„Trzeba mieć taki sam zapach”. Przywracają godność i nadzieję

Pacjenci DPS w Cieszynie Fot. fundacjabonifraterska.org

Misja Fundacji Bonifraterskiej pozornie jest bardzo prosta: niesienie opieki i pomocy tym, którzy tego najbardziej potrzebują. Za tym hasłem kryje się jednak coś o wiele ważniejszego. Chorym przywracana jest utracona godność i często następuje zmiana ich życia na lepsze. Tak od wielu lat dzieje się w Cieszynie.

W Cieszynie od 1990 roku funkcjonuje Dom Pomocy Społecznej Zakonu Bonifratrów. Jest to miejsce, w którym stałą opiekę otrzymuje teraz 116 przewlekle chorych psychicznie mężczyzn.

Pojawienie się w rodzinie osoby z chorobą psychiczną stanowi wciąż trudny do pokonania problem, nadal też bywa powodem do wstydu dla bliskich. Tymczasem obserwuje się, że ludzi z chorobami psychicznymi, zwłaszcza młodych, z roku na rok przybywa.

Wyobrażenia a rzeczywistość

W ośrodku dla przewlekle chorych psychicznie mężczyzn spotykam się z przeorem tamtejszego konwentu bonifratrów o. Piotrem Telmą, prezes Fundacji Bonifraterskiej Martą Orzełowską oraz dyrektor DPS w Cieszynie Jolantą Kłusek. Moi rozmówcy chętnie dzielą się tym, jak wygląda opieka nad chorymi mężczyznami oraz jak funkcjonuje ich placówka.

DEON.PL POLECA

O. Piotr Telma i Marta Orzełowska, prezes Fundacji Bonifraterskiej wraz z pacjentami DPS w Cieszynie

Niemal od razu burzą moje stereotypowe myślenie o domu dla chorych psychicznie, jako miejscu smutnym, bez żadnej nadziei na lepszą przyszłość.

Opieka nad chorymi psychicznie mężczyznami polega oczywiście na wykonywaniu z nimi różnych ćwiczeń, podawaniu im leków czy wynajdywaniu dla nich rozmaitych zajęć. I tak faktycznie dzieje się z bonifraterskim ośrodku, bo tego typu opieka nad pacjentami jest niezwykle istotna.

Dla ludzi tworzących Fundację Bonifraterską nie sama fizyczna opieka nad swoimi podopiecznymi jest najważniejsza. Ważniejsze są dla nich głębsze, wpisujące się w „ducha bonifratrów” wartości: przywracanie godności i nadziei tym, których ciężko doświadczyło życie.

Takie podejście przynosi owoce. I to takie, których można by się początkowo nie spodziewać.

Kto trafia pod dach Domu Pomocy Społecznej?

- Do cieszyńskiego DPS trafiają mężczyźni, którzy nie umieją, nie potrafią funkcjonować w swoim otoczeniu. W tym normalnym funkcjonowaniu przeszkadza im przede wszystkim choroba. Choroba psychiczna, zwłaszcza teraz w po pandemicznych czasach, staje się bardzo demokratyczną chorobą – zauważa Jolanta Kłusek, dyrektor ośrodka w Cieszynie.

- Możemy na nią zapaść my sami w każdym momencie. Choroba psychiczna często charakteryzuje się brakiem krytycyzmu: chory często nie wie, że choruje, a źródeł swoich trudności poszukuje w otoczeniu zewnętrznym, co burzy relacje z innymi oraz niszczy życie codzienne w każdym obszarze – dodaje pani dyrektor.

Historie każdej z chorujących psychicznie osób są różne. Część z nich trafia do leczenia ambulatoryjnego, natomiast do placówki w Cieszynie przyjmowane są osoby w najcięższych stadiach przypadków.

Jest to pokłosie działalności szpitali psychiatrycznych, które nierzadko przetrzymują chorych w izolacji skupiając się „jedynie” na zapewnieniu im famakoterapii i tego, co najważniejsze do przetrwania. Tymczasem Fundacja Bonifraterska stara się mieć inne, wychodzące poza schematy, podejście do swoich podopiecznych. To pokazuje z jakim wyzwaniem muszą mierzyć się na co dzień pracownicy ośrodka i wielu innych placówek Fundacji Bonifraterskiej.

Moi rozmówcy zwracają również uwagę na dość zaskakującą kwestię: „u nas nie jest rzadkością, że przyjmujemy młodych mężczyzn, którzy studiowali na wyższych uczelniach”. Dlaczego tak się dzieje?

- Powodów ich psychicznych chorób jest wiele: kwestie genetyczne, rodzaj jakości i tempa życia czy chociażby ilość informacji, która codziennie do nich trafia – zauważa Marta Orzełowska, prezes Fundacji Bonifraterskiej.

Myślę, że to jeden ze znaków naszych czasów, ponieważ, jak zaznaczają moi rozmówcy, jeszcze 5 lat temu takiego problemu nie było. Pacjentami byli głównie starsi mężczyźni.

Funkcjonowanie i wyjście na prostą

Jednym z celów cieszyńskiego DPS jest zrobienie wszystkiego, by część chorych psychicznie mężczyzn, o ile pozwala na to ich stan zdrowia, znów mogła powrócić na drogę samodzielności i czuła się potrzebna społeczeństwu.

- W związku z tym musimy wypracowywać sposoby pracy z nimi. To, co jest dla nas najsmutniejsze, to jak pomyślimy, że 32-letni mężczyzna miałby być do końca życia skazany na pobyt w takiej placówce – przyznają moi rozmówcy.

Pracownicy i opiekunowie cieszyńskiego DPS-u patrzą na swoich podopiecznych nie tylko jak na chorych, ale przede wszystkim jak na ludzi, którym potrzebne jest przywrócenie utraconej godności czy poczucia potrzeby istnienia w społeczeństwie.

Bonifraterski ośrodek nieprzypadkowo nazwany jest „domem”. Wyczuwa się tu przyjazną atmosferę: chorzy są akceptowani, traktowani z szacunkiem, obdarzani empatycznym podejściem. Mężczyźni podchodzą do nas, rozmawiają z opiekunami, ciesząc się ich obecnością.

W pewnym momencie do o. Piotra podchodzi jeden z podopiecznych i wita się z przeorem mocnym uściskiem, „na niedźwiedzia”.

- Trzeba mieć taki sam zapach. Wtedy cię zaakceptują – tłumaczy zakonnik.

Nadzór nad chorymi oraz zaangażowanie ich w różne zajęcia nie oznacza odebrania im swobody. Mają jej wiele. Wychodzą na świeże powietrze, mogą pospacerować. Ośrodek dysponuje miejscami do integracji chorych czy cichymi ogródki obrośniętymi kwiatami i zielenią. Dla podopiecznych zbudowano nawet siłownię.

Trudności chorych w ośrodku

Rzeczywistość DPS w Cieszynie nie zawsze jednak jest tak kolorowa jak mogłoby się wydawać. Chorzy psychicznie mężczyźni tuż po trafieniu do placówki przeważnie traktują to jako porażkę. Zderzenie z nową rzeczywistością jest dla nich bardzo trudne choćby dlatego, że niektórzy przybywają tu w wyniku postanowienia sądowego, a nie z własnej woli.

Przy okazji wizyty w bonifraterskim ośrodku dowiedziałem się, skąd wzięło się znane powiedzenie „wysłać kogoś do czubków”. Czubkami żartobliwie nazywano niegdyś właśnie bonifratrów, którzy nosili szpiczaste kaptury. Stąd wzięło się to odniesienie.

- Obserwujemy to, że takie warunki jakie u nas panują: stała opieka i wsparcie, wcale nie są dla chorych atrybutem tego miejsca. Oni woleliby być w dużo gorszych warunkach byleby nikt ich nie „kontrolował” – stwierdza Jolanta Kłusek.

Jak zatem sprawić, by chociaż niektórzy pacjenci powrócili do normalnego funkcjonowania i nauczyli się samodzielności?

– Trzeba rozpoznać ich potencjał i możliwości. Czasami pobudzić ich aktywność i zmotywować. Przede wszystkim pokazać, że zmiana jest możliwa. To nie jest za każdym razem bajka z happy-endem – wskazuje Marta Orzełowska przywołując przykład mężczyzny, który wyszedł z cieszyńskiego DPS i po 1,5 roku powrócił jeszcze bardziej życiowo zdegradowany, w dodatku ze 100 tys. zł długu.

Osoby zarządzające placówką mają świadomość, że czasem ich system kuleje. Z jednej strony dążą do samodzielności i samowystarczalności części pacjentów, a z drugiej strony widzą, że powrót mężczyzn do rzeczywistości jest niezwykle trudny i trzeba się liczyć z niepowodzeniami przy takich próbach.

- Zdarza się, że niektórzy próbują od nas uciekać przeskakując przez płot. Oczywiście w maseczce, żeby nikt ich nie rozpoznał – mówi z lekkim uśmiechem o. Piotr.

Powrót chorych na właściwe tory

Przywracaniu chorym psychicznie mężczyznom umiejętności radzenia sobie w życiu służą przygotowane na terenie cieszyńskiego DPS tzw. „mieszkania chronione”.

Fot. fundacjabonifraterska.org / Mężczyzna z DPS pracujący w warsztacie

- Są one przeznaczone dla tych mieszkańców, którzy już coś robią. Czyli na przykład dla tych, których proces leczenia doprowadził do znaczącego lub całkowitego zredukowania objawów chorobowych i dla tych, którzy podjęli jakąś aktywność zawodową poza DPS, mają własne przychody – wyjaśnia dyrektor cieszyńskiej placówki.

„Mieszkania chronione” mają zachęcić pacjentów do wzięcia odpowiedzialności za miejsce, w którym żyją. Muszą tam sami przygotować sobie posiłek czy posprzątać. Uczą się gospodarowania własnymi pieniędzmi. Etap takiego życia w przypadku niektórych mężczyzn może doprowadzić do ich całkowitego usamodzielnienia i wyjścia na prostą.

Czy tak faktycznie się dzieje? Jak zaznaczają moi rozmówcy, są liczne przykłady, że warto takie próby podejmować. Jest też drugi pozytywny aspekt funkcjonowania mieszkań chronionych – to chronienie chorych ludzi przed ryzykiem pogorszenia stanu ich zdrowia, przez popadnięciem w ponowne uzależnienie czy bezdomność. Jeżeli mieszkaniec DPS nabędzie umiejętność samodzielności, zawsze ma świadomość wsparcia i tego, że nie jest pozostawiony sam sobie.

Wdzięczność za otrzymane wsparcie

Sposób patrzenia pacjentów na cieszyński ośrodek zmienia się dopiero po jakimś czasie, kiedy mężczyźni dostrzegą, że nie są traktowani jako ludzie gorsi i widzą, że naprawdę czeka tu na nich pomoc.

Wsparcie jakie otrzymują chorzy od swoich podopiecznych przynosi niezwykłe owoce. Moi rozmówcy zapewniają, że od chorych, którymi się zajmują, wiele się uczą. Wspominają dwutygodniową wyprawę z dziesięcioma chorymi na koło podbiegunowe do Finlandii. Wśród wycieczkowiczów były także osoby poruszające się na wózku inwalidzkim.

Fot. fundacjabonifraterska.org / Opiekunowie wraz z pacjentami przed Ostrą Bramą w Wilnie

Uczestnicy wyprawy potrafili zadbać nie tylko o siebie, ale także o innych, bardziej potrzebujących.

– Nie było z nimi żadnego problemu – mówi Jolanta Kłusek. Jak dodaje, chorzy mogą oddziaływać na siebie bardzo pozytywnie, trzeba tylko obdarzyć ich współczuciem i bliskością.

Jak zaznaczają kierujący cieszyńskim ośrodkiem, aby pobudzić aktywność chorych psychicznie, niezbędna jest zmiana ich przyzwyczajeń i sprawienie, aby pozbyli się poczucia beznadziei, które ich ogrania, i odnaleźli zainteresowanie i zaangażowanie w sprawach, które dadzą im motywację do życia. W tym celu pomaga np. aktywność fizyczna czy uczestniczenie w wydarzeniach kulturalnych. Trzeba pokazać im coś, czego wcześniej nie doświadczyli.

Kampania „Czyńmy dobro! Dla nie-chcianych”

Pod koniec rozmowy Marta Orzełowska dodaje, że w styczniu tego roku Fundacja Bonifraterska rozpoczęła kampanię społeczną „CZYŃ-MY DOBRO! DLA NIE-CHCIANYCH”. Jednym z jej celów jest pokazanie, że chorzy psychicznie są wśród nas. Nie musimy bać się inności drugiego człowieka, bo społeczeństwo polskie jest często zobojętniałe na temat chorych psychicznie, zwłaszcza mężczyzn.

„Takie osoby są bliżej niż myślimy, bowiem ludzie z różnym stopniem niepełnosprawności są ‘chowane’ w domach lub specjalnych ośrodkach. Jednak to, że ich nie widać, nie oznacza, że ich nie ma, że nie mają potrzeb i że nie można uczynić ich życia lepszym” – czytamy na stronie fundacjabonifraterska.org, a organizatorzy kampanii zwracają uwagę, że „potrzebujący są wśród nas i każdy z nas może pomóc”.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

„Trzeba mieć taki sam zapach”. Przywracają godność i nadzieję
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.