Kim będę, kiedy zmartwychwstanę?
Proste pytania i niełatwe odpowiedzi, drażniące niezaspokojoną ciekawość. Tak się kończy intelektualne zmaganie ze zmartwychwstaniem. Ale kilka pytań zawsze można przecież zadać?
- Karamazow! - zawołał Kola. - Czy naprawdę jest tak, jak powiada religia, że wszyscy zmartwychwstaniemy i że przywróceni do życia, spotkamy się znowu, razem z Iluszą?
- Zmartwychwstaniemy z pewnością, spotkamy się i opowiemy sobie nawzajem, wesoło i radośnie, o wszystkim, co nam się przydarzyło - odpowiedział Alosza z pełnym entuzjazmu uśmiechem.
- O, jakże będzie pięknie - westchnął Kola.
Nie obchodzi mnie to
Byłoby naprawdę wspaniale, gdyby nasze wątpliwości na temat zmartwychwstania zostały rozwiane w tak prosty sposób, jak to się stało podczas rozmowy dwóch bohaterów w końcowej scenie "Braci Karamazow".
Niestety, mamy z tym pewne problemy. Największym z nich jest po prostu brak zainteresowania sprawami życia wiecznego. Nasz horyzont co raz bardziej zawęża się do tego, co przynosi szybkie i namacalne efekty. Zazwyczaj interesuje nas wymierny sukces; tu i teraz, nie w jakiejś dziwacznej i odległej przyszłości.
Marcin Prokop, opowiadając na łamach miesięcznika "W drodze" o swoich oczekiwaniach wobec Kościoła, wskazał jednocześnie na charakterystyczną cechę dzisiejszej kultury. "Mam wrażenie, że chrześcijaństwo (…) za bardzo się skupia na pokazywaniu tego, co będzie potem - obrazu życia wiecznego. (…) Sprawy eschatologiczne zajmują mnie dużo mniej niż sprawy doczesne."
Gdzie, zatem należy szukać braku zachwytu nad obietnicą życia po zmartwychwstaniu? Może rację miał francuski historyk Jean Delumeau, twierdząc, że przez ostatnie tysiąc lat Kościół zbyt wiele miejsca poświęcał grzechowi, nadając mu tym samym większe znaczenie niż miłosierdziu? Częściej mówiono o tym, jak uniknąć potępienia, a mniejszą uwagę zwracano na pragnienie zjednoczenia się z Bogiem. W każdym razie, nie sposób uniknąć wrażenia, że w mentalności wielu chrześcijan powstała dziwna separacja pomiędzy obecnym życiem, a życiem po zmartwychwstaniu. Przyjmujemy do wiadomości, że być może czeka na nas lepszy świat, ale nie bardzo wiemy, na czym ma on polegać.
Ciało po retuszu?
Św. Atanazy Aleksandryjski zapisał zdanie, które odbiło się głośnym echem w historii Kościoła: "Słowo się wcieliło, żebyśmy zostali ubóstwieni". Za tym doniosłym pojęciem kryje się również sprawa naszej cielesności po zmartwychwstaniu.
W Biblii odnajdziemy jedynie enigmatyczne intuicje, które rozbudziły bujną i dosyć groteskową wyobraźnię średniowiecznych teologów. Na szczęście wybitny myśliciel, Piotr Lombard, podzielił się interesującą uwagą, wskazującą istotny kierunek naszych dociekań. Przedstawione przez niego ujęcie problemu możemy uznać za całkiem sensowny konsensus teologiczny.
Według tej teorii wszystkie funkcje ciała zostaną zachowane. Elementy, które uległy wcześniej jakiemukolwiek zniszczeniu, będą odtworzone i jak dodaje dwunastowieczny teolog: "Ciała świętych powstaną zatem doskonałe, świetliste niczym słońce, wszystkie ich niedoskonałości zostaną usunięte". Wyrażając rzecz nieco prościej, będziemy po prostu niewiarygodnie piękni i zdrowi, nawet jeśli taka myśl wzbudza teraz tylko uśmiech politowania.
Nieprzyjaciele idą z nami?
Jak natomiast poradzić sobie ze świadomością, że oprócz nas zmartwychwstaną także osoby, z którymi nie jest nam po drodze; których poglądy, osobowość i wrażliwość gryzą się z naszą indywidualnością? Czy przypadkiem nie będzie to stan męczącej poprawności politycznej, polegającej na wzajemnym tolerowaniu siebie? Czy w tej nowej społeczności będziemy czuli się jak w domu? Jak można pogodzić tyle różnić i podziałów, które wydają się niemożliwe do zasypania?
Na te dylematy odpowiada Jezus: "W domu Ojca mego jest mieszkań wiele" (J 14,2), co oznacza, że dla każdego miejsce się znajdzie. Co więcej, nie wolno zapomnieć, że nareszcie doświadczymy tego, co św. Tomasz z Akwinu nazywa visio beatifica. Będzie to oglądanie istoty Boga, która pozwoli również na innych ludzi patrzeć wyłącznie przez pryzmat Jego miłości.
Jeżeli po drugiej stronie spotkamy największych wrogów, którym od lat nie potrafiliśmy przebaczyć poważnych zranień, to tym razem doświadczymy leczącej siły pojedniania. W nowym życiu doświadczymy całkowitego wypełnienia prośby Jezusa, skierowanej do Ojca tuż przed męką: "Ojcze Święty, zachowaj ich w Twoim imieniu, które mi dałeś, aby tak jak My stanowili jedno" (J 17, 11b).
Wieczna nuda?
Czy w niebie będzie nudno? Cóż, jeżeli założymy, że nuda - jak twierdził Antoni Kępiński - to przeciwieństwo miłości, odpowiedź wydaje się jasna. Nuda nie może pojawić się w relacji z osobą, z którą wspólnie pielęgnujemy miłość. Nuda odpycha i każe szukać rozpaczliwych ucieczek, które kończą się jeszcze większą frustracją.
Stan nudy alarmuje, że niebezpiecznie się zbliżyliśmy do duchowej czarnej dziury. Jedyny ratunek stanowi wówczas głębokie zaangażowanie w relację z drugą osobą, uczenie się na nowo poważnej miłości. Lęk przed nudą w niebie zdecydowanie więcej mówi o naszej wewnętrznej kondycji niż o zagrożeniu beznadzieją w nowym życiu. Jeżeli zrozumiemy, czym w istocie jest nuda, wątpliwości tego rodzaju w kontekście zmartwychwstania staną się kompletnie niedorzeczne. Arystoteles napisał dawno temu: "Nie ma niczego, co byłoby bardziej właściwe przyjaciołom niż wspólne życie", a tropem tych słów podążył św. Tomasz z Akiwinu, kierując naszą uwagę w stronę sensu zmartwychwstania. Tym samym zwinnie wytrącił oręż wszelkim adwersarzom zainfekowanym ziemską nudą. Dominikański teolog postrzega życie ludzkie jako drogę do szczęścia, czyli do pełnego zjednoczenia z Bogiem. Słowo "nuda" raz na zawsze zostanie wymazana z naszego słownika.
Rodzina pełna czy rozbita?
Zdarza się czasami, że ktoś poczuje się zaniepokojony słowami Jezusa, że "ci którzy uznani zostaną za godnych udziału (…) w powstaniu z martwych, ani się żenić nie będą, ani za mąż wychodzić" (Łk 20, 34). Co w takim wypadku stanie się z naszą dotychczasową rodziną? Czy Bóg wpadnie na pomysł unieważnienia dotychczasowych relacji rodzinnych w imię stworzenia doskonalszej wspólnoty?
Tego rodzaju obawy, chociaż niepotrzebne, nie odstępowały na krok nawet pierwszych chrześcijan. Żyjący w III wieku św. Cyprian z Kartaginy zdecydowanie dodawał otuchy swoim braciom, głosząc naukę o niebie, jako o ziemi rodzinnej, na której ponownie się spotkamy z najbliższymi. W podobnym tonie Ewangelię głosił św. Ambroży z Mediolanu. Podczas pogrzebu cesarza Teodocjusza prosił podczas kazania, by wierni oczami wyobraźni zobaczyli cesarza wpadającego w objęcia żony i córki.
Szczęśliwi czasu nie liczą?
Pytanie o czas w niebie należy do najtrudniejszych zagadnień. Najwytrawniejsi teologowie z zakłopotaną miną po omacku konstruują oryginalne teorie, by przynajmniej delikatnie musnąć tę tajemnicę.
Clive S. Lewis twierdził na przykład, że odkupieni ludzie muszą żyć w jakimś czasie i przestrzeni, inaczej zmartwychwstanie ciała byłoby nielogiczne. Z pewnością jest to zupełnie inny rodzaj czasu i przestrzeni niż znany nam obecnie. W każdym razie, jakaś forma czasoprzestrzeni powinna istnieć.
Peter Kreeft przytomnie zauważył, że miłość Boga nie umniejsza i nie odrywa od dobra, ale je udoskonala. Bóg wznosi na wyższy poziom człowieka, a Niebo udoskonala ziemię. W tym sensie przestrzeń Nieba będzie bardziej miejscem niż ziemia. Podobnie czas Nieba okaże się bardziej czasem niż czas ziemski.
Niedosyt
Proste pytania i niełatwe odpowiedzi, drażniące niezaspokojoną ciekawość. Tak się kończy intelektualne zmaganie ze zmartwychwstaniem. Uczciwość nakazuje pokornie się skłonić przed tym czego "ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało" (1 Kor 2, 9). Kiedy jednak natrętne wątpliwości powrócą, by zasiać w duszy zamęt, warto wtedy posłuchać Hilarego z Poitiers. Ten doświadczony teolog z IV wieku zarażał optymizmem chrześcijan niepewnie spoglądających w stronę życia wiecznego: "Tam nie będziemy potrzebować niczego, gdyż będziemy mieć wszystko." Innymi słowy, indywidualna historia każdego z nas, choćby była niezwykle zawiła i poraniona, znajdzie swoje ostateczne wypełnienie.
Szymon Popławski OP - duszpasterz akademicki DA "Kamienica", rekolekcjonista Dominikańskiego Ośrodka Kaznodziejskiego, absolwent Szkoły Retoryki UJ, publikował min. w miesięczniku "W drodze". Mieszka w Łodzi.
W tym roku DEON.pl "odwołuje" Wielki Post i zaczyna od końca. Nie, to nie jest tania prowokacja. Jesteśmy głęboko przekonani, że my, chrześcijanie mamy problem ze Zmartwychwstaniem >> zobacz więcej
Zacznij od Zmartwychwstania. A więc najpierw załóż specjalne okulary. Jak na filmie 3D. Na pierwszy rzut oka różnicy nie widać, ale gdy je ściągniesz, wszystko się rozmazuje >> zobacz więcej
Kim będę po zmartwychwstaniu. Proste pytania i niełatwe odpowiedzi, drażniące niezaspokojoną ciekawość. Tak się kończy intelektualne zmaganie ze zmartwychwstaniem. Ale kilka pytań zawsze można przecież zadać? >> zobacz więcej
Jak zmartwychwstać za życia? Przecież zmartwychwstanie nie jest wskrzeszeniem, czyli powrotem do stanu sprzed śmierci - jak w przypadku Łazarza. >> zobacz więcej
Świat kupił ideę marki z nadgryzionym jabłuszkiem. Dlaczego? To pytanie powinni sobie stawiać wszyscy biskupi >> zobacz więcej
Wobec tych wszystkich ludzi, którzy "odeszli z Jerozolimy" Kościół ma za zadanie zrobić to samo, co zrobił Zmartwychwstały wobec uczniów - rozpalić ich serca >> zobacz więcej
Co nas powstrzymuje od wiary w zmartwychwstanie? Ks. Mirosław Maliński odnalazł w swojej pamięci kilka takich życiowych obrazków. Można się uśmiać, albo zapłakać >> zobacz więcej
Żeby zmartwychwstać, trzeba umrzeć, a żeby umrzeć, trzeba trochę pocierpieć. I to w różnym wymiarze - rozmowa z ks. Janem Kaczkowskim >> zobacz więcej
Gdzie leży problem nieskuteczności łaski Zmartwychwstania, łaski Nowego Życia w nas? Dlaczego świętość ciągle wydaje się być towarem luksusowym, dostępnym dla herosów ducha, zamiast być standardem naszej codzienności? >> zobacz więcej
Dla kogoś, kto przez całe życie starał się przypodobać Bogu, coś takiego mogło wydawać się najgorszym koszmarem. Cały fundament jego życia rozpadł się na kawałki >> zobacz więcej
Skomentuj artykuł