Moim zadaniem jest okazanie im miłosierdzia - mówi "Tygodnikowi Powszechnemu" jezuita, który pracuje ze skazanymi na śmierć.
George Williams, amerykański jezuita, zaczął pracę w więzieniu jako brat zakonny. Zachęcony przez więźniów, zdecydował się na przyjęcie święceń. Pracuje w San Quentin, w Kalifornii. To tam przebywa jedna czwarta skazanych na karę śmierci w Stanach.
W rozmowie z "Tygodnikiem Powszechnym" Williams opowiada, że jego zakonna droga zaczęła się w 1979 roku. Był wtedy oficerem sił powietrznych, który stacjonował w Nome na Alasce. Poznał tam jezuitów i zbliżył się do nich. Po skończonej służbie wojskowiej, przez rok był didżejem w stacji radiowej, którą prowadzili. Dwa lata później wstąpił w Bostonie do Towarzystwa Jezusowego.
"Moim zadaniem jest miłosierdzie"
"Pierwsza myśl pojawiła się już w czasie nowicjatu. W ramach trwających 30 dni ćwiczeń duchowych dostaliśmy zadanie, by wyobrazić sobie twarz Jezusa. Wszyscy mieli wizje, a ja nic" - opowiada Williams w wywiadzie. - "Do przełomu doszło dopiero kilka miesięcy później, gdy odbywałem próbę nowicjacką. Jako miejsce posługi wybrałem więzienie w Norfolk w stanie Massachusetts. (...) Rozmawiałem z mężczyzną, który od kilkunastu lat odsiadywał wyrok za morderstwo. (...) Nie potrafię tego opisać, ale podczas rozmowy poczułem z nim niesamowitą więź. Po tym spotkaniu zrozumiałem, że właśnie w nim zobaczyłem Jezusa."
Jezuita przyznaje, że na początku swojej pracy nie mógł poradzić sobie z myśleniem o więźnach odsiadujących największe wyroki i skazanych na śmierć oraz o ich zbrodniach. "Szybko zrozumiałem jednak, że ocenianie więźniów nic nie zmieni. Moim zadaniem jest okazanie im miłosierdzia. Widze w nich ludzi, a nie bestie."
"Staram się pomóc więźniom, by odzyskali pokój i pogodzili się z Bogiem. W przeciwnym razie ich życie byłoby już zupełnie przygnębiające i bez sensu" - mówi.
Jak wygląda praca kapelana w więzieniu?
Williams dwa razy w tygodniu odprawia dla więźniów mszę. Pojawia się na niej około stu osób. Zachowane są najwyższe środki bezpieczeństwa - ksiądz jest w jednej, oddzielonej kratą części, a wierni w drugiej, poza tym, ma na sobie kamizelkę, która chroni przed pchnięciami nożem. Przez kraty udziela komunii i przekazuje więźniom znak pokoju.
W kaplicy udzielane są też sakramenty chrztu i bierzmowania. Williams pełni też posługę spowiednika dla więźniów - rezerwuje wcześniej miejsce, które na co dzień służy do spotkań z psychologiem.
"The Death Belt: The condemned seek solace from their Death Row companion, a chaplain." Moving profile of my Jesuit brother and friend George Williams, SJ, Catholic chaplain at San Quentin @MedillJustice https://t.co/XacBR4n8Oq pic.twitter.com/BUIwQQ9Wvr
— James Martin, SJ (@JamesMartinSJ) 28 czerwca 2018
Kim są osadzeni w San Quentin?
Ponieważ obecnie kara śmierci w Kalifornii jest zawieszona, Williams opowiada, że niektórzy więźniowie czekają na wyrok od ponad 30 lat. Mają dostęp do opieki medycznej, również do opieki psychologicznej. Podkreśla, że wśród skazanych, 6 na 10 osób ma kolor skóry inny niż biały. "To głównie słabo wyształceni ludzie, którzy żyli w biedzie na długo przed popełnieniem przestępstwa." "W San Quentin, podobnie jak w innych amerykańskich więzieniach, szczególnie liczną grupę stanowią Afroamerykanie. Wielu z nich trudno było wywalczyć łagodniejszy wyrok niż kara śmierci. Nie było ich stać na dobrego prawnika, mogli tylko liczyć na obrońcę z urzędu."
Jak czują się więźniowie? Williams opowiada, że "często mówią o samotności". Wskazuje na to, że odwróciła się od nich rodzina, nawet ta najbliższa - aczkolwiek wskazuje na poruszające historie żon, które nie odwróciły się od mężów, gdy ci popełnili jakąś zbrodnię.
Często są też przerażeni tym, że ich "egzystencja prowadzi jedynie do egzekucji".
Przeczytaj cały wywiad Marty Zdzieborskiej z "Tygodnika Powszechnego" >>
Skomentuj artykuł