Święta Rodzina nieprzesłodzona
Często słyszymy, że rodziny chrześcijańskie powinny naśladować Świętą Rodzinę. Ale czy nie należałoby przy tym zapytać, co konkretnie mają naśladować? Bo przecież nie wszystko.
"A Jego ojciec i Matka dziwili się temu, co o Nim mówiono" (Łk 2, 33).
"Każda rodzina, także w swojej słabości, może stać się światłem w mroku świata" (Amoris laetitia, 66).
Często słyszymy, że rodziny chrześcijańskie powinny naśladować Świętą Rodzinę. Ale czy nie należałoby przy tym zapytać, co konkretnie mają naśladować? Bo przecież nie wszystko. Wbrew pozorom Święta Rodzina nie jest taka sama jak wszystkie inne i nie sposób jej odwzorować jak formę odciśniętą w betonie. Między rodzinami chrześcijańskimi a rodziną Jezusa są podobieństwa, ale i niepodobieństwa.
Spójrzmy na niektóre różnice. Jezus był naturalnym dzieckiem, ale jedynie Maryi. Dla Józefa był synem adoptowanym. Maryja nie współżyła z Józefem i pozostała Dziewicą, nie dlatego, że współżycie seksualne było złe, ale ze względu na wyjątkową tożsamość dziecka, które poczęła. Jezus był Synem Boga. Czy tak wyglądają chrześcijańskie rodziny? Czy mają objawienia aniołów, którzy mówią im, co należy zrobić?
Ponadto, zarówno Jezus jak i Jego Matka byli bezgrzeszni. Co prawda nie zwolniło ich to od trudów i ograniczeń człowieczeństwa, ale w wielu aspektach oszczędziło im niepotrzebnego cierpienia i błędów, zwłaszcza zadanego przez własny grzech. Czy nasze rodziny zawsze tryskają blaskiem niewinności, światłem rozlewającym się na cały dzień? Czy wszystko w nich układa się jak w bajce? Wiemy, że nie. Każda rodzina ma swoje blaski, cienie i sekrety. Wszyscy dotknięci jesteśmy panowaniem ciemności, która jest w nas, a nie tylko poza nami. Święta Rodzina zmagała się z ciemnością, która działała na nich od zewnątrz. To wielka różnica.
Jezus zaskakiwał Maryję i Józefa od samego początku, właściwie jeszcze zanim się narodził. Chyba trudno spotkać rodziców, którzy dowiedzieliby się tyle o misji i tożsamości ich dziecka przed jego poczęciem i w trakcie niemowlęctwa. Z tych powodów płynne przechodzenie nad tymi różnicami do porządku dziennego, umilone kaznodziejsko-jasełkowym "szczebiotaniem" jest chyba nie na miejscu. Może co najwyżej wzbudzić wrażenie, że zdarzają się na tym świecie dziwy, które są intrygujące, lecz pozostają poza biegiem życia śmiertelników. Czasem romantyzujemy Świętą Rodzinę, aby nie wytrącała nas ze spokoju, żebyśmy nie musieli zmierzyć się z tajemnicą i Bożą ingerencją w naszym życiu.
W czym więc Święta Rodzina jest dla nas przykładem? Nie w tym, co nas od niej odróżnia, ale co ją z nami łączy. Pomijam takie rzeczy jak zwykłe codzienne obowiązki, gotowanie, pranie, przebieranie dziecka, uczenie języka i podstaw kultury. Są jeszcze inne punkty styczne. W każdej rodzinie jest miejsce na nieporozumienie, zdziwienie, zakwestionowanie, ból serca, szukanie, nieustanne poznawanie, rozczarowanie. W tych doświadczeniach Jezus, Maryja i Józef nie odbiegają zbyt daleko od ogólnoludzkiej normy.
Niewiele znajdziemy w Ewangelii o relacji małżeńskiej między Józefem i Maryją. Więcej o ich relacji do dziecka. Św. Łukasz, pisze, że "Jego ojciec i Matka" przyszli do świątyni. To paradoks, bo oboje są "Jego rodzicami" i równocześnie z wolna odkrywają, że Jezus nie jest ich, że jest inny. W ich prostej rodzinie rozgrywa się coś więcej niż tylko życie rodzinne. Rodzina Jezusa jest dobrą analogią dla relacji między łaską Boga a wolnością człowieka. Bóg ingeruje tam, gdzie człowiek doświadcza granic, ale zostawia pole do działania tam, gdzie człowiek z Jego łaski może uczynić to, co do niego należy. Jezus przerasta swoich rodziców, podobnie jak łaska Boga przerasta każdego z nas.
Ewangelia nie wnika za bardzo w to, w jaki sposób Józef i Maryja radzili sobie z problemami wychowawczymi, a mieli je na pewno. Podobnie Pismo święte nie serwuje nam szczegółowych rozwiązań w wielu innych dziedzinach. Jedno możemy śmiało stwierdzić: objawienie i wiara nie odbierają człowiekowi rozumu, wyobraźni, pamięci, lecz na nich bazują. Biblia patrzy na rodziców Jezusa przez pryzmat ich Syna.
Józef i Maryja przedstawiają Go Panu w świątyni i słyszą o przyszłości ich Syna. A przecież Jezus ma zaledwie kilka tygodni. Jeszcze nie mówi, nie przejawia żadnych szczególnych zdolności. Wszystko jeszcze pozostaje w uśpieniu. Jezus wygląda jak każde niemowlę: błogo.
Ta wiedza, która jest im stopniowo odsłaniana, zaskakuje ich. Oboje nagle znaleźli się w centrum tajemnicy. Inni wiedzą o ich dziecku więcej niż oni sami. Ciekawe, że to "nowe" objawienie dociera do Józefa i Maryi już nie od aniołów, lecz przez ludzi. Po narodzeniu razem z innymi "dziwili się temu, co im pasterze opowiadali". Teraz, w świątyni, następuje kolejny akt poznania Syna. Wtedy "narodził się wam Zbawiciel, którym jest Mesjasz Pan" (Łk 2, 11) - Jezus najpierw dla Izraela. Teraz Symeon mówi, że jest to "Światło na oświecenie pogan" i zbawienie "dla wszystkich narodów". A więc nie tylko dla Izraela. Najpierw, że tylko dla nas, a potem, że właściwie dla wszystkich, dla obcych, bo swoi… Go odrzucą. Zresztą, sami Rodzice dość wcześnie tego doświadczą i będą musieli uciekać do Egiptu - nieprzypadkowo tam, do miejsca niewoli Izraela. Dlaczego się dziwią?
Dziwią się nie dlatego, że Symeon mówi po chińsku, a oni nie rozumieją, ponieważ nie mają pod ręką słownika albo tłumacza obok siebie. Dziwią się, bo te słowa są trudne do pojęcia i przyjęcia. Zdziwienie wskazuje na kontrast. Świadczy o tym, że jakieś nowe doświadczenie podważa lub poszerza dotychczasowe doświadczenie. To nic dziwnego, jeżeli założymy, że człowiek powołany jest do rozwoju, do stopniowego przekraczania siebie. Ale przecież to tylko małe dziecko? Jak tu pogodzić taką prostotę, ubóstwo, zwykłość z kimś, kto ma być Zbawcą ludzkości?
To nie rodzice, lecz ich dziecko, i to już niemal od swego poczęcia, zaczyna wychowywać rodziców, zaskakiwać ich, zmuszać do myślenia, do prawdziwego nawrócenia - nie moralnego, ale do zmiany wyobrażeń o Bogu. Za szybko nawrócenie utożsamiamy z moralnością i odwróceniem od grzechu. Małe dziecię uczy intensywnie swoich rodziców tego, kim rzeczywiście jest Bóg. Ono samo jeszcze nie mówi. Jest na razie znakiem. To inni mówią o Nim. Józef i Maryja muszą nauczyć się spoglądać na ich dziecko oczami innych, nie swoimi. Albo raczej dostosować swoje patrzenie do tego, co widzą i słyszą. Na tym polega kroczenie drogą wiary. Bóg nas często zaskakuje. Możemy Go przyjąć lub odrzucić.
Podobnie i rodzice często dziwią się, patrząc, co wyrasta z ich dzieci. Bywają zaskoczeni, że dzieci je w czymś przerastają albo smucą się, że zawiodły ich oczekiwania, nie poszły właściwą drogą, niekoniecznie złą. Żadnej rodzinie nie są oszczędzone te niespodzianki. Nawet tej najświętszej. Józef i Maryja pokazują, jak sobie z tym cierpliwie i twórczo radzić.
Skomentuj artykuł