Mogło być nic, a jest Miłość

fot. depositphotos.com

Czasami przyłapuję się na tym, że używam jakichś cytatów biblijnych, wplatając je w rozmowę z kimś, jednak nie robię tego, by ewangelizować lub wywołać temat do duchowej dyskusji, lecz trochę dla śmiechu, pół żartem, a pół serio – żeby było barwniej i ciekawiej.

Zapominam wówczas, że Słowo Boże to nie zbiór fraszek czy też przysłów na każdą okazję, które można powtarzać dla urozmaicenia wypowiedzi. To coś więcej niż motywacyjne książki mające sprawić, że człowiek inaczej zacznie postrzegać siebie i świat. W Bożym Słowie jest mądrość, która może przemieniać ludzkie życie. Jest w nim siła, która pozwala żyć, gdy żyć się nie chce, bo nadaje sens nawet temu, co wydaje się bezsensowne. To jest Słowo, które staje się ciałem, czyli daje istnienie – jest odpowiedzią na pustkę, jaką niosą ze sobą grzech i śmierć.

Sam Jezus wskazuje, że Słowo, które przynosi ze sobą na ten świat, to nie igraszka, lecz naprawdę poważna sprawa: „Wy już jesteście czyści dzięki słowu, które wypowiedziałem do was” (J 15,3). To jest Słowo wypowiedziane do konkretnych adresatów. Nie jest rzucone na chybił trafił w przestrzeń. A nuż ktoś je usłyszy, do kogoś ono dotrze. Byłoby wówczas trochę jak sygnały puszczane w kosmos w poszukiwaniu cywilizacji innych niż ziemska. Kiedy Jezus coś mówi, to zwraca się konkretnie do człowieka, by dotknąć jego serca, by poruszyć najwrażliwsze rejony jego duszy. Zarazem jest to słowo uniwersalne – jego bogactwo i zawarta w nim mądrość czynią je przesłaniem do wszystkich pokoleń. Ale kluczem jest właśnie dostrzec w nim Dobrą Nowinę skierowaną konkretnie do mnie, tu i teraz. To jest przesłanie na dziś mówiące o tym, że choć „wczoraj” mogło być nieciekawe, trudne i bolesne, to „jutro” może być czasem doświadczenia miłości przebaczającej, która odsłania horyzont pełen nadziei na życie bez końca.

Słowo Chrystusa może sprawić, że staniemy się czyści, czyli zdolni dostrzec Boga, wolni od wszystkiego, co nam Go przesłania. Dzieje się to dzięki Słowu, które o Nim opowiada, które kreśli przed człowiekiem pełen miłości Boży zamysł zbawienia każdego bez wyjątku. Co ważne, kierowane przez Jezusa słowo jest zawsze wypowiadane nie tylko ustami, ale życiem, czyli konkretnymi czynami i znakami budzącymi podziw i zdumienie. Nade wszystko Zbawiciel „mówi” do nas swoim krzyżem. Patrząc na Jego śmierć, która była przez Niego chciana i przyjęta, mamy zobaczyć, że za każdą „kreską” i „jotą” stoi miłość, która ożywia martwe słowa, dając im nieskończoną moc. Kiedy więc św. Jan pisze: „Dzieci, nie miłujmy słowem i językiem, ale czynem i prawdą” (1 J 3,18), ma przed oczyma przede wszystkim Chrystusa, w którym koherentne jest to, co mówi, z tym, jak żyje.

Ewangeliczne słowa Jezusa mówiące o winnym krzewie mają nam pokazać, że człowiek potrzebuje Boga i Jego miłości, żeby żyć pełnią życia, żeby jego życie było czymś więcej niż egzystencją, walką o przetrwanie kolejnego dnia. Bycie częścią winnego krzewu pozwala naprawdę żyć, a nie uschnąć. Widzimy to w historii Szawła, który w spotkaniu z Jezusem Zmartwychwstałym otworzył się na skierowane do niego wezwanie do nawrócenia – i uwierzył Słowu, otwierając przed Nim swoje serce. Jego życie rozkwitło na nowo, tak że inni dziwili się i nie dowierzali własnym oczom i uszom: „Kiedy Szaweł przybył do Jeruzalem, próbował przyłączyć się do uczniów, lecz wszyscy bali się go, nie wierząc, że jest uczniem. Dopiero Barnaba przygarnął go i zaprowadził do apostołów, i opowiedział im, jak w drodze Szaweł ujrzał Pana, który przemówił do niego, i z jaką siłą przekonania występował w Damaszku w imię Jezusa” (Dz 9,26-27).

Historia Pawła, o której czytamy w Dziejach Apostolskich, to jednak nie tylko kronika wydarzeń, lecz przede wszystkim świadectwo zapisane dla nas. Ma ono pobudzić nas do zadania sobie ważnego pytania: czy korzystam z tego życia, z tych soków, które daje mi Jezus, czy też jednak wolę żyć po swojemu, według mojego planu, według własnej woli, może nawet całkowicie bez Niego? „Trwajcie we Mnie, a Ja w was będę trwać. Podobnie jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie – jeżeli nie trwa w winnym krzewie – tak samo i wy, jeżeli we Mnie trwać nie będziecie. Ja jestem krzewem winnym, wy – latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić” (J 15,4-5).

Jezus, mówiąc o winnym krzewie, porusza nie tylko temat indywidualnej relacji człowieka z Bogiem, ale także kreśli przed słuchaczami piękny obraz Kościoła, który potrzebuje Chrystusa oraz Jego Słowa i łaski, żeby przeżyć. Nie chodzi jednak tylko o przetrwanie, lecz również o rozwój. Kto trwa w Chrystusie, buduje Jego ciało, rodzi owoce, dzięki którym powstaje wino, a ono w języku biblijnym oznacza radość zbudowaną na nadziei Królestwa. Czytając o pierwszych chrześcijanach, mamy dostrzec to, i zachwycić się tym, jak wygląda życie wspólnoty wypełnionej obecnością Pana: „A Kościół cieszył się pokojem w całej Judei, Galilei i Samarii. Rozwijał się i żył bogobojnie, i obfitował w pociechę Ducha Świętego” (Dz 9,31).

Spotykam się czasami z zarzutem, że – czy to ja, czy też inni księża – głosimy oczywistości, że nic odkrywczego nie mówimy. Pewnie to i prawda. Czy jednak głoszenie Słowa ma być prześciganiem się w wyszukiwaniu „nowinek”, czy też ma być proklamowaniem Nowiny? Już jakiś czas temu doszedłem do wniosku, że o tym, co wydaje się oczywistością, trzeba nieustannie przypominać, bo okazuje się, że to wcale... nie jest takie oczywiste! Trzeba głośno i często mówić nawet o oczywistościach, skoro nie wprowadziliśmy ich jeszcze w życie. Potrafimy z pamięci recytować przykazania, przywołujemy słowo w słowo wypowiedzi Jezusa – znamy to, czym innym jest jednak życie według tego, co się słyszy: „Kto wypełnia Jego przykazania, trwa w Bogu, a Bóg w nim (…)” (1 J 3,24). Nie ma co się wstydzić, że jako chrześcijanie „powtarzamy się”, czasem aż do znudzenia. Głosimy przecież Miłość, która wciąż jest odrzucana i wciąż odrzucenie przebacza.

Są oczywistości, które zachwycają, choć w sumie trudno powiedzieć dlaczego. Słońce wschodzi przecież każdego dnia. Tyle razy nie widzieliśmy, jak się budziło. Ale kiedy wybierzemy się na jego wschód, to zobaczymy, jak pięknie wygląda świat oświetlony pierwszymi promieniami jutrzenki. Wtedy wszystko lepiej wygląda. Ciągle odkrywam, i jest to dla mnie nieprzerwanie niesamowite, że zachwycenie się prostymi rzeczami i faktami pozwala dostrzec Boga, który daje istnienie wszystkiemu, co jest bytem. Utożsamiam się więc bardzo ze słowami piosenki Kwiatu Jabłoni – i nimi zakończę tę refleksję: „I to zapiera dech, że jest coś, a nie nic. Gdy budzisz się, to nadal jesteś ty. I to zapiera dech, że obok ciebie jest ktoś. Mogło być nic, a jest wszystko”. Jest Miłość.

Kierownik redakcji gdańskiego oddziału "Gościa Niedzielnego". Dyrektor Wydziału Kurii Metropolitalnej Gdańskiej ds. Komunikacji Medialnej. Współtwórca kanału "Inny wymiar"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Mogło być nic, a jest Miłość
Komentarze (2)
NK
~nieCenzuralną koncepcją w cenzuralną ANTYKoncepcję
30 kwietnia 2024, 18:19
Mogła być miłość a jest nic ... bo jest cenzura i trwa aborcja ... J 1, 1... aborcja słowa
TB
~Tadeussz Borkowski
28 kwietnia 2024, 10:15
Dziękuję.