Minęło Triduum Paschalne i radość Zmartwychwstania. Wróciliśmy do codzienności, czekamy na kolejne święta. A Bóg ma dla nas coś znacznie więcej. I chce dać nam to natychmiast.
Małgorzata Czekaj: W Kościele skupiamy się na przeżyciu Wielkiego Postu oraz Triduum Paschalnego, które jest centrum wiary chrześcijańskiej. A co z okresem wielkanocnym, który trwa od Niedzieli Zmartwychwstania do Niedzieli Zesłania Ducha Świętego? Czy chrześcijaństwo bez niego byłoby niepełne?
Damian Stachowiak CR: Gdyby nie było okresu wielkanocnego, nie byłoby ważnego etapu dojrzewania Apostołów i uczniów do zadania i misji, które zostawił im Jezus. On sam przez czterdzieści dni objawia się im i pokazuje swoje przemienione rany. To jest cel, nie jest nim Wielki Piątek. Wielki Piątek to przełom.
Wydarzenia na Golgocie były dramatyczne, a zarazem zbawcze, jednak uczniowie mieli w sobie dużo wątpliwości i lęku, dlatego potrzebowali długiego okresu Wielkanocy po to, żeby oswoić się z Jezusem Zmartwychwstałym. Żeby On przemienił w trakcie tych spotkań ich rany i żeby doświadczenie zmartwychwstania stało się w ich życiu silniejsze niż doświadczenie umierania.
W jaki sposób możemy się przygotować do spotkania ze Zmartwychwstałym Jezusem, do "oswojenia się" z Nim?
Przede wszystkim korzystając z Liturgii Słowa. W czasie wielkanocnym przypominamy sobie Dzieje Apostolskie - dzieje pierwszego Kościoła, a więc tak naprawdę pierwszych "zmartwychwstańców", czyli Apostołów, którzy doświadczyli spotkania ze Zmartwychwstałym Panem. Warto wracać także do scen ewangelicznych, w których Chrystus pokazuje siebie po zmartwychwstaniu. Coraz bardziej popularnym nabożeństwem jest Droga Światła, w której podczas kolejnych stacji zatrzymujemy się na rozważaniach spotkań z Jezusem Zmartwychwstałym.
Niektórym łatwiej jest jednak pójść Drogą Krzyżową. Odnajdują w niej swoje cierpienia i bóle... Co może być przeszkodą w doświadczeniu zmartwychwstania?
Myślę, że zatrzymujemy się na doświadczeniu cierpienia, bo ono samo w sobie jest bolesne i czasem nas paraliżuje. Trudne wydarzenia zostawiają w człowieku mocne piętno. Jest taka niebezpieczna pokusa zatrzymania się na cierpieniu. Z jednej strony, dobrze, jeśli w tym doświadczeniu szukamy solidarności z Chrystusem cierpiącym, ale z drugiej, jeśli jest ono bardzo silne, może przysłonić nam radość zmartwychwstania.
Podobnie stało się w życiu uczniów, co bardzo dobrze oddaje ewangeliczna ikona drogi do Emaus. Doświadczenie krzyża, cierpienia i życiowych ciemności prowadzi nas w dwóch kierunkach: albo zatrzymamy się na nim i pozwolimy, aby nas pokonało, albo popatrzymy na nie z perspektywy Krzyża Chrystusowego i zmartwychwstania. Wtedy wychodzimy ku światłu umocnieni i dojrzalsi.
Jak zrobić konkretny krok w tym kierunku?
Na pewno potrzebna jest decyzja, że ja chcę osobiście zmartwychwstać. Ku temu prowadzi nas tajemnica zwycięstwa Jezusa nad śmiercią: do osobistego przebudzenia i popatrzenia na życie z innej perspektywy. Poza tym, myślę, że potrzebujemy także pewnego klimatu i świadków. Jeżeli słyszę, że ktoś został przemieniony mocą Zmartwychwstałego Jezusa, to mnie to mobilizuje. W przemienionym człowieku mogę zobaczyć przemienione rany Chrystusa.
Do tego potrzeba pewnie wiary?
Tak, wiara pozwala nam zobaczyć więcej; pozwala nam widzieć dalej. Dzięki niej nie zatrzymujemy się tylko na tym co zewnętrzne, lecz dostrzegamy nadzieję nawet tam, gdzie ogłoszono śmierć. Doświadczenie wielu ludzi pokazuje, że ostatnie słowo należy do życiodajnej siły zmartwychwstania i nie ma takich ran, których Pan Życia nie mógłby przemienić; takich obszarów śmierci, których nie mógłby wskrzesić do życia. W tych wielkanocnych dniach trzeba modlić się o łaskę wiary, a jeśli nie ma takiego pragnienia wiary - prosić o to, aby Pan Bóg je dał.
Myślę, że istnieje jednak większe niebezpieczeństwo, o którym mówi papież Franciszek w Evangelii Gaudium: o tym, że niektórzy uciekają przed zmartwychwstaniem. To oznacza, że człowiek może uciekać przed tą wielką tajemnicą wiary. Dlaczego? Bo zmartwychwstanie zmienia życie. Możemy tak mocno przyzwyczaić się do schematów, lęków, oporów, ran i cierpień, a nawet do życia w zniewoleniu, że będziemy uciekać od zmartwychwstania - tajemnicy, która przełamuje schematy i wywraca życie do góry nogami. Tak, jak wywróciła życie i myślenie Apostołów. Oni mieli swoją wizję planu Bożego, jak na przykład Piotr, który - kiedy Jezus zapowiadał swoją Mękę, Śmierć i Zmartwychwstanie - mówił: Nie przyjdzie na Ciebie to, co zapowiadasz.
Czyli mamy nie bać się zmiany w swoim życiu?
Tak, przede wszystkim, nie bać się zmiany. Myślę, że lęk jest większym niebezpieczeństwem niż wątpliwości w wierze. Zobacz, że Tomasz również je miał i one zaprowadziły go do Jezusa. Spotkał Go we wspólnocie. A co spowodował w życiu Apostołów lęk? Byli w stanie się wycofać, wrócić do starego życia i starych schematów.
Kiedy Zmartwychwstały Jezus przychodzi do Apostołów, powtarza się pewna sytuacja, która kiedyś miała miejsce. Znowu łowią ryby, znowu mają puste sieci. Jezus przychodzi i pomaga im przeżyć ten moment, którego oni sami nie byli w stanie przejść. Nie beż powodu pierwszym darem, który im ofiaruje jest pokój. Jezus przychodzi po to, aby Apostołowie przyjęli Boży plan - zmartwychwstanie - który jest absolutnie rewolucyjny. To największa tajemnica wiary, która ma moc przemienić człowieka. Pod warunkiem, że chce. Bardziej niż niewiary bałbym się więc moich oporów i lęków przed przyjęciem tajemnicy zmartwychwstania.
Co, jeśli odkryjemy w sobie taki lęk?
Po pierwsze, trzeba się z nim skonfrontować i odpowiedzieć na pytanie: czego ja się boję? Przed czym uciekam? Nazwać te rzeczy po imieniu. Wtedy zobaczę, co stracę, jeśli zatrzymam się na tym lęku, a co zyskam, jeśli go pokonam.
Po drugie, potrzebujemy człowieka i wspólnoty. Nieważne, jaka ta wspólnota pierwszych Apostołów była (a była po Wielkim Piątku bardzo rozbita i poraniona: główny lider, Piotr, zdradził Jezusa i wyparł się Go, Judasz popełnił samobójstwo, Tomasza nie było, brakowało jedności, paraliżował ich lęk), ale to bycie razem choćby w strzępach wspólnoty ich ocaliło, bo przyszedł do nich Jezus. My też potrzebujemy siebie nawzajem.
Judasz pozwolił sobie zostać sam z doświadczeniem grzechu, ciemności i zdrady; konsekwencje okazały się tragiczne, ale Piotr wrócił do swoich. Wspólnota ocala człowieka, pomaga przezwyciężyć lęk i spotkać Jezusa Zmartwychwstałego, który jest większy niż mój lęk.
Załóżmy, że ktoś przeżył Wielki Post, Triduum, radość zmartwychwstania. Wraca do codzienności i nagle doświadcza bolesnej rzeczywistości: własnego grzechu, trudnych relacji w rodzinie... Czuje się jakby go ktoś spoliczkował i kolejny raz sponiewierał. Jak wytrwać w radości Wielkiej Nocy?
To, co wydarzyło się podczas Triduum Paschalnego, to jest pewien impuls. Żyć tajemnicą Paschy, to żyć tymi wydarzeniami, które zadziały się w Wielki Czwartek, Wielki Piątek, Wielką Sobotę i Niedzielę przez cały rok. Kiedy wracam do swojej rzeczywistości, to przeżywam swoje osobiste Wielkie Czwartki (kiedy np. umywam komuś nogi, albo ktoś mi), Wielkie Piątki (kiedy dotykam cierpienia), ciszę i pozorną pustkę Wielkiej Soboty, i wreszcie radość zmartwychwstania Wielkiej Nocy.
Paschalne dni są bardzo życiowe. Jezus jest w nich bardzo blisko naszego życia. Daje nam konkretne narzędzie, przez które możemy popatrzeć na swoje życie jak przez zwierciadło. Ważna jest umiejętność popatrzenia na codzienne sytuacje z perspektywy Triduum, które nieustannie dzieje się w moim życiu: gdzie dzisiaj jestem i które z wydarzeń jest mi najbliższe? To oznacza żyć od Paschy do Paschy i na tym polega życie duchowością paschalną: prześwietlać swoje życie rentgenem Paschy.
Ostatnio przeczytałem, że "Bóg przychodzi do nas przebrany za nasze życie". To znaczy, że On jest obecny we wszystkich wydarzeniach, jest zawsze blisko. Kiedy Jezus powiedział do niewiast, żeby przekazały uczniom, że mają iść do Galilei, to oznaczało to, że oni mają wrócić do swojej codzienności. Tym była dla nich Galilea: miejsce ich powołania, pracy, połowów, relacji. Jezus zapowiedział, że tam Go spotkają. Im bardziej widzimy Boga przychodzącego we wszystkich tajemnicach naszego życia, tym bardziej je akceptujemy. Jeżeli nie spotykamy Boga w codzienności, to czujemy się samotni i nie jesteśmy w stanie przejść naszych wielkich czwartków, piątków, sobót i niedziel. To stanowi dla nas wyzwanie: by nasze życie było nieustanną celebracją Paschy.
Niedziela Zesłania Ducha Świętego kończy okres wielkanocny. Co po nim nastanie?
Można powiedzieć, że czas wielkanocny to czas intensywnej formacji uczniów przez Jezusa - ostatnia prosta. To końcowy etap przygotowania świadków i następców. Dzień Pięćdziesiątnicy jest dniem, w którym Apostołowie napełnieni Mocą z wysoka wyruszają w świat, aby ogłosić zmartwychwstanie, które stanie się treścią ich życia i przepowiadania. Rozpoczyna się czas ewangelizacji świata, który trwa nieprzerwanie aż do dzisiaj. Tak, zdecydowanie należy podkreślić, że w dzień Pięćdziesiątnicy wybiła godzina ewangelizacji, która trwa!
Jest coś szczególnego w tej formacji Pana Jezusa?
Być w szkole Jezusa to nie znaczy być biernym obserwatorem tego co On czyni. Być w szkole Mistrza z Nazaretu to pozwolić Jemu patrzeć na mnie i na moje życie, to przeglądać się w oczach Boga. To w konsekwencji prowadzi mnie do głębokiej pracy nad sobą na różnych płaszczyznach, która wynika z bycia z Jezusem, a nie obok Jezusa, wynika z relacji z Nim - relacji, która staje się coraz bardziej zażyła. Apostołowie dzięki tej więzi dojrzewają, tak po ludzku, do budowania relacji, do konfrontacji z ludźmi należącymi do różnych kręgów: od faryzeuszy i władców po najbiedniejszych. To jest intelektualna, emocjonalna i zarazem duchowa formacja. To permanentny rozwój. Uczeń Jezusa to ktoś, kto sam dla siebie jest wyzwaniem. To ja jestem dla Niego pierwszą osobą, którą On ewangelizuje.
Często słyszymy o konieczności niesienia krzyża i wiemy, że - czy tego chcemy czy nie - trudności i przeciwności na naszej drodze na pewno się pojawią. Możemy je przyjąć i przeżyć z Bogiem lub nie. A jak to jest z niesieniem Dobrej Nowiny?
Głoszenie Ewangelii jest naturalnym owocem życia dynamiką paschalną. Niesiony krzyż ewangelizuje wówczas, jeśli niesiony jest z Jezusem, który zmierza konsekwentnie ku zmartwychwstaniu odsłaniając przed nami horyzont nadziei. Cierpienie przeżywane bez Jezusa może okazać się nie do zniesienia. Jeśli zatrzymujemy się tylko na niesieniu krzyża, na Wielkim Piątku, i traktujemy głoszenie Dobrej Nowiny jako opcję dla wybranych, to tak jakbyśmy nie rozumieli dynamiki tajemnicy paschalnej.
O chrześcijanach, którzy przyjęli klimat Wielkiego Postu bez Wielkanocy pisał papież Franciszek. Być człowiekiem Wielkiej Nocy to pozwolić Bogu przemówić tam, gdzie uczyniono już grób, gdzie zraniono śmiertelnie, gdzie zapanowały ciemności. W ten sposób oddajemy głos Bogu, odkrywamy sami, że ostatnie słowo należy do Boga i w ten sposób stajemy się świadkami zmartwychwstania, którego siła, nie pozwala zatrzymać tego doświadczenia dla siebie. Nie da się tego zatrzymać dla siebie!
Stało się to już w niedzielny poranek, kiedy kobiety poszły do grobu, aby namaścić ciało Jezusa. Dzięki doświadczeniu pustego grobu i spotkaniu Jezusa rozpoczęły one niekończący się maraton, aby ogłosić że Jezus naprawdę żyje!
Małgorzata Czekaj - dziennikarz, redaktor. Współpracuje z Tygodnikiem Niedziela i Niedzielą Młodych. Należy do Wspólnoty Chrystusa Zmartwychwstałego Galilea w Krakowie. Od sierpnia 2017 roku do maja 2018 roku będzie przebywać na misji ewangelizacyjnej w Butiamie w Północnej Tanzanii (diecezja Musoma).
Damian Stachowiak CR - rektor Wyższego Seminarium Duchownego Zmartwychwstańców oraz przełożony Centrum Resurrectionis - Centrum Zmartwychwstania w Krakowie. Zaangażowany w dzieło Szkoły Nowej Ewangelizacji św. Marka w Stryszawie i Wspólnoty Chrystusa Zmartwychwstałego Galilea.
Skomentuj artykuł