"Podczas modlitwy wydarzyło się coś niesamowitego. Bóg dał mi znak!"
Pan Bóg wyciąga dobro nawet z najtrudniejszych sytuacji, wierzy w nas, nawet kiedy my sami już się skreśliliśmy. Spotykamy Go każdego dnia, w staruszce na ulicy, w nauczycielu, w koledze,za którym nie przepadamy...
Bóg nie chce naszej krzywdy i chociaż czasami spotyka nas cierpienie, musimy mu wtedy bezgranicznie zaufać.
Tak było w moim przypadku, ale zacznę od początku. Mam na imię Marcelina, chodzę do pierwszej klasy Liceum Ogólnokształcącego Sióstr Urszulanek. Marzę o studiach prawniczych, chcę pomagać innym.
Mam wspaniałych rodziców, którzy od małego wychowywali mnie w wierze katolickiej. Jestem eremitką, lektorką kościelną i można by jeszcze długo wymieniać. Mimo to, nie miałam lekkiego dzieciństwa. Mieszkamy z dziadkiem, po trepanacji czaszki, byłym alkoholikiem.
Wiele razy słyszałam, jak krzyczy na moją mamę, jak się nad nami znęca psychicznie. Pewnej niedzieli chciał nawet wysadzić nasz dom. Przez ten stres, pojawiły się u mnie problemy ze zdrowiem, zaczęłam łysieć, miałam problemy z nerkami i sercem. Przez tyle lat modliłam się o zmianę zachowania dziadka, a także o Jego nawrócenie. Teraz jest lepiej, zaczął z nami rozmawiać, policja nie bywa już u nas tak często jak kiedyś. Dziadek nawet czasami chodzi do kościoła, modli się.
Niestety, skutki tego jak nas traktował są widoczne do teraz. Jestem osobą wrażliwą, ale też wybuchową, szybko się obrażam.
Na co dzień jestem uśmiechniętą, otwartą dziewczyną, tylko nieliczni wiedzą, ile przeszłam. Miałam dużo znajomych. Przez długi czas myślałam, że problemy z relacjami mnie nie dotyczą. Chłopacy mnie nie interesowali, na pierwszym miejscu zawsze była i jest nauka.
W maju zaczęłam rozmawiać z dziewczyną w moim wieku. Miała na imię Żaklina. Było super, dobrze się dogadywałyśmy, ale po jakimś czasie coś się popsuło. Jej obecność w moim życiu zaczęła przeszkadzać mojej znajomej - Patrycji. Nie powiedziała mi tego wprost, ale ja to czułam. Pojawiła się zazdrość, na każdym kroku Patrycja dawała mi oczywiste znaki. 12 lipca zerwałam kontakty z Żakliną, nie wyjaśniłam jej dlaczego, stchórzyłam.
Było świetnie, do czasu ŚDM. Nie wiem, co się ze mną, wtedy działo. Rozmawiałam z osobą, za którą Patrycja nie przepadała (mogłabym długo o tym pisać, ale to nie jest, aż tak istotne).
Po powrocie z Krakowa, nie wiedziałam co się stało. Patrycja się do mnie nie odzywała, ja zaczęłam nawiązywać kontakt ze znajomą z ŚDM. W sierpniu dowiedziałam się, że Żaklina przyjaźni się z Patrycją. To był ogromny cios. Zabolało. Co tydzień spotykaliśmy się na modlitwach kanonami z Taize. Mijałam się bez słowa z osobami, które kiedyś były jednymi z najważniejszych w moim życiu.
Musiało minąć trochę czasu, żebym sobie to wszystko poukładała. Wiele razy nie miałam siły. Do tego, od września miałam być w tej samej klasie z Żaklin. Strasznie się bałam. Znalazłam siłę w Bożym Miłosierdziu. Pan Jezus mówił: "Miłujcie Waszych nieprzyjaciół". Nie ma większego wyrazu miłości niż modlitwa. Zaczęłam odmawiać Koronkę. Pan Jezus powiedział do św. Faustyny: "O, jak wielkich łask udzielę duszom, które odmawiać będą tę Koronkę". Po jakimś czasie coś się zmieniło. Już nie mijałyśmy się bez słowa. Było łatwiej. Od października wszystko zaczęło się układać. Czasami mam gorsze dni, ale nauczyłam się je znosić. Nie jest tak jak było kiedyś. Może jeszcze będzie... Powierzam to Panu Bogu.
W środę rozpoczęliśmy szkolne rekolekcje. Od samego początku modliłam się, żeby Chrystus uporządkował mi moje relacje. Podczas modlitwy wydarzyło się coś niesamowitego. Prosiłam Boga o jakiś znak, czy jest jeszcze sens walczyć o te znajomości. Wtedy Ksiądz powiedział: "Jest wśród nas osoba, która w tym momencie poprosiła Pana Boga o znak".
Oszalałam. Nie mogłam w to uwierzyć. Po modlitwie była Msza święta. Poczułam, że ktoś mnie woła. Była to Żaklina. Spytała, czy usiądę obok Niej. Bardziej wymownego znaku nie potrzebowałam.
Tego dnia, po powrocie do domu wszystko Jej wyjaśniłam. Mam nadzieję, że zrozumiała i już nie uważa mnie za najgorszego człowieka na świecie. W piątek przeżyłam najpiękniejszą spowiedź w moim życiu. Pierwszy raz czułam, że spowiednik naprawdę mnie słucha. Odeszłam od konfesjonału i wiedziałam, że coś się zmieniło. Nie należę do osób, które łatwo się wzruszają, ale teraz było inaczej. Klękając przed Jezusem płakałam, później kiedy przyjmowałam Go do swojego serca znowu pojawiły się łzy. Te rekolekcje były piękne, byłam odmieniona, czułam się silniejsza niż kiedyś.
Teraz wiem, że Pan Bóg nie robi niczego bez powodu. Wiem, że każdego dnia daje nam znaki Swojej obecności, tylko my często tych znaków nie zauważamy. Dziękuję Bogu, za to co dla mnie uczynił i nadal czyni, a także za to, że każdego dnia jest przy mnie. Otwórz się na Jego Miłość. On chce działać w Twoim życiu. Nawet jeśli w tej chwili jest ciężko, to uwierz, że będzie lepiej. Pan potrzebuję tylko tego, żeby mu zaufać. Nie można się Go bać, dlatego UŚMIECHNIJ SIĘ! BÓG CIĘ KOCHA! JESTEŚ JEGO NAJUKOCHAŃSZYM DZIECKIEM!
Skomentuj artykuł