(fot. youtube.com)
Możemy być w sali, gdzie odbywa się wielkie uwielbienie, są mikrofony, głośniki, ale spotkanie z Bogiem następuje w głębi serca i w świadomości bycia kochanym przez Niego.
Katarzyna Szkarpetowska, Anna Stryniewska: W Ewangelii świętego Mateusza czytamy, że szczęśliwi są ludzie cisi. Z czym kojarzy ci się cichość?
Marcin Zieliński: Słowo "cichość" kojarzy mi się z innymi, podobnymi do niego słowami: "łagodność" czy "pokora". Jezus mówi, że tacy właśnie ludzie odziedziczą ziemię. Cichość i pokora w jakiś sposób łączą się ze sobą. W Ewangelii czytamy, że Maryja wszystko rozważała w cichości swego serca. Cichość polega na tym, że umiemy ugryźć się w język wtedy, kiedy chcielibyśmy wiele powiedzieć. Że potrafimy, mimo szumu wokół nas, żyć tak, jak gdyby nic się nie działo. To trwanie w pokorze, w cieniu Najwyższego.
Jak cisza jest postrzegana przez współczesnego człowieka?
Myślę, że często jest bardziej kojarzona z czymś negatywnym niż pozytywnym. Świat, w którym żyjemy, jest krzykliwy i głośny. Człowiek, który nie chce wypowiadać się na jakiś temat w określony sposób albo nie wchodzi w zaproponowany schemat zachowań, ma często pod górę. Cichość i pokora raczej nie są dzisiaj w modzie.
Dlaczego trudno jest nam przebywać w ciszy?
Dzisiaj mamy bardzo mało czasu na ciszę. Cały świat huczy i dudni, zwraca na siebie uwagę hałasem. Wczoraj rozmawiałem z kimś we wspólnocie o tym, że gdy przychodzi w niedzielę na Mszę świętą, wciąż ma rozproszenia i myśli o rzeczach, które powinien zrobić. Powiedziałem mu, że to dlatego, że Eucharystia jest dla niego jedynym momentem ciszy podczas dnia - wtedy nagle zaczyna słyszeć wszystkie swoje myśli. Przyznał mi rację. Rzeczywiście tak jest, że mamy bardzo mało czasu na zatrzymanie się, i to stanowi też problem w duchowym i modlitewnym życiu.
Boimy się ciszy?
Boimy się ciszy, bo boimy się, żeby przypadkiem nie usłyszeć, co jest naprawdę wewnątrz nas, w naszym sercu. Człowiek, który potrafi przebywać w ciszy, odkrywa prawdę o sobie. Odkrywa, co się w nim dzieje, i potrafi sobie poradzić z wydarzeniami, które go spotykają. A problemem dzisiejszego świata jest to, że skoro ciszy nie ma, ludzie żyją w kłamstwie. Nie próbują szukać w sobie duchowości, bo wiedzą, że mogą odkryć prawdę o tym, że są w złym miejscu w życiu, a przecież nie chcą tego zmieniać.
A ty boisz się ciszy? Czy przeciwnie: lubisz ją?
Doceniam ciszę w swoim życiu. Bardzo lubię takie noce, kiedy wszyscy już śpią, jest cisza i spokój. Mogę wtedy pomyśleć, poleżeć i popatrzeć w niebo. Uważam, że bardzo ważne jest to, by mieć czasem takie momenty ciszy tylko dla siebie.
Co pomaga ci w zatrzymaniu się w cichości serca?
Raz w roku uczestniczę w rekolekcjach ignacjańskich, które odbywają się w zupełnej ciszy, i jest to dla mnie genialny czas. Bardzo się cieszę, ponieważ mogę czytać Słowo Boże, wejść w głębiny serca, modlić się, adorować Pana Boga i nie rozpraszać się zewnętrznymi sprawami.
Co umiejętność przebywania w ciszy serca daje nam w codziennym życiu?
W ciszy można znaleźć przestrzeń, żeby sobie pewne rzeczy przepracować, żeby na przykład nie reagować emocjonalnie podczas rozmów. Myślę, że to jest bardzo duchowa cecha. Kiedy przychodzi do nas jakiś bodziec, zanim go rozpoznamy, rozeznamy wewnętrznie, już coś mówimy i często popełniamy błędy. A relacja z Bogiem powinna być czymś na tyle normalnym, że powinniśmy w swoim sercu badać, rozpoznawać, co pochodzi od Ducha. To jest przejaw mądrości w życiu człowieka. Księga Przysłów uczy, że mądrość przejawia się między innymi tym, że nie mówi się wszystkiego, co ślina na język przyniesie. Jeśli zobaczymy coś w internecie, poczytajmy komentarze na dany temat, zamiast od razu dołączać do fali hejtu. Podejmijmy decyzję, że nie wypowiemy negatywnego słowa, dopóki nie wyrobimy sobie własnego zdania na temat danej sytuacji czy osoby. Maryja była właśnie taka. Kiedy rodził się Jezus, Maryja była zalana wieloma różnymi emocjami. Najpierw pojawiła się euforia z powodu narodzenia, potem doniosłe momenty zstąpienia aniołów, odwiedzin mędrców, którzy rozpoznali w Dzieciątku Mesjasza. Następnie z wielkiego uniesienia przenosimy się do świątyni, gdzie rodzice Jezusa słyszą, że będzie On cierpiał i wielu będzie Mu się sprzeciwiać. Maryja nic nie mówi. Rozważa wszystko w ciszy swojego serca. To jest dla nas wzór.
Często bycie cichym kojarzy się z biernością, z przeciętnością, z brakiem zdania lub wycofaniem się. Jaką postawę przyjąć wobec otaczającego nas świata?
Myślę, że można być cichym w sercu, a jednocześnie bywać w miejscach publicznych, gdzie coś się dzieje. Wydaje mi się, że to jest wyzwanie dla dzisiejszej ewangelizacji oraz dla naszego świadczenia o Chrystusie - żeby nie zamknąć się, nie schować, nie siedzieć jak mysz pod miotłą. Trzeba umieć nieść w cichości serca Boga na ulice miast, a kiedy pojawia się okazja, to po prostu mowić o Nim, głosić Dobrą Nowinę. Dla mnie wzorem jest Daniel z Księgi Daniela, który w swoim kraju był bardzo osamotniony w swej wierze. Chciał ofiarnie służyć Bogu, lecz tamtejsze prawo zabraniało oddawania czci komukolwiek innemu niż król. Każdy przejaw innego kultu był krwawo tępiony. Daniel miał prawo czuć się kompletnie sam. Modlił się trzy razy dziennie, a żył w kraju, w którym ludzie byli bałwochwalcami. Jednak wytrwał w wierze i był świadectwem. Jego ciche, modlitewne życie wewnętrzne sprawiało, że miał głęboką więź z Bogiem. Wywierana presja nie sprawiała zamętu, nie wstrząsała jego życiem duchowym.
Jaką moc może mieć życie wewnętrzne?
Życie duchowe ma taką moc, że wywiera wpływ nie tylko na nas, ale i na innych, nawet na cały naród. I to jest możliwe także dla nas. Dzisiaj żyjemy trochę w takim świecie ludzi bez Boga. Naszym zadaniem jest dbać o cichą relację z Bogiem. Dla mnie jest ona na tyle kluczowa, że gdy potem idę tam, gdzie jest hałas i zgiełk, idę z pokojem w sercu, a ten pokój jest widziany przez innych i rozlewa się wokół.
Jak budować tę cichą relację z Bogiem?
Przede wszystkim w osobistym życiu modlitewnym, takim "jeden na jeden", a także w życiu wspólnotowym. Uważam, że te dwie rzeczywistości są ważne. Bardzo trudno jest mieć dobrą osobistą relację z Bogiem, jeśli nie jest się zakorzenionym we wspólnocie. Jeśli jestem we wspólnocie, w której regularnie się modlę, to moja osobista modlitwa jest na dobrym poziomie, jest mi łatwiej się modlić. Ludzie, którzy nie są we wspólnotach, mają trudniej.
Ale przecież ojcowie pustyni wiedli ciche i samotne życie.
Jest to możliwe, ale nie każdy z nas odnalazłby się na pustyni. U nas w diecezji mamy pustelnika, który żyje w izolacji od świata. Wracam właśnie ze spotkania z siostrami klauzurowymi, które żyją w zamknięciu przez całe życie. To są wyjątkowe powołania. Ja bym raczej się tam nie odnalazł. Generalnie jesteśmy z natury powołani do życia w grupie. Nawet badania to udowadniają, że nasz mózg rozwija się najlepiej, jest zrelaksowany, kiedy mamy wokół siebie innych. Podobnie większość z nas jest powołana do małżeństwa, a mało kto do celibatu, który wykracza poza powszechne powołanie. Katechizm poucza nas, że musimy żyć "w świecie", abyśmy zanieśli tam światło Chrystusa. Jeśli wszyscy zamknęlibyśmy się w zakonach, kto byłby na ziemi "światłem świata"?
Obecnie panuje moda na religie wschodnie, w których zalecane jest przebywanie w ciszy, medytacje…
Nie każda medytacja jest chrześcijańska, więc warto ostrożnie posługiwać się tym terminem. Medytacje wschodnie służą często duchowym inicjacjom, trzeba na to uważać. Nie należy jednak popadać w paranoję czy skrajności - równe oddychanie czy elementy rozciągania nie od razu muszą oznaczać duchową inicjację. Dużo rzeczy w Kościele lubimy demonizować. Nawet jest moda na to, żeby wszędzie doszukiwać się diabła. Ale oczywiście trzeba wiedzieć, co jest granicą, gdzie się wykracza poza chrześcijaństwo, bo może to być niebezpieczne duchowo. Dlatego trzeba być ostrożnym, a zarazem w stałym kontakcie z kapłanami, którzy będą potrafili podpowiedzieć właściwy kierunek.
Tobie coś takiego się kiedyś przytrafiło? Że kapłan ci pomógł?
Ja akurat nie mam tendencji do szukania wszędzie diabła. Mam pewnie inne skrzywienia, ale akurat tego w sobie nie dostrzegam. Czy pomógł mi kiedyś kapłan? Nie raz. Mam to szczęście, że jest wokół mnie wielu mądrych księży, z których doświadczenia i rad chętnie korzystam.
Aby nie znaleźć się na manowcach, warto zaczerpnąć z mądrości świętych?
Ojcowie Kościoła mówili o ciszy w kontekście życia modlitewnego. Ostatnio czytałem pisma świętego Ewagriusza z Pontu, mnicha żyjącego w IV wieku. Ewagriusz mówi o modlitwie jako o spotkaniu umysłu z Bogiem. Bardzo ważne jest, by oczyścić swój umysł z namiętności i różnych zmysłowości po to, aby spotkać się z Bogiem podczas modlitwy. Cisza jest stanem po przejściu etapu rozproszenia. Jest ona miejscem, gdzie spotykamy się z Bogiem. Możemy być w sali, gdzie odbywa się wielkie uwielbienie, są mikrofony, głośniki, ale spotkanie z Bogiem następuje w głębi serca i w świadomości bycia kochanym przez Niego. Mimo że głośno śpiewamy, to w duchu bardzo głęboko z Nim przebywamy. I to jest ten stan ciszy. Ważne jest, aby dojść w modlitwie do takiego momentu.
Cisza jest niejako budulcem sanktuarium serca?
Myślę, że tak. W ciszy można usłyszeć siebie, czyli nasze prawdziwe pragnienia. A zarazem można usłyszeć Pana Boga. Jeśli ciszy nie ma, to sami się oszukujemy, bo docierają do nas różne bodźce, których nie umiemy rozróżnić.
Skoro bycie cichym gwarantuje bycie szczęśliwym, błogosławionym, to w czym tkwi tajemnica tego szczęścia? Jak można to szczęście zdefiniować?
Nie uważam, że sama cisza da szczęście. Cisza w połączeniu z Bogiem - jak najbardziej. Podobnie jest z powiedzeniem, że cierpienie uszlachetnia. Ktoś ostatnio mi powiedział, że się z tym nie zgadza, ponieważ to miłość uszlachetnia. Jeśli cierpisz, to samo cierpienie jest złem. To nie jest nic dobrego. Ale jeśli w tym cierpieniu kochamy, to ta miłość nadaje mu sens. Cisza sama w sobie może być jałowa. Niektórzy boją się ciszy, nie są szczęśliwi, żyją w zakłamaniu, ucieczce. Kiedy w ciszy zaczynają słyszeć prawdę, odczuwają lęk. Natomiast jeśli w ciszy spotykamy Boga i zapraszamy Go do swojego serca, wówczas zaczynamy być szczęśliwi, bo spotykamy Dawcę szczęścia.
Skoro tak, to jedyną prawdziwą formą szczęścia jest szczęście wewnętrzne?
We wszystkich błogosławieństwach dochodzimy do tego samego - do tego, co się dzieje wewnątrz serca. Mamy tendencję do szukania szczęścia na zewnątrz, a Jezus wszystko sprowadza do tego, co dzieje się w nas. Faryzeusze też próbowali mówić Jezusowi: dlaczego Ty nie myjesz rąk? A Jezus wskazał na serce. To serce ma być czyste, a nie ręce. Jezus powiedział, że tam, gdzie jest nasz skarb, tam jest i nasze serce. Przez to wskazał, gdzie zaczyna się wszelki grzech. Cudzołóstwo nie rozpoczyna się w momencie czynu, ale od spojrzenia, które powstało w sercu.
Zazwyczaj jest tak, że ludzie, którzy potrafią przebywać w ciszy, są niezwykłymi osobowościami, bardzo świadomymi siebie - na przykład zakonnicy, naukowcy… Z czego to wynika?
Kiedyś rozmawiałem ze znanym fizjologiem Janem Chmurą, który opowiadał mi, jak biegł w maratonie na Antarktydzie. Podczas wyczerpującego biegu znajdował się w stanie hipotermii i właściwie, po ludzku sądząc, nie powinien biec dalej, bo organizm w takich warunkach kapituluje. Nie wiadomo, jak by się to skończyło, ale dla niego zawsze była ważna modlitwa różańcowa. Gdy biegł, miał przy sobie różaniec. Biegnąc, kontemplował Boga w swoim sercu. To dzięki tej modlitwie przebiegł do końca, dał radę. Profesor Chmura to człowiek około siedemdziesiątki, niesamowicie sprawny, codziennie przebie ga kilka kilo metrów. Tam, niedaleko bieguna, przekroczył ludzkie granice dzięki modlitwie i temu, że siłę czerpał od Pana Boga. Ważne jest, aby zobaczyć, skąd płyną pokłady sił, tę głębię. Gdy rozmawiałem z Tomkiem Adamkiem, opowiadał mi, że miał kiedyś ważną walkę, podczas której przeciwnik złamał mu nos. Dzięki swojej wierze w Boga i zwracaniu się podczas walki do Niego, by dał mu siłę, był w stanie pokonać ból i walczyć dalej. Wygrał tę walkę i do dzisiaj jest to dla niego żywe wspomnienie pomocy Bożej. Siła tkwiła w relacji z Bogiem wewnątrz serca, w ciszy. Nie na zewnątrz, gdzie trybuny i hałas. To są bardzo ciekawe świadectwa znanych ludzi, pokazujące, jak wielką moc ma wewnętrzne życie duchowe.
Z lektury wielu świadectw świętych możemy wysnuć wniosek, że cisza jest siostrą modlitwy i czasem skrywa wielkie tajemnice. Czy bez ciszy nie ma modlitwy?
Cisza jest formą modlitwy. To sposób, w jaki spotykamy się z Bogiem. Spotykałem Boga na rekolekcjach w ciszy i w wielkich halach sportowych, gdzie było głośno. Można spotkać Boga i tak, i tak. Jezus jest nazwany Lwem i Barankiem, a to są zupełne skrajności, tak samo jak cisza i hałas. Ale jeśli Bóg tak się nam ukazuje, to by podkreślić, że da się Go odnaleźć we wszystkim. Pan przychodzi do nas w różny sposób, bo On sam jest niepojęty. Nie lubię słowa "tylko" w stosunku do Boga: "Bóg przychodzi tylko tak" albo "tylko w ciszy", a "tak to na pewno nie przychodzi". Skąd możemy wiedzieć, jak przychodzi? Często zachowujemy się tak, jakbyśmy znali Pana Boga od podszewki. A przecież Boga będziemy poznawać całą wieczność.
Wywiad jest fragmentem książki "Góra ośmiu błogosławieństw"
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Skomentuj artykuł