Miłosierdzie Boże to łaska, która wprowadza pokój

fot. unsplash.com

Wiele już o Bożym Miłosierdziu słyszeliśmy i czytaliśmy. Wydaje się, że dużo o nim wiemy. Jednak gdyby rzeczywiście tak było, to świat dzisiaj byłby pięknym miejscem, w którym wszyscy ludzie żyliby ze sobą w zgodzie i harmonii. Chyba więc ciągle dla wielu z nas Miłosierdzie Boże jest łaską, o której głównie mówimy, a z której nie korzystamy w sposób efektywny.

Po pierwsze, co powtarzane jest przez wielu do znudzenia, ale powiedzmy to głośno raz jeszcze: Miłosierdzia nie można kupić, jest za darmo! Mogę już wyobrazić sobie komentarze w stylu: „Jasne! Za darmo! W Kościele nie ma nic za darmo! Przecież wszystko obraca się tam wokół pieniędzy – zbiera się na tacę i płaci się za sakramenty!”. Nie powiem, że tak nie jest. Tak rozumieją to ci, którzy zamawiając intencję Mszy Świętej, próbują w ten sposób „kupić” dla swojego sumienia święty spokój: „Zrobiłem, co mogłem, dla świętej pamięci babci…”. Takie podejście też można zauważyć u niektórych księży. Jednak nawet gdyby ktoś próbował za sakramentalną łaskę zapłacić, a ktoś inny by ją sprzedawał, Miłosierdzie Boże się nie wydarzy. Zostawmy może jednak ten temat, bo dyskusje mogłyby trwać godzinami, a nie o tym ma być ten tekst.

Nie płaci się bowiem za łaskę, bo tę otrzymuje się w sakramencie za darmo – inaczej nie byłaby łaską. Można z niej jednak później zupełnie nie skorzystać, jeśli uzna się, że sam „udział” w sakramencie jest wystarczający, by „było wszystko załatwione”. W sakramentach doznajemy Bożego Miłosierdzia objawiającego się w tym, że Bóg jest między nami pośród ciemności naszego ziemskiego życia, często pełnego lęku: „choć drzwi były zamknięte z obawy przed Żydami, przyszedł Jezus, stanął pośrodku i rzekł do nich: «Pokój wam!». A to powiedziawszy, pokazał im ręce i bok” (J 20,19-20). Kiedy sprawowane są w Kościele sakramenty, Jezus pokazuje nam wtedy swoje rany, próbując nas przekonać o swojej bliskości i o tym, że wie, co znaczy być poturbowanym przez grzech.

Sakramentem, który w pierwszym odruchu kojarzy nam się z Bożym Miłosierdziem, jest spowiedź święta. I tu trzeba podkreślić mocno kolejną rzecz: można zewnętrznie wymusić przebaczenie (choćby kłamiąc w konfesjonale lub zatajając ciężkie grzechy), ale nie doświadczy się wówczas Miłosierdzia, gdyż będzie to po prostu spowiedź świętokradzka, w której nie było szczerej chęci nawrócenia i poprawy. I taka spowiedź staje się kolejnym poważnym grzechem obciążającym nasze sumienie. Z drugiej strony, słyszałem nieraz pytania czy oburzenie niektórych: „Ale dlaczego ja mam przed jakimś księdzem wyznawać grzechy i mówić o największych moich tajemnicach? To sprawa między mną a Bogiem!”.

DEON.PL POLECA

Sakrament pokuty i pojednania, czyli moment, w którym w sposób najbardziej dotykalny doświadczamy Miłosierdzia Bożego.

I to oburzenie rozumiem, bo ludzi zranionych przez złych spowiedników jest, niestety, całe mnóstwo… Jednak sakrament pokuty i pojednania jako taki nie traci swojego sensu z powodu złych czy nieudolnych jego szafarzy, nie przestaje być czymś potrzebnym i dającym siłę do zmiany życia, bo jego moc nie opiera się na zdolnościach spowiedniczych czy psychologicznych danego księdza, ale na obietnicy Chrystusa działającego w sakramentalnych znakach. Choć nasza uwaga bardziej skupia się na św. Tomaszu chcącym dotknąć ran Jezusa, to o tej właśnie obietnicy danej Apostołom i ich następcom przypomina nam Ewangelia z Niedzieli Bożego Miłosierdzia: „Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane” (J 20,22-23).

Miłosierdzie jest możliwe dzięki stanięciu w prawdzie o sobie i dzięki „dotknięciu ran”: „Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż w mój bok, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym” (J 20,27). Potrzebna jest odpowiedź z naszej strony: „Pan mój i Bóg mój!” (J 20,28). Bóg nie wybacza wszystkim ludziom z automatu (to najczęstszy błąd w myśleniu o Bożym Miłosierdziu), ale tym, którzy tego naprawdę chcą, którzy uznają, że tego potrzebują. Jego Miłosierdzie „polega” na tym, że On czeka już na nas ze otwartymi ramionami, czeka ze swoim przebaczeniem – ono jest uprzednie wobec naszego żalu, który właśnie otwiera serce i pozwala Lekarzowi wejść do środka.

W relacji między ludźmi jest tak, że czasem bardziej potrzebuje przebaczenia ten, kto przebacza. Bóg jest sam w sobie przebaczeniem. Pragnienie Miłosierdzia jest papierkiem lakmusowym wiary – jeśli nie pragnę lub uważam, że go nie potrzebuję, to nie uznaję Boga za Pana mojego życia, za kogoś, kto jest mi potrzebny do szczęścia. Sakrament pokuty i pojednania, czyli moment, w którym w sposób najbardziej dotykalny doświadczamy Miłosierdzia Bożego, to nie oczyszczalnia, to nie okazja do tego, żeby „się odświeżyć” (jak czasami można usłyszeć z ust osób traktujących spowiedź świętą dość „lekko”) – to ma być przejście ze śmierci do życia! Muszę uznać, że jestem umarły, bo wtedy dopiero będę mógł doświadczyć zmartwychwstania! Miłosierdzie to nie makijaż, który Bóg nam robi, to nie przypudrowanie noska, żeby lepiej wyglądać, ale to narodzenie na nowo. Bóg nie obiecuje, że nas upiększy, ale że da nam nowe życie: „Każdy, kto wierzy, że Jezus jest Mesjaszem, z Boga się narodził” (1 J 5,1).


Miłosierdzia nie doświadcza się „hurtem” („A nuż się załapię! Gdzieś się schowam w tłumie i skapnie na mnie trochę z tej Bożej łaski…”), ale indywidualnie – w spotkaniu twarzą w twarz z Jezusem i z ranami, które Mu zadałem. Nie można go też dostąpić „po znajomości”. Konieczne jest moje osobiste (prywatne) spotkanie. To, co w Kościele wspólnotowe (kiedy się podchodzi do tego w niewłaściwy sposób, to staje się właśnie „hurtowe”), ma podprowadzić mnie do intymnego spotkania z Panem.

Miłosierdzie przynosi pokój do ludzkiego serca. We fragmencie Janowej Ewangelii dziś odczytywanej z ust Zmartwychwstałego Jezusa trzy razy padają słowa: „Pokój Wam!” (J 20,19.21.26). Prawdziwy pokój to przywrócenie Bożego porządku w życiu człowieka, czyli postawienie Pana i Jego Prawa Miłości na pierwszym (właściwym) miejscu. Tak było w pierwotnym Kościele, o czym pisze św. Łukasz w Dziejach Apostolskich: „Jeden duch i jedno serce ożywiały wszystkich, którzy uwierzyli” (Dz 4,32). Ten, kto doświadczył Miłosierdzia w sposób prawdziwie głęboki, nie chce wojny z drugim człowiekiem, ale pojednania, bo „każdy miłujący Tego, który dał życie, miłuje również tego, kto życie od Niego otrzymał” (1 J 5,1). Jedyną wojnę, którą mamy prowadzić, to wojna z grzechem: „Wszystko bowiem, co z Boga zrodzone, zwycięża świat; tym właśnie zwycięstwem, które zwyciężyło świat, jest nasza wiara. A któż zwycięża świat, jeśli nie ten, kto wierzy, że Jezus jest Synem Bożym?” (1 J 5,4-5). Nie jestem jednak w tej wojnie przywódcą, bo tym jest Bóg, ale walecznym rycerzem, gotowym poświęcić wszystko dla wierności Panu: „Abym upadł, uderzono mnie i pchnięto, lecz Pan mnie podtrzymał. Pan moją mocą i pieśnią, On stał się moim Zbawcą” (Ps 118,13-14).

Kierownik redakcji gdańskiego oddziału "Gościa Niedzielnego". Dyrektor Wydziału Kurii Metropolitalnej Gdańskiej ds. Komunikacji Medialnej. Współtwórca kanału "Inny wymiar"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Miłosierdzie Boże to łaska, która wprowadza pokój
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.