Iluż to wierzących katolików marnuje czas i energię na potępianie dzisiejszych celników i grzeszników? Na dzielenie społeczeństwa, zamiast je łączyć?
Nawet już w czasach apostolskich była pokusa, żeby tego przykładu Nauczyciela nie stosować. Żeby występnego wyłączyć, wykluczyć, nawet nie pozdrawiać, a więc nawet nie życzyć mu dobra, łaski Bożej, nawrócenia.
Ten problem niestety z biegiem wieków wcale nie słabnie, a czasem ma się wrażenie, że nawet narasta. Iluż to wierzących katolików marnuje czas i energię na potępianie dzisiejszych celników i grzeszników, na udowadnianie, jak bardzo złe mają intencje, na dzielenie społeczeństwa, zamiast je łączyć. Budują gruby mur, i po tej stronie są oni, dobrzy, a po tamtej – sami paskudni. I to paskudni bez żadnych jaśniejszych stron, paskudni do szpiku kości.
Zróbmy eksperyment. Powiedzmy, że ktoś szczególnie w danym środowisku niepopularny, na przykład jakiś przywódca polityczny „tamtej” strony, jest w prywatnym życiu dobrym ojcem rodziny, albo jest bardzo zaangażowany w działalność hospicjów, czy coś podobnego. Jaka jest nasza reakcja? Jeżeli jest nią dziękczynienie za dobro, które Bóg w tym człowieku złożył, to jesteśmy uczniami Nauczyciela. Ale jeżeli natychmiast mówimy: To nieprawda, albo najwyżej reklama, chwyt propagandowy – jeżeli blisko lub daleko istnieją ludzie, o których nic dobrego nie pozwalamy powiedzieć – to choćbyśmy się obwiesili papieskimi flagami, uczniami Nauczyciela nie jesteśmy.
Fragment książki „Mamy problemy”
Skomentuj artykuł