Krzysztof Pałys OP: nasz ból bierze się z nieuporządkowanych przywiązań

Krzysztof Pałys OP: nasz ból bierze się z nieuporządkowanych przywiązań
fot. Depositphotos
Logo źródła: Wydawnictwo W Drodze Krzysztof Pałys OP

"Nasz ból bierze się z nieuporządkowanych przywiązań. Kiedy człowiek chce, aby zaspokoiło go coś, co zaspokoić zwyczajnie nie może. Jeśli swoje pragnienia, plany albo nawet człowieka chce się kochać w sposób nieograniczony, w pewnym momencie okaże się, że to nie jest Bóg. Przyjdzie gorycz rozczarowania" - pisze Krzysztof Pałys OP w książce "Hewel. Wszystko jest ulotne oprócz Boga". Autor dzieli się w niej swoimi myślami, przywołuje teksty mistrzów duchowych, rozważa reguły życia duchowego i pochyla się nad prawdami życiowymi.

"Możesz wybrać swoją drogę, ale najpierw doświadcz wszystkiego!" - krzyczy na mnie billboard reklamujący gazetę z lakierowaną okładką. To kłamstwo słyszałem wielokrotnie: od przybytku przecież głowa nie boli. Spytaj zatem ludzi, którzy weszli na wyższy próg podatkowy lub otrzymali zadanie, które przekracza ich możliwości. Spytaj tych, którzy prowadzą firmy zatrudniające setki osób, zapytaj ludzi obciążonych nadmiarem pracy, którzy mają tak wiele wyznaczonych obowiązków, że nie są w stanie już nawet odpocząć. Od rana do późnego wieczora są bombardowani niezmierzoną ilością bodźców i spraw, które czekają na wykonanie. Nawet współczesne badania wykazują, że nasza zdolność do empatii i rozumienia drugiego człowieka maleje, gdy jesteśmy pozbawieni ciszy i odosobnienia. Bezustanna obecność wśród ludzi, permanentna dostępność prowadzi do stopniowej utraty kontaktu z samym sobą i własną tożsamością. To właśnie od przybytku głowa boli najbardziej. Ewagriusz z Pontu nazywa to nienasyconym demonem obżarstwa, który kusi do bezustannej konsumpcji, pożerania wszystkiego, używania wszystkiego, chęci zasmakowania wszystkiego. Jeśli coś mogę, to muszę. Kompulsywna konieczność ciągłych zmian, która sprawia, że wciąż jesteś na powierzchni, niczego nie przeżywa się głębiej. Może jeszcze w kontemplatykach pozostały resztki zdrowego rozsądku, oni przynajmniej widzą świat wyraźniej. Jak choćby karmelitańska mniszka, która w swoim dzienniku zapisała: "Najmniej zmartwień mam wtedy, kiedy najmniej posiadam, i Bóg mi świadkiem, że jestem bardziej przygnębiona nadmiarem czegoś niż brakiem".

Znam zakonne zgromadzenia, które dysponują sporymi majątkami, a od kilku lat nie mają żadnego powołania. "Co z nami będzie? Kto nas pochowa? Kto przejmie nasze puste klasztory? Kto się nami zaopiekuje?" - skarżyła się jedna z sióstr. Poznałem osoby, które swoje życie straciły na inwestycjach i pomnażaniu ogromnych pieniędzy, by na starość spostrzec, że są zupełnie same. Spotkałem księży i zakonników w obsesyjny sposób skupionych na sobie, na swoim stanie posiadania, którzy bez końca stawiali sobie pytania:

"Czy się należycie spełniam, realizuję, czy jestem zadowolony? Ludzie nie doceniają mnie wystarczająco". Niekończące się pretensje do innych. Z takich spotkań wracałem pełen smutku, potrzebując samotności. Przyjemność, którą daje ten świat, a radość wypływająca z duchowej wolności, to zdecydowanie nie to samo. Niestety, kto nigdy tego nie doświadczył, nie zrozumie różnicy. Kult własnego "ja" to niestety kult śmierci. W naszym świecie zasada jest inna: im więcej zdobędziemy środków służących do przeżywania (ubrania, wrażenia urlopowe, partnerzy życiowi) oraz im więcej zmieścimy ich w czasie, tym bogatsze będzie nasze życie wewnętrzne. Jeśli zatem żyjemy szybciej i intensywniej, mamy złudne wrażenie, że nasze życie jest pełniejsze. Nasza kultura oferuje nam niezliczoną ilość wyborów, ale jak na ironię, coraz mniej satysfakcji.

Świat nam się rozpadł, na ten przyjemny i drugi pełen radości. Jako społeczeństwo osiągnęliśmy to, o czym nasi przodkowie mogli tylko pomarzyć. Dostajemy, czego chcemy, licząc na satysfakcję, aby po chwili odkryć, że osiągnięty cel nie zaspokaja w takim stopniu, jakbyśmy oczekiwali. Zamiast spełnienia przychodzi jeszcze większa pustka. Papież Franciszek w adhortacji Evangelii gaudium, powołując się na Pawła VI, stawia dość smutną diagnozę: „Społeczeństwo technologiczne zdołało pomnożyć okazje do przyjemności, lecz nie przychodzi mu łatwo doprowadzić do radości”.

Nasza kultura oferuje nam niezliczoną ilość wyborów, ale jak na ironię, coraz mniej satysfakcji.

Nasz ból bierze się z nieuporządkowanych przywiązań. Kiedy człowiek chce, aby zaspokoiło go coś, co zaspokoić zwyczajnie nie może. Jeśli swoje pragnienia, plany albo nawet człowieka chce się kochać w sposób nieograniczony, w pewnym momencie okaże się, że to nie jest Bóg. Przyjdzie gorycz rozczarowania. Jakże często stosunki międzyludzkie stają się udręką, gdyż jedna z osób pragnie wyrazić siebie drugiej bardziej, niż to jest możliwe, albo chce wtargnąć na terytorium zastrzeżone wyłącznie Bogu? Jedno i drugie jest próżnym pragnieniem i nie może się spełnić. Odkrytej w sobie pustki nie sposób wypełnić rzeczami tego świata. Inaczej mówiąc, człowiek, który odkrytej w sobie nicości nie wypełni Bogiem, będzie szukał bóstw, a te sprawią, że nasz stan będzie "gorszy niż był poprzedni". Jak w przypowieści Jezusa o siedmiu złych duchach, które wracają (Mt 12,45). Dlatego właśnie niektórzy chrześcijanie odchodzą w ciszę i odosobnienie, choćby na krótki czas, żeby odkrytą w sobie pustkę wypełnić Bogiem.

Fragment książki Krzysztofa Pałysa OP "Hewel. Wszystko jest ulotne oprócz Boga".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Krzysztof Pałys OP

Zaprawdę, wszystko jest hewel, ulotne jak dym. Oprócz Boga i prawdy Bożej - pisze Krzysztof Pałys OP, a cała książka podąża za tym zdaniem. Autor dzieli się z czytelnikami swoimi myślami – nieraz ulotnymi, nieraz...

Skomentuj artykuł

Krzysztof Pałys OP: nasz ból bierze się z nieuporządkowanych przywiązań
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.