Bóg jest poza czasem. Dla Niego zawsze jest teraz. Czas jest dla nas, ludzi, i to my potrzebujemy, nomen omen, od czasu do czasu specjalnej motywacji. Po to właśnie są różne "specjalne momenty" w ciągu roku, jak na przykład tak ostatnio dyskutowana godzina łaski - żeby zmotywować nas do wysiłku wiary, żeby otworzyć nas na Boże działanie.
Dyskusja wokół "godziny łaski" nie ustaje i co roku mocniej okopują się w niej dwa obozy (ach, jakie to dla nas charakterystyczne!). Jedni zbierają się na nabożeństwie, wysyłają przypomnienia w wiadomościach do znajomych i nieznajomych, proszą księży o otwarcie kościoła i robią listy spraw do przedstawienia Bogu, którzy będzie hojnie rozdawał upragnione przez nich łaski. Drudzy stoją z boku z założonymi rękami, studzą pobożnościowe zapały, gaszą żar ognia chłodnymi stwierdzeniami o tym, że to pogańskie praktyki, które pochodzą z nieuznanych objawień, więc modlić się nie należy.
I tu rzeczy dwie.
Pierwsza taka, że pogańską praktyką może stać się każda czynność religijna; choćby zabobonne odmawianie słynnej "pompejanki" czy koronka w piątek o piętnastej, w godzinie śmierci Jezusa (a czy na pewno umarł o 15.00? Czy w naszej długości geograficznej to nie jest wcześniej lub później?). Wszystko zależy od intencji: dopóki uważamy, że wykonanie jakiejś konkretnej czynności w określony sposób jest w stanie zmusić Boga, by automatycznie, poza swoją wolą, za nasze działanie dał nam łaskę, której oczekujemy, zachowujemy się jak poganie. I kropka. Niezależnie od tego, czy będzie to modlitwa w godzinie łaski, czy sobotnia jutrznia, dziesiątka różańca, spowiedź w pierwszy piątek czy zamówienie mszy - można to robić w pogańskim stylu albo w stylu dziecka Bożego.
Faktem jest, że takiej pogańskiej, zabobonnej pobożności polegającej na magicznej wymianie "usług" między nami a Bogiem mamy w przestrzeni naszego polskiego Kościoła mnóstwo. I warto mówić o tym, jak się jej wyzbywać i jak budować z Bogiem prawdziwą więź, dobrą relację, a nie relację handlowo-usługową. W tym sensie warto wyjaśniać, że grudniowa "godzina łaski" nie zamienia Pana Boga w spełniającą życzenia złotą rybkę na czas między 12.00 a 13.00 zimowego czasu w Polsce.
Druga rzecz jest związana z tajemnicą wiary. Wobec której potrzebna jest duża ilość pokory, zwłaszcza u tych, który autorytatywnie orzekają o tym, co ludowi Bożemu pomoże, a co zaszkodzi. Ta tajemnica jest na ogół wielkim wyzwaniem, gdy się do niej podejdzie uczciwie i uzna swoją małość wobec Bożych niespodzianek. Jezus w Ewangelii mówi: według wiary waszej wam się stanie. I jeszcze: każdy, kto prosi, otrzymuje, a Ojciec wasz, który jest w niebie, da to, co dobre, tym, którzy Go proszą. To nie wyrwane z kontekstu cytaty, które w świetle całej Biblii zmieniają znaczenie: to jezusowe streszczenie boskiej rzeczywistości manifestującej się mocno w całej spisanej historii zbawienia.
Spotykają się tu dwie sprawy. Boża łaska się nie zmienia w zależności od pory roku, dnia czy "godziny łaski". W Bożej perspektywie nie ma "godzin łaski" i "godzin niełaski". Natomiast setki razy słyszymy i czytamy o ludziach, którzy nagle poczuli, że teraz jest czas, w którym Bóg chce ich jakąś łaską obdarzyć, teraz zaprasza do gorliwej modlitwy, teraz woła do wstawiania się za kogoś, kto łaski potrzebuje. Kto doświadczył w życiu choć raz sytuacji bycia przynaglonym do gorącej modlitwy opartej na głębokim przekonaniu, że Bóg nie bez powodu budzi cię o drugiej w nocy, byś się za kogoś modlił, bo teraz chce dać mu jakąś łaskę, ten rozumie, że Stwórca, który jest poza czasem, posługuje się czasem, by przymnożyć nam wiary. Jeśli dla Boga jest zawsze teraz, jakie znaczenie ma to, czy pomodlę się w nocy, czy w dzień? Jeśli dla Boga zawsze jest teraz, dlaczego naszym świętym obowiązkiem jest niedzielna msza, a nie jakakolwiek w dowolnym dniu tygodnia? Przecież Jemu to nie robi różnicy.
Tyle, że On wie, że nam robi. Nam, ograniczonym przestrzenią i czasem, walczącym ze swoją niewiarą, potrzebującym impulsu, by znaleźć w sobie wiarę jak maleńkie ziarenko, bo tyle wystarczy do ogromnych zmian. Czy nie takim impulsem jest godzina łaski? Czy może coś złego wyniknąć z gorliwej, godzinnej modlitwy, dla której ludzie porzucają wszystko inne i dają ten czas Bogu? Że nie wszyscy mają przy tym wzniosłą intencję uwielbiania Stwórcy, a sporo z nich ma w tym swój partykularny interes, bo bardzo pragną uzdrowienia, pocieszenia, pomocy, wsparcia, zmiany w życiu, które straciło jakoś sens? No cóż, to raczej normalne: jesteśmy bardzo niedoskonali. Brakuje nam wiary. A gdy cokolwiek zmotywuje nas do tego, żeby ją w sobie duchowym wysiłkiem znaleźć, dzieją się cuda: nie tylko "łaski", o które błagamy, ale także to wszystko, co się wydarza wewnątrz duszy, która z całej mocy swojej woli otwiera się na Boże działanie. A przecież o to właśnie chodzi w każdym czasie łaski: parafialnym odpuście, roku świętym, jubileuszowych strumieniach miłosierdzia, odpustach zupełnych przed franciszkańskimi żłóbkami, w koronce o piętnastej i w godzinie łaski, w grudniu w samo południe, też.
Skomentuj artykuł