Modlitwa jest światem, w którym Bóg może zdziałać wszystko. Wyprawa do tej krainy to najwspanialsza z możliwych przygód. Stajemy u progu nieograniczonych perspektyw. Upadają przy tym prywatne, stwarzane przez nas samych światy. Świat odkrywany w modlitwie przenika przez zwyczajne wydarzenia codziennego życia.
W trzecim sposobie modlitwy, bazującym na dwóch ignacjańskich sposobach modlitwy, wyróżniamy pięć etapów czy też pięć kroków, czy jeszcze inaczej, pięć działań. Są tu możliwe dwa punkty wyjścia: zaczynamy bądź od wczucia się w siebie, bądź od uważnej lektury Pisma Świętego.
Wczuć się w siebie
Pierwszy krok - pierwsze działanie: uświadamiam sobie to, co w tej chwili jest dla mnie ważne. Przez chwilę (zależnie od potrzeby kilka minut) wyciszam się, uspokajam i uświadamiam sobie, w jakiej znajduję się sytuacji. Konkretnie mówiąc, wglądam w siebie, by zdać sobie sprawę z tego, co dziś lub ostatnio jest dla mnie ważne, bardzo ważne.
Pytam siebie: co dziś przeżyłem czy wciąż jeszcze przeżywam najintensywniej? Łatwo odpowiem na to pytanie, gdy zdam sobie sprawę z treści moich uczuć. Nasze uczucia mają różną treść i "barwę". Jedne są dla nas miłe, inne przykre; jedne wywołują poczucie radosnej lekkości istnienia, inne przygniatają nas. Jedne uczucia są przelotne i związane z wydarzeniami połowy czy całego dnia… Inne są niemal stałą barwą istnienia.
Przypatrując się sobie i swoim uczuciom, uświadamiam sobie, że np. mocno zabolało mnie dziś doznane niepowodzenie, doznana krzywda; ciąży mi konflikt z kimś lub konflikt sprzecznych dążeń we mnie. Kiedy indziej uświadomię sobie, jak bardzo (i nieskutecznie) pragnę poprawy relacji z ludźmi, jak bardzo przenika mnie niewypowiedziana tęsknota za pełnią, która jest tylko w Bogu itp.
W punkcie wyjścia mojej modlitwy mogę wydobywać na wierzch także to, co bywa przytłumione i zepchnięte, ale tak naprawdę niemal stale (i od dawna) jest dla mnie najtrudniejsze i codziennie przytłacza. Mogą to być skutki doświadczanego odrzucenia, a także poczucie mniejszej wartości, lęk, trwoga czy też przygniatające poczucie winy.
Czytać uważnie Pismo Święte
Bywa tak, że trudno jest zacząć proponowany sposób modlitwy w oparciu o to, co przeżywam teraz, dziś. Bywa, że nie potrafię wyciszyć się i nazwać tego, co dzieje się we mnie; czuję pustkę, jestem zdezorientowany… Żeby wyjść z impasu, sięgam po Pismo Święte i czytam je uważnie. Słowo Boże na pewno dotknie czegoś ważnego we mnie!
Na pewno coś mnie uraduje, bądź coś zaboli. Po kilku czy kilkunastu minutach lektury skontaktuję się jakoś z moim ważnym problemem, bólem, raną czy grzechem… A może raczej rozjaśnię się i rozraduję wewnętrznie; zechcę Boga wielbić, dziękować Mu… Może to np. opowieść z Ewangelii o paralityku lub głuchoniemym uświadomi mi moje duchowe problemy w relacjach z Bogiem i bliźnimi.
Kiedy indziej żywy oddźwięk obudzi treść Jezusowego Kazania na Górze, przypowieść o ziarnie czy wielkie obietnice dane przez Jezusa tym, którzy idą za Nim.
DEON.PL POLECA
Wypowiem siebie przed Bogiem
Drugi krok - drugie działanie: Wypowiem siebie przed Bogiem. Można to uczynić zwyczajnie, zwracając się do Boga w myślach czy szeptem... Jednak w omawianym sposobie modlitwy mam zadać sobie trochę trudu, by najpierw znaleźć jedno czy dwa krótkie zdania, które pasują do mojej obecnej sytuacji psychiczno-duchowej.
Dzięki pierwszemu krokowi już wiem, co gra w mojej duszy, co mi dolega, czego pragnę. Szukam zatem najodpowiedniejszego słowa-zdania, które pomoże mi wypowiedzieć siebie przed Bogiem - trafnie i najzwięźlej. Oczywiście, wiem skądinąd, że Bóg zna mnie, miłuje i chce mi przyjść z pomocą. Szanuje jednak moją naturę, dlatego czeka, kiedy do Niego przyjdę i zatrzymam się trochę dłużej w Jego Obecności.
Konkretnie wygląda to tak: Wczułem się w biblijną sytuację, np, niewidomego, który pragnie uzdrowienia. Z kolei uświadomiłem sobie, że i ja, choć patrzę i widzę, to jednak nie widzę tak, jak widzi Jezus; dlatego wypowiem siebie w takich zdaniach: Czego chcę, Panie? - Spraw, abym przejrzał. Inna sytuacja: Doświadczam chwiejności w swoim postępowaniu czy zwątpienia w wierze. Mogę zatem wypowiedzieć się w takim zdaniu z Ewangelii: Wierzę, Panie - zaradź memu niedowiarstwu.
Kiedy indziej czuję się wewnętrznie zraniony czy chory w swej psychice, w duszy. Mogę wtedy wypowiedzieć siebie wobec Chrystusa w takim akcie strzelistym: Jezu, Jezu we mnie - uzdrów mnie swoją Miłością (Staehelin). Jeszcze inna sytuacja: Czuję się odrzucony czy opuszczony przez wszystkich. Wtedy tak mogę się modlić: Choćby mnie opuścili ojciec mój i matka - to jednak Pan mnie przygarnie (Ps 27, 10).
Lub: Spocznij jedynie w Bogu, duszo moja - bo od Niego pochodzi moja nadzieja (Ps 62, 6). Gdzie szukać odpowiednich zdań do naszej modlitwy? Najlepiej w Piśmie Świętym, zwłaszcza w Psalmach, także w pieśniach religijnych czy w pełnych mądrości zawołaniach świętych, mistyków itp.
Ostatnia uwaga: jest lepiej, gdy to dopasowane zdanie jest rytmiczne. Zauważmy, że takie właśnie są dobrze znane nam akty strzeliste, np. akt miłości Boga: Boże, choć Cię nie pojmuję, jednak nad wszystko miłuję, nad wszystko, co jest stworzone, boś Ty Dobro Nieskończone.
Uspokoić oddech i wypowiadać akt strzelisty
Trzeci krok - trzecie działanie: Uspokajam się, zwracając uwagę na oddychanie. Przez kilka chwil uświadamiam sobie to, że oddycham. Oto wdycham powietrze i je wydycham. Może nieco, samoczynnie, pogłębi się mój oddech. Zauważając ten życiodajny rytm, poczuję pewien spokój. Teraz jestem gotów, by zacząć się modlić obranym aktem strzelistym. Przechodzę zatem do czwartego etapu i wykonuję czwarte działanie.
Czwarty krok - czwarte działanie: Słowa modlitwy wiążę z oddechem. Pierwszą część obranego aktu strzelistego wypowiadam (myślnie) przy wdechu, a drugą część zdania - przy wydechu (lub na odwrót). Dotąd wykonałem trzy działania. Zajęło mi to trochę czasu (może 5, może 10 minut). Teraz chcę czynić to, co jest najważniejsze. Zaczynam wołać do Tego, Który zna mnie, miłuje i bardzo pragnie mi pomóc! On na mnie patrzy, a ja wierzę Mu i ufam. Mogę zatem zacząć się modlić w najściślejszym znaczeniu tego słowa. Na to działanie poświęcę najwięcej czasu. Mojemu Dobremu Ojcu (por. Mt 6, 25nn) dam czas na zbawcze działanie!
To przede wszystkim mnie potrzebny jest ten dłuższy czas, by przyjąć zbawcze działanie Boga! Będę wypowiadał siebie tak długo, aż odczuję odpowiedź mojego Ojca. Będę wołać żarliwie.
Przypomnę sobie, że mogę być teraz jak dziecko uspokojone w ramionach ojca lub matki. Ja tak modlący się będę jak maleńki stateczek, który unosi się na wielkiej spokojnej fali Boskiego Oceanu Miłości i Mocy.
Słowa modlitwy jednoczą z Bogiem
Piąty krok. W miarę trwania tej modlitwy dzieje się w nas rzecz cenna, piękna i zdumiewająca: stopniowo odmienia się nasze duchowe odczuwanie. Okazuje się, że nasze działania otwierają nas na działanie samego Boga! Ogarnia nas Boże światło. Dotyka nas zbawcza Moc Boga.
Wchodząc w taki rodzaj modlitwy, przyczyniamy się do głębokiego spotkania biednej rzeczywistości własnego serca z przebogatą Rzeczywistością Łaski Pana. Nasz czas styka się z wiecznością Boga. Do naszego kruchego istnienia zyskuje przystęp wszechmoc Boga. Do nas chorych przychodzi Boski Lekarz.
Kilka dodatkowych uwag
W miarę trwania w rytmicznej modlitwie powtarzane słowa (na ogół) stopniowo zanikają, stają się z czasem ledwo postrzegalne i jakby już niepotrzebne. Można je porównać do przezroczystych meduz poruszanych falami morza; są one prawie przenikalne dla falującej morskiej wody. Zauważmy jeszcze, że zachodzi szczególny związek pomiędzy słowem i Rzeczywistością. Słowa są nam najwyraźniej potrzebne, by mogło dojść do spotkania głębi ludzkiej osoby z samym Bogiem. To dzięki słowom i dzięki Słowu, którym jest Jezus, dochodzi do zbawczego Spotkania.
Moc zbawcza, która nas dotyka, nie płynie zatem ani z rytmicznego oddychania, ani z samych słów, lecz od samego Boga! Zachowajmy zatem szacunek i wolność wobec wybranego aktu strzelistego. Możemy go w jakimś momencie skrócić czy uprościć, a nawet odłożyć na bok, by użyć go znów innym razem. To uproszczenie może dokonać się już w trakcie przygotowania bądź w czasie samej modlitwy. Nie da się tego z góry przewidzieć czy zaplanować.
Warto być jednak przygotowanym na to, że po pewnym czasie rytmicznego wołania do Pana odczujemy spontaniczną potrzebę, by pozostawić tylko dwa słowa czy nawet tylko jedno. Cały jednak czas serce pamięta o "rzeczy" najważniejszej, że mianowicie każdy etap tej modlitwy podejmujemy w wierze w Boga, który zawsze jest z nami i słyszy nasze wołanie. Nie polegamy zatem na samej metodzie modlitwy, na metodzie jako takiej, ale na samym Bogu.
Inaczej mówiąc, dobroczynnych skutków spodziewamy się nie po technice oddychania czy po mocy słów jako takich. Pomoc nie przychodzi też z jakiejś autosugestii, lecz od samego Boga. Powtarzając wybrane i dobrane zdanie, ufnie polegamy na samym Bogu Ojcu - pełnym nieskończonej Dobroci i Wszechmocnym. Modląc się tak, jak to zostało opisane, respektujemy prawo ludzkiego ducha, który potrzebuje jakiegoś odpowiednio dłuższego czasu, by w akcie ufnej wiary i ponawianego wołania naprawdę otworzyć się na Boga.
Naszą modlitwę możemy dopełnić i zakończyć dziękczynieniem za otrzymane łaski, a także uwielbieniem Boga. Byłby to krok szósty i siódmy.
Inspirujące przykłady
Oto kilka życiowych sytuacji, do których dobrałem akty strzeliste. Gdy ponosi mnie pycha, mogę się modlić takimi aktami strzelistymi: Do tchnienia wiatru podobny jest człowiek - dni jego jak cień przemijają (Ps 144, 4). Wobec kruchości życia: Wierzę, że będę oglądał dobra Pana w krainie żyjących (Ps 27, 13); lub Nabierz odwagi i oczekuj Pana (tamże).
W obliczu pokus: Nie daj mi odejść - od Twoich przykazań. Jestem gościem na ziemi, nie kryj przede mną Twych przykazań (Ps 119, 19). Twa sprawiedliwość to wieczna sprawiedliwość, a Prawo Twoje jest prawdą (Ps 119, 142). Jesteś blisko, o Panie, i wszystkie Twoje przykazania są prawdą (Ps 119, 151).
W sytuacjach zagrożenia i lęku: Pan obrońcą mego życia: przed kim miałbym czuć trwogę? (Ps 27, 1). Pan jest moim pasterzem, nie brak mi niczego (Ps 23, 1). Oto mi Bóg dopomaga, Pan podtrzymuje me życie (Ps 54, 6).
Wobec przygnębiającego poczucia winy i wspomnień o grzechach: Me pamiętaj mi grzechów i win mej młodości, lecz o mnie pamiętaj w swoim miłosierdziu (Ps 25, 7). Spójrz na udrękę moją i na boleść - i odpuść mi wszystkie grzechy (Ps 25, 18). Pan odpuszcza wszystkie twoje winy (Ps 103, 3).
Wobec poczucia ubóstwa i nędzy: Jestem ubogi i nędzny, ale Pan troszczy się o mnie (Ps 40, 18). On moje dni dobrami nasyca (Ps 103, 3). Bóg dom gotuje dla opuszczonych - tylko oporni zostają na zeschłej ziemi (Ps 68, 7).
Pośrodku smutku: Me ukrywaj przede mną swojego oblicza (Ps 102, 3). Ja się jednak rozraduję w Panu i rozweselę się w Bogu, Zbawcy moim (Ha 3, 18). Wielbi dusza moja Pana i raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy (Łk 1, 46n).
W opuszczeniu: Choćby mnie opuścili ojciec mój i matka, to jednak Pan mnie przygarnie (Ps 27, 10). Oto wyryłem cię na obu dłoniach (twe mury są ustawicznie przede Mną) (Iz 49, 16). Spocznij jedynie w Bogu, duszo moja, bo od Niego pochodzi moja nadzieja (Ps 62, 6).
Przed zaśnięciem i po obudzeniu: Kładę się, zasypiam i znowu się budzę, bo Pan mnie podtrzymuje (Ps 3, 6). Gdy moje życie toczy się w poczuciu wewnętrznego skurczenia i ociężałości czy opieszałości, wtedy tak mogę się modlić: Uwolnij mnie, Panie - Panie, pochwyć mnie. Gdy czuję tęsknotę za wyzwoleniem z ciasnej klatki swojego egoizmu, wtedy tak mogę się modlić: Daj mi Ciebie - zabierz mi mnie.
Człowieku, dlaczego sobie samemu uwłaczasz, skoro Bóg tak wysoko cię ceni. Dlaczego wywyższony przez Boga tak bardzo siebie poniżasz...
Słowa świętego Piotra Chryzologa stały się dla Autora punktem wyjścia do postawienia fundamentalnych pytań o naturę Boga i tożsamość człowieka. Książka składa się z kilkudziesięciu rozważań. Autor porusza problem kondycji człowieka, jego pragnień, słabości i grzechów. Jednocześnie wskazuje dar największy, o który nie trzeba zabiegać - bezwarunkową miłość Boga. Jej odkrycie nadaje sens wszystkiemu co, nas spotyka. Bóg kocha grzesznika, a to przecież Dobra Nowina dla każdego.
Skomentuj artykuł