Miał pogruchotaną czaszkę i uszkodzony mózg. W szpitalu przyszedł do niego ojciec Pio
Paul miał 17 lat, kiedy uległ bardzo poważnemu wypadkowi. Jego matce lekarze nie dawali żadnej nadziei. Wierzyła jednak i modliła się z nadzieją, że wydarzy się cud. Grupa modlitewna ojca Pio przybyła do szpitala z relikwiami zakonnika, by modlić się przy łóżku Paula. Następnego dnia chłopak przywitał matkę jako zdrowy człowiek. Powiedział jej, że w nocy widział w szpitalnym pokoju „starszego księdza w brązowym habicie”. O przypadku Paula i jego uzdrowieniu przeczytasz w książce "Cuda świętego ojca Pio".
W grudniu 1983 roku siedemnastoletni Paul Walsh z Filadelfii wracał do domu. Był już na przedmieściach miasta, kiedy na śliskiej jezdni stracił panowanie nad kierownicą i uderzył w drzewo. Stan chłopaka był bardzo ciężki. Pogotowie zabrało Paula do szpitala. Lekarz, który badał pacjenta, powiedział, że jego stan to jak „stan jajka, które spadło na betonowy chodnik”. Najpoważniejsze obrażenia dotyczyły głowy i mózgu. Czaszka Paula była rozbita, lekarze nie mogli znaleźć nawet jednej kości twarzy, która nie byłaby złamana i nie ucierpiałaby w zderzeniu. Konsekwencją urazów było poważne i nieodwracalne uszkodzenie mózgu. Wydawało się, że chłopak już nigdy nie odzyska przytomności.
Betty Walsh, matka dziesięciorga dzieci, w tym Paula, pamięta każdą chwilę walki o życie syna. „Proszę szybko przyjechać do szpitala” – nalegała pielęgniarka, która zadzwoniła do domu poinformować bliskich o wypadku. Kiedy kobieta dotarła do szpitala, personel przygotowywał Paula do operacji. Matka, która mogła jeszcze spojrzeć na syna, nie poznawała go. Jego głowa, zabandażowana i opuchnięta pod wpływem urazów, przybrała nienaturalnie duże rozmiary. Musiał ją jednak usłyszeć i rozpoznać, ponieważ kiedy powiedziała kilka słów, Paul poruszył się, a nawet coś powiedział.
Ocalony z wypadku za wstawiennictwem ojca Pio
Operacja trwała dziesięć godzin. Stan chłopca był ciężki, stracił bardzo dużo krwi. Kilka godzin po operacji został przewieziony do innej specjalistycznej kliniki, Crozer-Chester Medical Center. Lekarzy zaniepokoił płyn wydostający się z nosa Paula. Początkowo sądzono, że to skutek przeziębienia, gdyż płyn wydostawał się ze śluzówki nosa. Jednak przeprowadzone natychmiast badania i tomografia głowy wykazały, że w mózgu jest poważna perforacja, a wydostający się płyn to płyn rdzeniowy. Wówczas wszyscy uświadomili sobie, że stan chłopaka jest dużo gorszy, niż sądzono. Lekarze w czasie operacji podejmowali kolejne próby usunięcia skutków urazów, ale mózg był bardzo poważnie uszkodzony.
Paul cały czas był w śpiączce i tracił świadomość. Kolejna tomografia wykazała pojawienie się wodogłowia, w związku z tym komory mózgu nieustannie zapełniały się płynem. Lekarze natychmiast przygotowali go do operacji, by usunąć gromadzący się płyn. Wtedy napotkali kolejną poważną komplikację - zapalenie opon mózgowych. W tej sytuacji stracili nadzieję. Płyn cały czas nachodził, czołowy płat mózgu odpowiedzialny za świadomość i procesy myślowe był spłaszczony i uszkodzony…
Lekarze nie dawali matce żadnych nadziei. Ich słowa nie załamały jednak matki Paula. Kobieta chciała walczyć o syna do końca. Wierzyła, że cuda są możliwe, i o ten cud prosiła. Każdego dnia cała rodzina uczestniczyła we Mszy świętej, a później mama z babcią Paula modliły się na różańcu w szpitalu przy łóżku chłopaka. Od pewnej kobiety Betty otrzymała kilka obrazków z modlitwami w intencji beatyfikacji kilku sług Bożych. Matka Paula po różańcu zwykle modliła się tymi modlitwami przy łóżku syna. W pewnym momencie, kiedy wypowiadała słowa modlitwy do Ojca Pio, widziała, jak jej syn się poruszył, mimo że był w stanie zupełnej nieświadomości. Widziała to nie tylko matka, ale kilka obecnych osób, w tym pielęgniarki.
Betty uznała to za znak i natychmiast poprosiła Grupę Modlitewną Ojca Pio o wsparcie. Członkom grupy opowiedziała też o tym, co widziała. Grupa Ojca Pio gorąco modliła się za wstawiennictwem Stygmatyka o uzdrowienie Paula. Do szpitala postanowili przynieść też relikwię – rękawiczkę Ojca Pio ze śladami krwi, którą zakonnik zakładał na dłonie naznaczone stygmatami męki Chrystusa. W poniedziałek, 12 marca 1984 roku, kilka osób modliło się przy chłopcu i pobłogosławiło go relikwią włoskiego kapucyna. W następnych dniach stan Paula nieco się poprawił, ale chłopak wciąż był w śpiączce. Betty raz jeszcze poprosiła członków Grupy Modlitewnej Ojca Pio, by przyszli do szpitala.
Czciciele Ojca Pio ponownie przynieśli jego relikwię, która podczas modlitwy cały czas leżała na głowie rannego chłopaka. Już wówczas jego matka czuła, że coś się dzieje. Krótko po modlitwie widziała,
jakby elektryczny wstrząs przeszył ciało jej syna. Paul nagle otworzył oczy i jasnym, trzeźwym spojrzeniem rozejrzał się po pokoju, po czym zamknął oczy i znów trwał w stanie śpiączki. Jednak dla matki Paula było to bardzo mocne przeżycie. Głęboko wierzyła, że jej syn wyzdrowieje.
Następnego dnia Betty przyszła do szpitala. Kiedy otworzyła drzwi sali, na której leżał jej syn, była zszokowana. Zobaczyła puste łóżko. Paul siedział na krześle i oglądał telewizję. Odwrócił się. „Cześć, mamo” – powiedział zupełnie naturalnie. Tuż za kobietą weszła pielęgniarka. „Mówił bardzo dużo, gdy tylko się obudził” – powiedziała o leżącym jeszcze do niedawna w śpiączce chłopaku. Betty zadzwoniła do neurochirurga powiedzieć mu o tym, co się stało. „Nie, to niemożliwe” – zaprzeczał i rozłączył się.
Jeszcze tego samego dnia Paul przeszedł wiele badań. Tomografia wykazała, ku ogromnemu zdumieniu lekarzy, że nie ma żadnych zmian w mózgu, a wcześniej zgnieciony płat czołowy jest nienaruszony.
Kilka dni później wydarzyło się coś jeszcze bardziej zaskakującego. O świcie, kiedy Paul i leżący z nim na sali inny pacjent przebudzili się, przy łóżku Paula zobaczyli „starszego księdza w brązowym habicie”. Patrzył jedynie i uśmiechał się, a po chwili wyszedł. Paul nie widział wyraźnie, ale sądził, że to był jego wujek Charlie, brat matki. Betty była jednak pewna, że to niemożliwe, ponieważ jej brat cały czas przebywał w Bostonie. Pokazała więc synowi obrazek Ojca Pio. Jej brat rzeczywiście był podobny do zakonnika. Paul potwierdził: „Tak, to on mnie odwiedził”.
Kilka tygodni później Paul wyszedł ze szpitala zupełnie zdrowy. A Michael Ryan, jeden z lekarzy, który wówczas był w zespole diagnozującym i leczącym Paula, w 1984 roku napisał: „Jeśli nie pomoc ponadnaturalna, Paul dziś by już nie żył albo nadal by trwał w stanie śpiączki”.
Rok po wypadku Betty odebrała niespodziewany telefon. Zadzwonił mężczyzna o nazwisku Bill Rose. To na jego posesji w Chester Pike znajdowało się ogromne drzewo, w które uderzył jej syn. Bill, zapytawszy o zdrowie Paula, powiedział, że tamtej nocy, kiedy chłopiec miał wypadek, był w domu. Gdy usłyszał ogromny huk, wybiegł zobaczyć, co się stało. Zobaczył rozbity samochód i rannego, leżącego z rozbitą głową Paula. Ktoś dzwonił już po pogotowie, a on widział, że młody chłopak umiera. Starał się delikatnie ująć jego głowę i modlił się do Ojca Pio, powierzając go opiece włoskiego zakonnika.
14 maja 2005 roku Paul odebrał dyplom z wyróżnieniem ukończenia studiów na kierunku artystycznym w Neumann College w Aston. Dziś pracuje z osobami upośledzonymi umysłowo jako opiekun medyczny w Elwyn Inc. Zastanawia się jedynie, dlaczego właśnie on doznał łaski uzdrowienia. Podczas każdego spotkania mówi o tym, co wydarzyło się przed laty. Opowiada nie dla siebie, ale po to by dać innym nadzieję.
Skomentuj artykuł