Św. Franciszek nie bał się chwytać Boga za Słowo

Św. Franciszek nie bał się chwytać Boga za Słowo
(fot. AJ / depositphotos.com)

Kardynał Macharski jego życie nazwał kiedyś piątą Ewangelią - wziętą dosłownie i wcieloną w życie.

Dziś po raz kolejny we wspólnocie Kościoła stajemy przy świętym Franciszku z Asyżu: człowieku ogromnego serca, wrażliwości na Boga i ludzi, który jednocześnie łączył te cechy z radykalizmem. Nie bał się chwytać Boga za Słowo. Co roku odkrywam, że ta postać staje się nam jeszcze bliższa i coraz bardziej potrzebna.

Nie piszę o tym tylko dlatego, że jestem franciszkaninem. Biedaczyna z Asyżu pomaga nam stawać się jeszcze bardziej ludźmi, chrześcijanami, a mnie i moim braciom także franciszkanami, a więc duchowymi synami. Wskazuje drogę Słowa, która bywa trochę zaśmiecona w ludzkiej codzienności. Drogę, na której spotykamy Boga będącego Miłością i to często w najmniej spodziewanych momentach.

"Mnie, bratu Franciszkowi, Pan dał tak rozpocząć życie pokuty: gdy byłem w grzechach, widok trędowatych wydawał mi się bardzo przykry. I Pan sam wprowadził mnie między nich i okazywałem im miłosierdzie. I kiedy odchodziłem od nich, to, co wydawało mi się gorzkie, zmieniło mi się w słodycz duszy i ciała" – fragment testamentu św. Franciszka.

DEON.PL POLECA

Droga jego nawrócenia była drogą młodzieńca, któremu po ludzku niewiele brakowało: bogaci rodzice, popularność wśród rówieśników. Gonił za niespełnionymi marzeniami ojca, który chciał przebić się w hierarchii społecznej, chciał być „kimś”, chciał, by syn zdobył dla rodziny szlachectwo. Czy jest ktoś, kto nigdy nie marzył o uznaniu, sukcesie, wielkości? Jako że w średniowieczu o konflikty zbrojne nie było trudno, prób przeskoczenia szczebli w drabinie społecznej Franciszek podjął kilka, jednak wszystkie one okazały się mało skuteczne. Realizując cudzy pomysł na własne życie, w pewnym momencie jednak zaczyna brakować determinacji. W nocy przed kolejną bitwą usłyszał pytanie: komu chcesz służyć? Panu czy słudze? Dlaczego zostawiasz Pana dla sługi?

Te pytania są aktualne również obecnie. Myślę, że teraz, gdy tempo życia bardzo przyśpieszyło, nasza codzienność wypełniła się technologią, a kolorowe reklamy zachęcają do realizowania własnych przyjemności bez względu na koszty, te pytania stają się coraz ważniejsze. Wracam do nich regularnie.

Komu tak właściwie służę? Gwarancji nie daje regularne uczestnictwo w Eucharystii, współtworzenie, realizowanie wielu dzieł, inicjatyw, działalność we wspólnotach przykościelnych czy nawet noszenie habitu. Technologia może stać się nie narzędziem a celem przysłaniającym na horyzoncie Stwórcę. Możemy stać się zakładnikami technologii zaspokającymi własne egoistyczne pragnienia, szukającymi własnej przyjemności i chwały kosztem braci, sióstr i ziemi.

Sam święty Franciszek początkowo nie w pełni rozumiał głębię tych pytań. W obliczu tego wydarzenia zrezygnował z udziału w bitwie i postanowił wrócić do domu. W drodze powrotnej usłyszał dźwięk dzwoneczka, który oznaczał, że w okolicy przebywa trędowaty.

Trąd jest śmiertelną i zaraźliwą chorobą. Ciała ludzi, którzy na nią umierają, rozkładają się praktycznie jeszcze za życia, stają się zdeformowane, cuchnące. Dziś choroba ta jest rzadziej spotykana, jednak w średniowieczu była dość powszechna. Poza wyrokiem śmierci ludziom tym poniekąd zabierano człowieczeństwo, usuwając ich ze społeczności. Trędowaci żyli w koloniach poza miastami i musieli wędrować z dzwoneczkami, aby odstraszyć ludzi i uchronić ich przed zarażeniem. Młodzieniec z Asyżu, będący duszą towarzystwa, do trędowatych odczuwał duży wstręt. Schorowane i zdeformowane ciało nie mieściło się w kanonie piękna. Potęgował to wszystko lęk przed zarażeniem.

Dziś trędowaci mieszkają więc już znacznie bliżej, a tak właściwie tuż obok nas, w naszym sąsiedztwie.

Wielokrotnie i ja przekonywałem się, że na drodze trudnych czy niezrozumiałych decyzji moich przełożonych, na drodze moich niechęci, słabości czy uprzedzeń czeka na mnie Bóg, i że nie warto tylko z racji trudności z tej drogi rezygnować.

Dziś znacznie powszechniejsze są inne odmiany trądu. Począwszy od tego duchowego – gdy grzech rozkłada nasze serce i prowadzi do śmierci wiecznej. W takim stanie stopniowo oddalamy się od Źródła Miłości, wspólnoty Kościoła. Poprzez trąd społeczny – gdy pod pozorem różnicy zdań, spojrzeń na świat wykluczamy ludzi z naszych społeczności, atakując i zalewając ich krytyką, nienawiścią czy zniewagami pod różnymi postaciami (głównie hejtu), nie spotykając w nich naszych braci i sióstr. Na trądzie materialnym skończywszy – gdy gromadząc coraz więcej bogactw materialnych, pozbawiamy część społeczeństwa podstawowych środków do życia, a przy okazji dewastujemy ziemię. Gdy staramy się bardziej mieć niż być. Dziś trędowaci mieszkają więc już znacznie bliżej, a tak właściwie tuż obok nas, w naszym sąsiedztwie.

Dzień dzisiejszy przypomina mi, jak bardzo Jezus pragnie posługiwać się nami, aby docierać do takich ludzi i przemieniać ich serca. Wychodzić na peryferie, które zaczynają się tuż za rogiem, i spotykać w odrzuconych naszych braci i nasze siostry. Takie spotkania naprawdę zmieniają perspektywę! Dodatkowo zachęca to do bacznego przyglądania się własnemu sercu, czy nie trapi go trąd. W takim wypadku warto pozwolić się spotkać Miłości!

Święty Franciszku, który chwytałeś Boga za Słowo, prowadź nas!

Franciszkanin zwykły, student teologii w Wyższym Seminarium Duchownym we Wronkach, lubi ludzi, kocha Kościół, pasjonuje się dialogiem, zaangażowany w dzieła ewangelizacyjne m. in. Siedem Aniołów.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Dariusz Piórkowski SJ

Wystarczy chcieć!

Można odnieść wrażenie, że modlitwa jest trudną sztuką − ale to nieprawda. Czasami za szybko się poddajemy i zniechęcamy, zapominając, że tak naprawdę nie potrzebujemy wiele, żeby spotkać się z Bogiem. Jak więc...

Skomentuj artykuł

Św. Franciszek nie bał się chwytać Boga za Słowo
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.