Ostatnio pierwszy raz usłyszałam zaskakujące zdanie: "nie wiem, czy Bóg istnieje, może tak, może nie". Co pomyślałam potem?
Powstrzymałam się od tego, żeby cokolwiek powiedzieć i zaczęłam myśleć o tym, jak zareagowałbym jeszcze parę lat temu.
Jak kogoś przymusić do wiary?
Na pewno próbowałbym przekonać go na wszelkie sposoby, że Bóg istnieje, że jest obecny wśród nas, że cały czas nam pomaga.
Bardzo szybko znalazłabym spotkania, wspólnoty, msze, na które chciałabym go zaprosić. Mam wrażenie, że zrobiłabym wszystko, żeby przybliżyć go do wiary.
Próbowałabym też rozmawiać, przekonywać, szukać argumentów. Najprawdopodbniej ja szukałabym argumentów ze strony wiary i Kościoła, a on broniłby się argumentami naukowymi. Powstanie świata? Wszystko ogranicza się do ewolucji. Życie wieczne po śmierci? Przecież nikt nie wie, czy jest naprawdę. Atak-obrona, atak-obrona.
Czy chcemy tak ze sobą rozmawiać?
Nie wiesz, czy Bóg istnieje? To świetnie!
Kiedy usłyszałam to zdanie..., bardzo się ucieszyłam. Dlaczego? Dlatego, że skoro mówi o tym głośno, to znaczy, że się zastanawia, że szuka. Skoro nie jest pewien, to dobrze, bo nie jest przeciwko. Kiedy usłyszałam to zdanie, nie miałam ochoty ani potrzeby do niczego go przekonywać.
Wokół pojawiały się rozwiązania: spróbuj się pomodlić, spróbuj pójść na mszę. Potem zaczęły mnożyć się pytania: to w jaki sposób powstał świat? to co będzie po śmierci?
A ja nie potrafiłam nic powiedzieć, bo skoro nie wie czy Bóg istnieje, to jak ma się do Niego modlić? Pomyślałam, że to, co jest najważniejsze, to modlitwa za niego, ale też to, żeby znalazł własną drogę.
Dla mnie wytłumaczenie wiary w Boga to jak wytłumaczenie relacji, związku. Do pewnego momentu możemy go wytłumaczyć, ale kiedy spotykamy się z pytaniem "dlaczego właśnie jego wybrałaś", to nie potrafimy odpowiedzieć. Tworzenie relacji i decyzja na nią jest na tyle subiektywna i osobista, że nie da się tego wytłumaczyć, ale można poszukać swojej relacji i swojego wyboru.
Czy wierzący powinien zareagować w określony sposób?
Zastanawiałam się, czy powinnam zareagować w określony sposób, czy moja reakcja jest niewłaściwa? Przecież jako osoba wierząca powinnam zadbać o tę "zagubioną owieczkę" i zrobić wszystko, żeby zaprowadzić ją do kościoła. Tak, zgadzam się z tym wszystkim, ale skąd mogę wiedzieć, czy ja mam to zrobić?
>> Jak wygląda plan Boga na twoje życie?
Skąd mogę wiedzieć w jaki sposób to zrobić? Jeżeli się z nim spotkam, jeżeli z nim porozmawiam, jeżeli go poznam, to będę wiedziała, co mogę robić, a czego nie. Będę mogła go zapytać: "czego potrzebujesz?" Bo kto inny da mi na to odpowiedź?
Skomentuj artykuł