Nawrócony kalwinista, jezuita, męczennik – św. Jan Ogilvie
Ex calviniano catholicus. Kalwinista nawrócony na katolicyzm. Tak mówiono o św. Janie Ogilvie SJ, który przelał krew za wiarę na początku XVII wieku. Był jednym z wielu męczenników na wyspach brytyjskich, prześladowanych i zabitych za wierność papieżowi. Kościół wspomina go 14 października*.
Przyszedł na świat w 1579 roku, w rodzinie kalwińskiej. Reformacja szkocka osiągnęła wtedy swój punkt kulminacyjny. Mając 13 lat udał się w podróż po Europie w celu zdobycia wykształcenia. Musiał mieć oficjalne pozwolenie, ale ze względu na ojca nie było podejrzeń, że jest wysłany w celu otrzymania formacji katolickiej, a to było prawdziwym powodem konieczności uzyskania pozwolenia.
Wystarczyło mu kilka lat, żeby długa tradycja katolicka w jego rodzinie ostatecznie zwyciężyła w duszy młodego Jana. Mając 17 lat przeszedł na katolicyzm, potem został przyjęty do Kolegium Szkockiego w Douai. W 1599 wstąpił do jezuitów, do prowincji austriackiej. Po 11 latach formacji przyjął święcenia kapłańskie w 1610 roku.
W 1613 roku, generał Acquaviva przychylił się do jego prośby i wysłał go do Szkocji. Pod koniec roku zszedł na ląd w porcie Leith, niedaleko Edynburga. Jego działalność apostolska w Szkocji trwała niecały rok. Prowadził ją w ukryciu, w ciągłym zagrożeniu bycia aresztowanym i uwiezionym. Wreszcie to, co było zagrożeniem, stało się faktem. Został pojmany i uwięziony. Przesłuchiwano go, próbując znaleźć powód oskarżenia. Jan zręcznie się bronił. Potem jednak chciano wydobyć z niego nazwiska osób, które go ukrywały i gościły. Zaczęto go torturować. Bito go i kłuto różnymi przedmiotami, żeby nie pozwolić mu spać przez osiem dni i dziewięć nocy. Czterech mężczyzn na zmianę pilnowało, żeby mógł odbyć to „czuwanie”. Dopiero gdy lekarze powiedzieli, że jest bliski śmierci, dano mu spokój.
Modlitwa na sytuacje bez wyjścia
„Wiadomość o moim czuwaniu – pisał później Ogilvie – rozeszła się po całej Szkocji. Wielu się zagniewało i współczuło z powodu moich cierpień. Wielu przedstawicieli szlachty nalegało na mnie, abym zrobił to, czego oczekuje król, ale gdy usłyszeli racje przeciwne, dali sobie spokój”.
Więzień został przewieziony do Glasgow i tam obchodzono się z nim lepiej. Było tam mniej straży i dlatego kartki zapisane przez Jana Ogilvie docierały do kobiet i krewnych jego współwięźniów i były swego rodzaju aktami męczeństwa, zapisanymi jego własną ręką. Proces musiał być skończony. Datę ostatecznych przesłuchań i wydania wyroku wyznaczono na 10 marca 1615 roku. Jan Ogilvie został skazany na śmierć ‘na szubienicy’, którą należało „postawić na rynku, aby tam go powiesić, ściąć mu głowę i poćwiartować oraz wystawić na widok publiczny w czterech różnych miejscach”.
Wiadomość o moim czuwaniu – pisał później Ogilvie – rozeszła się po całej Szkocji. Wielu się zagniewało i współczuło z powodu moich cierpień. Wielu przedstawicieli szlachty nalegało na mnie, abym zrobił to, czego oczekuje król, ale gdy usłyszeli racje przeciwne, dali sobie spokój
Po usłyszeniu wyroku, Jan podziękował sędziemu, uścisnął go i udzielił błogosławieństwa. Podziękował też zaprzysiężonym. Nie zapomniał o podziękowaniu arcybiskupowi. Uścisnął mu dłoń i przebaczył z głębi serca. Polecił się modlitwie tajnych katolików, którzy byli na sali.
Siedem słów. Modlitwa papieża Franciszka do Serca Jezusa
Wyrok miał być wykonany po południu. Próbowano przekupić Jana w ostatnim momencie, w drodze na szubienicę. Obiecywano życie, rękę córki arcybiskupa i spory majątek, jeśli tylko przejdzie na stronę protestantów.
Wykręcili mu ręce, związali je na plecach i kazali wejść po drabinie. On modlił się, najpierw po łacinie, potem po szkocku, żeby go rozumiano. Wreszcie powiedział: „Panie, zmiłuj się nade mną”. Kat odsunął drabinę i Jan zawisł w powietrzu. Kiedy umarł, kat przeciął sznur i ciało opadło na ziemię, wydając głuchy odgłos.
* Na podstawie: Ignacio Echániz SJ, Męka i Chwała, Żywa Historia Jezuitów, Wydawnictwo WAM, Księża Jezuici, Kraków 2014.
Skomentuj artykuł