(fot. flatworldsedge/flickr.com/CC)
ks. Paweł Prüfer
W życiu nie wszystko jest zrównoważone i dokładnie uporządkowane. Rozumieją to nawet ci, którzy przejawiają pedantyczne skłonności.
Czy jest zatem tylko balansowaniem między tym, co jeszcze jest w porządku, a tym, co już w porządku nie jest? Czy uczeń ma angażować tylko tyle wysiłku, by nie zostać ze szkoły usunięty? Sąsiadowanie z innymi - czy tylko na takich zasadach, aby nie zostać pozwanym do sądu? Praca - czy tylko tyle pracy, aby nie zostać zwolnionym? Czy wiara, ale taka tylko, żeby w razie czego powiedzieć bliżej nieokreślonej instancji: "Przecież wiesz, myślałem czasem o Tobie"?
Gdyby wszystko, co czynimy, cała nasza moralność i przestrzeń międzyludzkich relacji opierała się tylko na zasadzie prawa cywilnego, gdyby całe nasze życie osobiste, w rodzinie i w skali miasta, kraju, opierało się na zgodności z prawem ustanowionym przez państwo, a bez tego, co w myśli społecznej Kościoła zostało nazwane "przyjaźnią społeczną" (Papieska Rada Iustitia et Pax 2005: 255-257), to jakiego rodzaju wspólnotowość i na jakim poziomie człowieczeństwo by się realizowało?
I chyba o to właśnie między innymi Chrystus ośmiela się pytać: na jak wiele nas stać, by wyjść poza prawo? I jak wiele szczęścia jest w bezinteresowności i w obszarach ducha, bo przecież człowiek nie jest zamknięty jak więzień w celi lub skrępowany jak owad, niechcący zaplątany w pajęczynę? I ile jest w nas, z racji naszej wolności, spontanicznej umiejętności oddawania, dzielenia się tym, co zdarza nam się chorobliwie strzec niczym skalną grotę wypchaną złotem? I ile w tym także satysfakcji, której nie otrzymuje się innym sposobem, jak tylko za sprawą bezinteresownego impulsu miłości?
Opowiedział ktoś swoją małą historię, pewien pozornie banalny epizod. Jakiś czas temu, parkując samochód i kalkulując, ile czasu zajmie mu załatwienie wszystkich planowanych spraw, zakupił bilet parkingowy. Okazało się, że wrócił wcześniej, niż planował. A tym samym bilet parkingowy był jeszcze ważny przez ponad godzinę. Pomyślał: mnie się już nie przyda, zaproponuję go kierowcy, który właśnie zaparkował obok: "Proszę pana, proszę bilet, bo jeszcze jest ważny, a ja go nie wykorzystam". A w odpowiedzi pytanie kierowcy, podejrzewającego chyba jakiś podstęp: "Za ile?". Cóż było odpowiedzieć? "Za nic". Zdziwienie. Abstrahując od poprawności (i uczciwości) względem zasad korzystania z biletów parkingowych, można dostrzec ciekawą logikę opartą prawdopodobnie na doświadczeniu wielu ludzi.
Ewangelia nic nam nie mówi o parkowaniu, ale chyba nietrudno zrozumieć, że zachęca, aby sprawiedliwość Jego wyznawców była większa niż uczonych w Piśmie, większa, to znaczy głębsza, ześlizgująca się z litery prawa w literę ducha. Ewangelia scala dwa światy, które często bywają skutecznie sobie przeciwstawiane, zważywszy na ich odrębność: ciało i duch, to, co widzą oczy sąsiadów, kolegów w pracy i na uczelni, i to, co jest przeznaczone tylko do osobistego wglądu i oglądu. Bóg chrześcijański przekonuje o tym, że jest obecny w człowieku, w jego widzialnym i niewidzialnym wymiarze. Boże oczy nie są po to, aby człowieka przefiltrowywać, i nie po to, aby ścigać człowieka za nieprawości, zakryte przed ludźmi sprawki. Czy zrównoważenie ciężaru słów "Nie zabijaj" i "Nie gniewaj się na brata" spowoduje, że autentyczne zaciekawienie Ewangelią i życie nią przestanie wchodzić w grę? Ewangelia człowieka przerasta, ale przecież wiele rzeczy człowieka przerasta. I mimo to człowiek wytrwale do tych rzeczy dąży. Tylko ten, kto prawdziwie kocha, jednocześnie wymaga. Czy nie jest tak chociażby w wychowaniu? Czy nie to miał także na myśli Karol Wojtyła, kiedy pisał Miłość i odpowiedzialność i gdy mówił już jako Papież, by wymagać od siebie, nawet jeśliby inni nie wymagali?
To oczywiste, że zarówno od siebie, jak i od innych nie można wymagać nieproporcjonalnie dużo. Ale z wymaganiem od siebie bywa i tak jak w dowcipie: Spotyka się dwóch kolegów. - "Wyglądasz na wypoczętego, taki jesteś radosny, zadowolony z życia! Chyba jesteś na urlopie?". "Nie ja, ale mój szef".
Ewangelia nie powinna człowieka przytłaczać. Nawet jeśli jej doskonałe wypełnienie będzie niemożliwe. Chyba nie wymaga zbyt wiele i ponad ludzkie siły, jeśli człowiek jest "odgórnie" wspierany przez Autora Ewangelii. Dlaczego? Bo jest prawem wolności. Jeśli mówi człowiekowi: "Możesz więcej", to dlatego, że po pierwsze, jej Twórca swojemu stworzeniu pomaga, a po drugie, człowiek wolny potrafi więcej i lepiej. Bycie dla siebie, ale jak? - także w pełnym przeświadczeniu, że jest się wspieranym, umacnianym, prowadzonym, ale za każdym razem inteligentnie, wychowawczo, bez ubezwłasnowolnienia.
Rozważanie pochodzi z książki: W poszukiwaniu recepty na życie
Ks. Paweł Prüfer w swojej książce umiejętnie łączy Ewangelię z codziennością. Widzi w niej ciągle zapisywaną księgę, pełną spraw powszednich, oczywistych, ale też skrywanych i lekceważonych. Z empatią i humorem prowokuje do refleksji. Z optymizmem zadaje niełatwe pytania. Wszystkim złaknionym sensu w zwyczajności pomaga w jego poszukiwaniu.
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Skomentuj artykuł