Po co mam iść do spowiedzi, skoro i tak nagrzeszę?

Po co mam iść do spowiedzi, skoro i tak nagrzeszę?
fot. Depositphotos

"Dramat nieskutecznych spowiedzi polega na tym, że są one często oderwane od modlitwy, pracy nad charakterem i cnotami. Sakrament to nie magiczna różdżka, lecz otwarcie drogi do zmiany. Nie musimy przenosić gór - wystarczy wejść na szlak, który do nich wiedzie". Przeczytaj fragment książki Dariusza Piórkowskiego SJ "Po co nam spowiedź". Rozważania jezuity o spowiedzi są jednym z naszych adwentowych cykli.

"Postanowienie niegrzeszenia w przyszłości" (KKK 1450) jest, obok bólu duszy i znienawidze­nia grzechu, trzecim składnikiem skruchy, czyli istotnej części sakramentu pojednania i zarazem pokuty wewnętrznej. Ten akt powinien więc za­chodzić w głębiach serca, a nie być, jak mówi św. Alfons Liguori, jedynie "obietnicą warg lub chwilowym uczuciem". Łacińskie słowo propositum ("postanowienie"), które pojawia się w oficjalnych dokumentach Kościoła, oznacza "decyzję woli", a także "zadanie", "plan", "cel". Zauważmy, że elementem skruchy jest emocjo­nalne odcięcie się od grzechu. Nie postanawiamy, że będziemy odtąd jedynie kochać Boga, ale że nie będziemy kochać tego, co doprowadziło nas do grzechu. Do przeszłości, a dokładniej do sta­rego życia, mamy odczuwać nienawiść (odium), a względem przyszłości - nadzieję na osiągnięcie dobrego celu. Wszystko jednak rozpoczyna się teraz - zakorzenia się w słowie i akcie woli. Postanowienie w obrębie skruchy to decyzja, ale nie taka, która powoduje natychmiastowy zanik wszelkich grzechów czy naszej grzeszności. Cho­dzi o wybór, aby na nowo zmierzać do wyznaczo­nego celu, podejmując określone i możliwe kroki.

W tym kontekście natychmiast mogą się w nas zrodzić różne obiekcje. Skoro codziennie błagamy Boga w modlitwie Ojcze nasz o odpusz­czenie naszych win, to czy już sama ta prośba nie potwierdza, że rychło zgrzeszymy? Czy ktokolwiek z nas może powiedzieć z niezbitą pewnością, że już nigdy noga mu się niepowinie? Przecież realizm życia pokazuje co innego. Czy więc skła­danie takich solennych zapewnień nie jest tylko pustym gestem, łudzeniem siebie samego i hipokryzją przed Bogiem?

Przede wszystkim liczy się aktualna dyspozycja duszy. Dobry łotr nie zdążył niczego naprawić, a niebo otworzyło się dla niego natychmiast. Do wieczności wchodzi się nieraz w ostatnim momencie, mimo dramatycznego przeszłego życia. Jedną z największych przeszkód na drodze wiary jest to, że nie potrafimy się skupić na bieżącej chwili. A tylko ona tak naprawdę istnieje. Przeszłości już nie ma, a przyszłości jeszcze nie ma. To my przenosimy się "tam" myślą, wspomnieniami i oczekiwaniami. Rozpamiętujemy często to, co  nam nie  wyszło, i martwimy się o to, co może się nie udać. Ucieczka od teraźniejszości to niemal nasza wrodzona specjalność. Wystarczy przyjrzeć się temu, co czasem rozgrywa się w naszych głowach podczas modlitwy czy Eucharystii - gdzie tak naprawdę jesteśmy. Żyjąc przeszłością lub przyszłością, zdradzamy, że liczymy tylko na siebie, a przecież przyszliśmy się nasycić Bogiem i Jego mocą. Chodzi o to, by postanawiając poprawę, patrzeć na Boga, być w tej chwili, uwierzyć w jej moc, czyli w kairos, czas szczególnego działania Boga. Po nim według wszelkich znaków przyjdzie chronos, czyli czas odmierzany zegarkiem, i w tym czasie mamy podtrzymywać w sobie doświadczenie kairosu ze spowiedzi.

DEON.PL POLECA


(...) Dramat nieskutecznych spowiedzi polega na tym, że są one często oderwane od modlitwy, pracy nad charakterem i cnotami. Sakrament to nie magiczna różdżka, lecz otwarcie drogi do zmiany. Nie musimy przenosić gór - wystarczy wejść na szlak, który do nich wiedzie. Umocnieni łaską sakramentu możemy z większą gorliwością powrócić do modlitwy, jeśli dotąd ją kompletnie zaniedbywaliśmy. Jeśli ktoś kolejny raz wyznaje, że nie układa mu się komunikacja w małżeństwie, ciągle pojawiają się kłótnie przy byle okazji, to sama spowiedź nie załatwi problemu. Postanowienie poprawy wzywa do refleksji nad tym, co w takiej sytuacji można zrobić, o jaką pomoc poprosić, aby nauczyć się dialogu i wyrażania uczuć tak, by się nie ranić. Jeśli ktoś oskarża się, że do późnej nocy przesiaduje przed komputerem, bo ciągle coś ciekawego go tam pociąga, a rano czuje się jak wyciągnięty z wyżymaczki, potem jest drażliwy w pracy i niezdolny do skupienia, to sama spowiedź nie rozwiąże problemu ciągłego zmęczenia.

Istnieje też inna pułapka. Postanowienie poprawy może być "heroiczne", kiedy pomija ludzkie ograniczenia i odrzuca stopniowe dojrzewanie. Często w tę pokusę popadają świeżo nawróceni - chcieliby nadrobić stracony czas i udoskonalić się w przyspieszonym tempie. Przykładowo, raczej niemożliwe jest, aby po okresie długoletniej modlitewnej pustyni nagle odprawiać godzinną medytację każdego dnia. Należy poświęcić na nią krótsze chwile, a z czasem je wydłużać. Święty Jan Klimak przestrzega:

"Widziałem chorych na ciele i duszy, którzy dla zmazania mnogości swoich przewin podjęli wal­kę przekraczającą ich siły. Mówiłem im wtedy, że Bóg ocenia naszą skruchę nie przez pryzmat naszych trudów, lecz przez stopień naszej pokory". Metoda małych kroków jest znacznie skuteczniejsza - bliższa Bożej mądrości.

Fragment książki Dariusza Piórkowskiego SJ "Po co nam spowiedź" i czwarta część cyklu DEON.pl "Adwentowa spowiedź bez traumy".

 

Przeczytaj pozostałe części cyklu:

  1. Część pierwsza: Co zrobić, gdy spowiednik nas nie zrozumie lub zrani
  2. Część druga: Uznanie kompulsji i nałogów za grzechy ciężkie to droga donikąd
  3. Część trzecia: Gospodarz toleruje chwast, aby nie zniszczyć pszenicy

Rekolekcjonista i duszpasterz. Autor książek z zakresu duchowości. 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Dariusz Piórkowski SJ

Czy musimy spowiadać się przed księdzem?
Co zrobić, gdy spowiednik nas nie zrozumie lub zrani?
Jak radzić sobie ze zniechęceniem?
W jaki sposób kształtować sumienie?
Czym różni się słabość od grzechu?

Skomentuj artykuł

Po co mam iść do spowiedzi, skoro i tak nagrzeszę?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.