Ewangelie na opisy kilku ostatnich dni życia Jezusa poświęcają nieproporcjonalnie dużo miejsca, a opisy spotkań wielkanocnych zdają się być krótkie i nieliczne. I choć śpiewamy: Alleluja!, to jednak nie brzmi ono wystarczająco mocno. Zdaje się, że bardziej czujemy: „Wisi na krzyżu”, albo „Gorzkie żale”. Czy zatem Wielkanoc musi się ‘poddać’, ustąpić pierwszeństwa? Niekoniecznie, choć trzeba sobie trochę pomóc. Trzeba poszerzyć wyobraźnię ducha.
Maria usłyszała za sobą jakiś szelest i zapłakana odwróciła się. Przed nią stał jakiś nieznajomy mężczyzna. Pewnie to ogrodnik – pomyślała, może on będzie coś wiedział, gdzie podziało się ciało Jezusa.
Zabrano Pana, ale kto i po co? Takich rzeczy się nie robi, to wbrew religii – snuła dalej w myślach swoje rozważania.
Nieznajomy zapytał ją jednak, czemu płacze? Nie mogła opanować swojego szlochu, ani zatrzymać potoku łez spływającego po jej policzkach.
W końcu, nie zważając na nic i myśląc, że spotkany człowiek to ogrodnik, zapytała go czy to on przeniósł gdzieś ciało Jezusa i gdzie je położył. Bo ona tam pójdzie i zabierze je. Pomyślała, że musi je odzyskać, aby ze czcią pochować.
Nie mogła pozwolić na to, żeby ciało ukochanego Pana było bezczeszczone.
Mario, tak byłaś zajęta swoimi myślami i problemami, że nie umiałaś rozpoznać Jezusa. Naucz mnie z twoją determinacją szukać Jego obecności.
Przypomnę sobie jakąś sytuację, w której w drugim człowieku, nieznajomym, ubogim, potrzebującym nie dostrzegałem Jezusa. Przeproszę za to.
Skomentuj artykuł