Modlitwa Jezusa. To te słowa ożywiają Kościół w ostatnich dziesięcioleciach
Jaka jest ta jedność? „Jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie, żeby i oni byli w Nas”. Jedność to bycie w bardzo głębokiej, serdecznej, intymnej relacji. Jak pewnie pamiętamy, Jezus poza czasem z przyjaciółmi, uczniami, potrzebującymi spędzał naprawdę sporo czasu na modlitwie. Inwestował czas w swoją relację z Ojcem, co skutkowało prawdziwą bliskością i jednością.
Aby wszyscy byli jedno, jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie, żeby i oni byli w Nas, aby świat uwierzył, że Ty Mnie posłałeś. J 17, 21
Ten werset modlitwy Jezusa jest jednym z najbardziej wpływowych i ożywiających Kościół w ostatnich dziesięcioleciach. Po tysiącu lat dość burzliwej i jednak bardzo różnorodnej jedności (choć też niecałkowitej) przyszło tysiąc lat znaczących podziałów. Trzecie tysiąclecie Kościoła rozpoczęło się wielką nadzieją, że Pan uleczy nasze rany, sprowadzi razem tych, którzy tak bardzo się rozeszli. Nadzieją na to, że jego modlitwa „aby wszyscy byli jedni” stanie się widzialną rzeczywistością. W sposób szczególny widać to przemówieniach i modlitwach papieża Jana Pawła II. Przeczytajmy fragment listu Tertio Millennio Adveniente (nr 34) z roku 1994.
„Koniec drugiego milenium wzywa nas wszystkich do rachunku sumienia, a także do stosownych poczynań ekumenicznych, tak abyśmy wobec Wielkiego Jubileuszu mogli stanąć jeśli nie całkowicie pojednani, to przynajmniej o wiele bliżsi przezwyciężenia podziałów powstałych w drugim tysiącleciu. Zdajemy sobie sprawę, że jest tu potrzebny olbrzymi wysiłek, nie tylko dialogu doktrynalnego, ale przede wszystkim modlitwy ekumenicznej, która stała się znacznie żywsza po Soborze; winna ona jednak nadal przybierać na sile, obejmując swym zasięgiem coraz więcej chrześcijan, zgodnie z wielkim błaganiem, jakie Chrystus zanosił do Ojca przed męką: „Ojcze [...], aby i oni stanowili w Nas jedno” (J 17,21).”
Ówczesny papież wyraził nadzieję, że pojednanie jest jakby na wyciągnięcie ręki! Bardzo porusza mnie ta wiara, że to już prawie, tak blisko.
Powróćmy, więc proszę do modlitwy Jezusa. Jaka jest ta jedność? „Jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie, żeby i oni byli w Nas”. Jedność to bycie w bardzo głębokiej, serdecznej, intymnej relacji. Jak pewnie pamiętamy, Jezus poza czasem z przyjaciółmi, uczniami, potrzebującymi spędzał naprawdę sporo czasu na modlitwie. Inwestował czas w swoją relację z Ojcem, co skutkowało prawdziwą bliskością i jednością. Dzięki tej intymnej relacji Jezus wiedział co robić, jak działać, będąc Człowiekiem-Bogiem dojrzewał w rozumieniu swojej misji i jej praktycznych konsekwencji. Jezus nie byłby w stanie działać cudów, gdyby nie wiara i relacja z Ojcem! I to jest rzeczywistość, o którą On modli się dla nas. Z tym, że my jesteśmy zaproszenie do włączenia się do relacji między Ojcem i Synem („w Nas”). Jesteśmy zaproszeni, żeby wejść w kojący, bezpieczny i uścisk dwóch Osób, które są Miłością. I dopiero zgoda na bycie „uściśniętym” i pokochanym jest warunkiem do skutecznego działania i ewangelizacji.
Jednak tu pojawia się problem… w tym uścisku możemy zobaczyć również ludzi, których absolutnie tam nie chcemy. Na przykład chrześcijanina, który należy do innego Kościoła czy Wspólnoty. I co? Opcje zasadniczo są dwie.
- Jakoś znajdę wewnętrzną siłę i mimo wszystko rzucę się w ramiona Ojca, a z czasem moje wewnętrzne nastawienie będzie uleczone.
- Obrażę się na Boga, u którego jest miejsce dla tego „Innego” i stwierdzę, że sam lepiej wiem, kogo Bóg może kochać i przez kogo działać. Wtedy prawdopodobnie stworzę sobie jakiegoś innego boga, który z Jezusem Chrystusem niewiele będzie miał wspólnego (może poza tym samym imieniem).
Przemiana serca (popularnie w Kościele nazywana nawróceniem) jest procesem. Jest ciągłym zwracaniem się do Ojca przez Jezusa w Duchu Świętym. Kiedy podchodzę coraz bliżej Jezusa to jestem również coraz bliżej z innymi siostrami i braćmi, którzy robią to samo. To bycie blisko Serca Jezusa jest warunkiem, żeby „świat uwierzył”, że Jezus jest Synem Bożym posłanym przez Ojca. Wysiłki ewangelizacyjne podejmowane przez chrześcijan są osłabiane przez grzech podziału. Brak wspólnego świadectwa uniemożliwia wzrost Królestwa Bożego pomiędzy ludźmi. Podział „jawnie sprzeciwia się woli Chrystusa, jest zgorszeniem dla świata, a przy tym szkodzi najświętszej sprawie przepowiadania Ewangelii wszelkiemu stworzeniu” głosi w nr 1 Dekret o ekumenizmie Unitatis redintegratio Soboru Watykańskiego II.
W kolejny tygodniu Wielkiego Postu stajemy przed kolejnym wyzwaniem. Czy wchodząc w relację z Bogiem jestem otwarty na relację z drugim człowiekiem?
Kiedy zapytałem ks. Ireneusza Kopacza, współpracownika ks. Franciszka Blachnickiego, który na co dzień mieszka w Carlsbergu, o to jak ekumenizm może oddziaływać na wewnętrzną przemianę i osobiste nawrócenie, zwrócił mi uwagę na kwestię pokory.
„Na pewno ekumenizm uczy pokory. To co, no przyczyniło się do rozłamu, to z pewnością też ludzka pycha. Przez pokorę może zostać ona pokonana, w całej mądrości, umiejętności, rozeznaniu i wytrwałości.
Trzeba też mieć w sobie pokorę, żeby uczestniczyć w różnym modlitwach ekumenicznych, żeby przyjąć tę prawdę, że chociaż wierzymy, że w Kościele Katolickim jest pełnia prawdy, to też inne Kościoły mają Obecność Boga w Trójcy Jedynego przez chrzest „w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego” i przez życie Słowem Bożym. My możemy się uczyć od innych, tak jak to było na początku Ruchu Światło-Życie w latach siedemdziesiątych.”
Warto tu zwrócić uwagę, że to czego doświadczamy w Kościele obecnie to owoc życia, modlitwy i pracy pokoleń wcześniejszych. W Polsce to właśnie Oaza była tym środowiskiem, który „nawodnił i uprawiał” serca ludzi, przygotowywał całe pokolenie na przyjęcie Jezusa jako Pana i Zbawiciela. I to przynosi teraz owoce.
Dlatego zachęcam, żebyśmy na modlitwie podziękowali Bogu za tych, którzy byli przed nami. Za ich duchowe dziedzictwo, na którym Pan może robić nowe rzeczy. Bo wdzięczność jest konieczna do przyjęcia Bożego objawienia. Ona pomoże nam też docenić to co Bóg robi w „Innych” i „Obcych”.
Skomentuj artykuł