"Czas narzeczeństwa był najtrudniejszym okresem w moim życiu" [ŚWIADECTWO]

"Czas narzeczeństwa był najtrudniejszym okresem w moim życiu" [ŚWIADECTWO]
(fot. shutterstock.com)
Julia Płaneta

Myślałem, że narzeczeni będą mieli łatwą drogę do zawarcia sakramentu małżeństwa, pełną radosnych chwil, kolejnego zakochania. W moim przypadku przychodziły częste myśli zwątpienia, kłótnie, rozdarcie wewnętrzne.

Zazwyczaj kiedy myślimy o narzeczeństwie, kojarzy nam się ono z najpiękniejszym czasem w życiu. Oczekiwanie i przygotowania do ślubu, rodzinne spotkania, a w końcu upragnione małżeństwo.

Jak wygląda czas narzeczeństwa? Czy to najpiękniejszy czas w życiu? Głos oddaję tym, którzy mają je za sobą.

Ewelina i Łukasz

Nasze małżeństwo często określane jest jako wyjątkowe, a nierzadko stawiane jako wzór, choć jesteśmy w nim zaledwie od dwóch lat. Jedno z nas jest niepełnosprawne fizycznie, tak naprawdę w ogromnym stopniu zależne od drugiej osoby. Jednak czy to czyni nas wyjątkowymi?

Dla Boga nie ma znaczenia jakim się jest fizycznie, tylko to, co jest wewnątrz nas. Podczas naszej wspólnej wędrówki wielokrotnie tego doświadczyliśmy. Pomimo, że cieleśnie jesteśmy inni, lecz tak naprawdę niewiele nas różni od innych związków.

Nie obywa się bez kłótni, różnic zdań, rezygnacji z własnych marzeń na rzecz wspólnych. Każde narzeczeństwo, a później małżeństwo opiera się trochę na poświęceniu. Jednak to "poświęcenie" - jeśli jest w nim prawdziwa miłość i stoi w zgodzie z wartościami, jakie wyznajemy - paradoksalnie nie generuje ono żadnych strat, a czasem wręcz przeciwnie. Małżeństwo to jest ogromny wysiłek, ale także wielka radość i piękny dar od Boga.

Jeśli ktoś mawia "po ślubie nic się nie zmieni, wszystko będzie takie samo..." - to niestety, ale jest miałkiej wiary. Dla nas nieistotne było wesele, ani ilość gości. Dla nas najważniejszy był fakt, że w dniu 14 maja 2016 roku oficjalnie i uroczyście zaprosimy Pana Boga do naszego związku i, że spoi nas w jedno ciało.

Po ślubie i ugoszczeniu Boga w naszych sercach, nasza miłość jeszcze mocniej rozkwita. Wszelkie problemy lub wyzwania, jakie stawia przed nami życie nagle nabierają głębszego sensu.

Dorota i Arkadiusz

Nasze narzeczeństwo było krótkie, ale bardzo intensywne. Trwało zaledwie trzy miesiące, ale w tym czasie przeżyliśmy jeden wypadek samochodowy, jedno spotkanie przyszłych teściów, jedne święta, jeden post, trzy podróże zagraniczne, zorganizowaliśmy wesele na 200 osób, osobny koncert uwielbienia dla przyjaciół, a nawet... zdążyliśmy się rozstać i przeprowadzić quasi-rozwodowy podział majątku!

Nie obyło się bez płaczu, łez i walk duchowych. To, co nas najbardziej zaskoczyło, to odkrycie, że małżeństwo jest sakramentem. Odkryliśmy to dopiero w dniu ślubu, ale jak to mówią, lepiej późno niż wcale. Było to mocne doświadczenie miłości Bożej, która w momencie rozpoczęcia Eucharystii, w jednej chwili scaliła nasze chwiejne, ludzkie uczucia, odsunęła wszelkie wątpliwości i naładowała pozytywnie do działania.

Kasia i Dawid 

Kasia: Od zawsze pragnęłam małżeństwa i niejednokrotnie Bóg potwierdzał to powołanie i pragnienie. Kiedy więc się zaręczyliśmy, byłam szczęśliwa i wyobrażałam sobie, że będzie to czas pogłębiania naszej relacji i wspólne przybliżanie się do Boga. Późniejsze miesiące zweryfikowały tę wizję i ukazały trudną rzeczywistość.

Ostatnie miesiące narzeczeństwa były wypełnione przygotowaniami do ślubu i wesela. Ten dzień zbliżał się nieubłaganie, a ja czułam napięcie, presję, a nawet wpadałam w panikę - wiedziałam, że to jedna z najważniejszych decyzji, na całe życie.

Z moim narzeczonym kłóciliśmy się prawie codziennie, zastanawialiśmy sie zarówno wspólnie, jak i osobno, czy to ma sens i czy nie powinniśmy się rozstać. Ciągle miałam w głowie męczące myśli: co robić? Uważałam, że nie nadaję się do małżeństwa, że to nie tak powinno wyglądać, miałam wątpliwości, czy z odpowiednią osoba planuję resztę życia.

Swego rodzaju przełom nastąpił dopiero podczas spowiedzi przedślubnej, gdy kapłan, wysłuchawszy moich obaw, powiedział, że tak naprawdę decyzja już została podjęta, ale jestem wolna, by zrobić to, co zechcę. Zrozumiałam bardzo dokładnie, że miłość to decyzja. Uchwyciłam się mojego wyboru sprzed roku, kiedy powiedziałam "tak" i postanowiłam w tym wytrwać, pomimo emocji, uczuć i tego, co się działo.

Gdy złożyliśmy przysięgę małżeńską, poczułam ogromne szczęście i miłość Bożą. Zrozumiałam, że to wszystko działo się po to, byśmy złamani, podtrzymani tylko mocą i ręką Bożą zostali małżeństwem. Jestem wdzięczna za każdą trudną chwilę, za cały czas narzeczeństwa, bo to nas oczyściło i pokazało, że Bóg jest z nami i jest naprawdę dobry.

Dziś jestem szczęśliwą żona i mocą sakramentu małżeństwa, krok po kroku budujemy naszą jedność.

Dawid: Jeśli chodzi o czas narzeczeństwa, myślę, że był to najtrudniejszy okres w moim życiu. Przede wszystkim wcześniej myślałem, że narzeczeni będą mieli łatwą drogę do zawarcia sakramentu małżeństwa, pełną radosnych chwil, kolejnego zakochania. W moim przypadku przychodziły częste myśli zwątpienia, kłótnie, rozdarcie wewnętrzne.

Często się zastanawialiśmy, czy nie zakończyć naszego związku dlatego, że do siebie nie pasujemy. Bóg jednak doprowadził nasze narzeczeństwo aż pod sam ołtarz! I chociaż na kilka godzin przed ślubem miałem mieszane uczucia, czy moja decyzja jest dobra, to w tej chwili tego nie żałuję. Choć nie zawsze jest idealnie, naprawdę jestem szczęśliwy i bardzo się cieszę, że mam tak wspaniałą żonę.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

"Czas narzeczeństwa był najtrudniejszym okresem w moim życiu" [ŚWIADECTWO]
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.