsparci rozumem wyjaśnimy wszystkie tajniki naszej egzystencji.
Ale ta coroczna Uczta, kiedy wierzący świętują przyjście Pana jest dla nich ważna także z innego punktu widzenia. Jezus pojawił się na Ziemi dwa tysiące lat temu. Czy dzisiaj, gdyby przyszedł właśnie teraz, właśnie za naszego życia, mówiłby to samo, co wtedy? Czy przyszedłby właśnie w Palestynie? Czy nasza cywilizacja, inna przecież od tamtej, miałaby dla Niego znaczenie? Czy Jego nauka uległaby modyfikacji? Czy używałby naszych środków technicznych? Czy możliwe jest założenie, że Jezus przemawiałby do nas w telewizji, a nie na górze? I jaka byłaby nasza reakcja na Niego? Czy uwierzylibyśmy w Jego przyjście?
Stawiać takie pytania możemy w nieskończoność, w dodatku bez widocznego rezultatu. Dlatego, jak sądzę, ważniejsza jest inna, Bożonarodzeniowa refleksja. Rocznica narodzin Jezusa każe wierzącym zapytać samych siebie – czy wiara w Jego nadejście, w Jego pobyt wśród nas, wiara, którą wyznają dzisiaj, ma znaczenie dla ich zachowań, postaw, podejmowanych decyzji? Czy dzięki wierze w Jego obecność wśród ludzi zmniejszył się obszar głodu na świecie, ubyło bólu, troski i nieszczęścia? Czy nasze organizacje, stowarzyszenia i instytucje, w których działają chrześcijanie, stały się bardziej ludzkie, bardzie współczujące, bardziej wypełnione wrażliwością i miłością bliźniego?
Nie są to łatwe pytania, a odpowiedzi na wiele z nich bulwersują i zniechęcają. Narodzenie Jezusa nie sprowadziło automatycznie na ziemię raju, nie ma go też i po dwu tysiącach lat od chwili, kiedy pierwsi z ludzi uwierzyli w Jego misję. Ale warto, właśnie wtedy, gdy w uroczystym nastroju przywołujemy te Narodziny, takie same jak nas wszystkich, a jednak jakże inne – okazać radość, że dzięki Niemu nie jesteśmy samotni w tym bezgranicznym Wszechświecie i że możemy – jeżeli tylko zechcemy – być lepsi.
Skomentuj artykuł