To niezwykłe. Zmartwychwstały Chrystus objawia się w "świeckich" i ludzkich sprawach: podczas pracy, zmęczenia, głodu i jedzenia.
Ewangelia św. Jana pierwotnie miała zakończyć się sceną, w której Tomasz dotyka ran Jezusa i wyznaje wiarę. Stało się inaczej. Po czasie Ewangelista doszedł do wniosku, że trzeba jeszcze dodać jedną opowieść. O spotkaniu ze Zmartwychwstałym już nie w Jerozolimie, lecz nad Jeziorem Galilejskim.
Kluczem, który pomaga zrozumieć przesłanie dzisiejszej Ewangelii, są dwa zdania na początku: "Potem znowu ukazał się Jezus na Morzem Tyberiadzkim. A ukazał się w ten sposób" (J 21, 1-2). Dosłownie należałoby przetłumaczyć: "Jezus objawił się" (od gr. "phaneroo" - które oznacza również "odsłonić i uczynić zrozumiałym to, co ukryte"). Nie chodzi więc o zwykłe pojawienie się, lecz o objawienie za pomocą słów i gestów. Celem tej sceny jest ukazanie, jak Zmartwychwstały jest dla nas obecny dzisiaj, jak się nam odsłania i dzieli sobą, jak możemy Go rozpoznać także w naszych czasach.
Spójrzmy najpierw na apostołów. Dlatego oni poszli na ryby, chociaż niektórzy z nich nie byli rybakami? Czy w ten sposób musieli zarobić na życie? Czy akurat nie mieli co jeść? Tego dokładnie nie wiemy. Czy był to akt zwątpienia i odstępstwa od Chrystusa, próba powrotu do przeszłości? Myślę, że nie.
Wydaje się, że po Zmartwychwstaniu apostołowie stanęli na rozdrożu. Z jednej strony spotkali Pana w Jerozolimie. Tomasz dotknął ran Chrystusa. Z drugiej wciąż nie wiedzieli, co to wszystko ma znaczyć. Pan żyje, ale co dalej z nami? Co teraz mamy robić? I skoro Pan żyje, to dlaczego nie ma Go teraz z nami? Gdzie On właściwie jest? Jak się z Nim spotkać, uzyskać wskazówki, światło, pomoc? Może te pytania ich po prostu przerosły i pogubili się w sprzecznych odpowiedziach. A może najzwyczajniej w świecie znudziło im się oczekiwanie na kolejne pojawienie się Pana.
Co się w takich sytuacjach robi? Nierzadko rodzi się pokusa ucieczki. Ale istnieje też łagodniejsza wersja poradzenia sobie z wyzwaniem. Jeśli o mnie chodzi, to w chwili, kiedy coś mi nie idzie, nie rozumiem tego, co się dzieje, staję przed murem, próbuję się zająć tym, co lubię. Albo po prostu zmieniam miejsce, otoczenie, zajęcie. Ważny jest ruch, nie tylko w dosłownym sensie. Chodzi o to, by dać sobie czas, by się zdystansować, nie zadręczyć się myśleniem. Zabijanie czasu również bywa potrzebne. A rozwiązanie przyjdzie w odpowiednim momencie.
I co się dzieje? Spotkanie inicjuje Jezus. Przychodzi w najmniej spodziewanym momencie. Z samego rana, kiedy apostołowie stoją z pustymi rękami, zmęczeni, zaspani, przegrani. Co więcej, Jezus spotyka ich nad jeziorem, podczas ich pracy. Ale wcale nie gani ich za to, że poszli na ryby. Nie mówi: "Macie puste sieci, bo trzeba było siedzieć i czekać, a nie włazić do łodzi". Nie każe im natychmiast wysiadać z łodzi. Przeciwnie, mówi, aby kontynuowali pracę i zarzucili sieć w odpowiednim miejscu.
Zmartwychwstały objawia się ludziom, którzy pracowali w nocy (zazwyczaj wtedy się śpi), którzy doświadczyli porażki, bezradności i daremności wysiłków.
Kiedyś, na studiach filozofii, przygotowywałem się przez dobry tydzień do egzaminu z logiki. Kiedy poszedłem na egzamin, oddałem czystą kartkę. Nie potrafiłem sobie niczego przypomnieć, by odpowiedzieć na pytania. Najbardziej bolesne było to, że przecież się uczyłem, nie obijałem się. I nic z tego. Nie potrafiłem sobie tego wytłumaczyć. Doświadczenie daremności jakiegoś działania zawsze jest dla mnie trudne i upokarzające.
Ale właśnie doświadczenie bezradności często sprawia, że pojawia się Pan. Zresztą, wszystkie opisane w Ewangeliach sceny ukazywania się Zmartwychwstałego wiążą się z przełamywaniem w uczniach smutku, oporów, zwątpienia, lęku, bezradności. W dzisiejszej opowieści Chrystus włącza się w pracę apostołów jako lider - wskazuje, gdzie zarzucić sieć. I żąda współpracy. Te ryby nie spadają same z nieba. Ponadto, postępuje jak rodzic, bo przygotowuje dzieciom coś do jedzenia - zaspokojenie głodu to przecież fundamentalna potrzeba człowieka. Okazuje takt, gościnność, serce. Słowem, Chrystus objawia się w niezwykle "świeckich" i ludzkich sprawach: podczas pracy, zmęczenia, głodu i jedzenia.
Zmartwychwstanie Pana i nasz w nim udział jest często nierozumiane, ponieważ sądzimy, że dotyczy tylko tego, co będzie po śmierci. Jeśli tak się sprawy mają, to w sumie nic istotnego się nie wydarzyło na Golgocie i w pierwszy dzień tygodnia. Tymczasem Nowy Testament wyraźnie poświadcza, że Zmartwychwstanie to nowa forma obecności Pana w świecie.
Na czym ona polega? Na tym, że Chrystus przez to, co fizyczne i cielesne, przekazuje to, co duchowe. Jego słowo, ryba i chleb, a także wspólnota uczniów ("byli razem") to niewątpliwie aluzje do Eucharystii. Dzisiejsza Ewangelia wyjaśnia, jak otwierać się na obecność i działanie Chrystusa Zmartwychwstałego podczas Eucharystii.
Po pierwsze, objawienie o brzasku nawiązuje do Jezusa Światłości, którą wyrażają Jego słowa i wskazówki. Podobnie jak apostołowie, na Eucharystię przychodzimy często z naszym zmęczeniem, radościami, pytaniami, zagubieniem, bezradnością, porażkami, grzechami, dylematami. Słowem, z życiem takim, jakie ono jest. Eucharystia nie jest oddzielona od życia codziennego, a tak nieraz myślimy. Przynosimy na nią wszystko, czym żyjemy, by Pan się o nas zatroszczył, pocieszył, wskazał nam drogę. Obfity połów następuje dopiero wtedy, gdy apostołowie robią to, co każe Jezus. Słowo, które słyszymy na mszy św., może do mnie trafić, jeśli chcę słuchać, jeśli jestem zainteresowany, jeśli w ogóle oczekuję jakiejś inspiracji. Bo jeśli nie, postoję sobie chwilę i pójdę do domu nieprzemieniony.
Po drugie, chleb i ryba - to pokarm, który daje życie. Oczywiście, nie to biologiczne, ale niewidzialne, wieczne. A troska Jezusa o to, czy apostołowie mają co jeść, to konkretny wyraz miłości. W Eucharystii otrzymujemy i życie, i miłość. Wtedy tylko będę mógł przekraczać siebie, dawać, rezygnować z egoizmu i zaspokajania jedynie własnych potrzeb, jeśli tę miłość przyjmę. To udzielanie życia odbywa się tak prosto i zwyczajnie jak prosty był ten posiłek nad jeziorem. Już prościej się nie da. Paradoksalnie, ta prostota może nas najbardziej odstręczać od uczestnictwa w Eucharystii i nużyć, (dlatego wielu wierzących się z niej łatwo zwalnia) bo myślimy, że Bóg powinien jakoś inaczej działać, bardziej spektakularnie, trochę na nasze życzenie. Na Eucharystii dowiadujemy się też, że wszystko jest nam dawane. I to, co już jest (ryba i chleb na węglach) i to, co przynosimy (ryby złowione w sieć).
Po trzecie, Jezus mówi: "Chodźcie, posilcie się", a nie "Chodź, posil się". Zwraca się więc do wspólnoty. Zmartwychwstałego najpewniej spotkamy we wspólnocie, a nie w pojedynkę. Nie idziemy do Boga sami. Duch Święty działa inaczej w sercu poszczególnego wiernego, a inaczej we wspólnocie, Daje poczucie jedności, specyficznej radości, pokoju, zachęty, której nie otrzymamy podczas osobistej modlitwy.
W końcu, nie rozpoznam Pana na Eucharystii, jeśli nie będę odczuwał głodu, jeśli go stłamszę, albo zaspokoję tymczasowo czym innym. Nie rozpoznam Pana, jeśli nie jestem zainteresowany, jeśli nie angażuję się w to, do czego w liturgii zaprasza mnie Kościół, idąc śladami swojego Mistrza. Bo Pana rozpoznaje się dzięki tęsknocie i przyniesieniu ułowionych ryb.
Skomentuj artykuł