Czy chrześcijanin powinien dbać o dobre zarobki?
Wiemy już, że nie da się żyć bez pieniędzy, oraz że Pan Jezus nie potępia bogaczy, choć nie zawsze zamożność jest najlepszą drogą do zbawienia. Ale skąd mam wiedzieć, czy Bóg powołuje mnie do bogactwa, czy do ubóstwa?
Bogaci mają trudniejszą drogę do zbawienia, jeśli przywiążą się do dóbr doczesnych. Ale z drugiej strony, wielu ludzi przez ubóstwo zeszło na złą drogę…To jak mam zarządzać swoimi pieniędzmi, żeby nie skończyć ani jako zgorzkniały nędzarz, ani jako bałwochwalca dóbr doczesnych?
Wielu dzieł w Kościele nie dałoby się zrealizować bez środków materialnych. Akcje ewangelizacyjne, budowy świątyń i szpitali, organizowanie pomocy - wymagają nakładów finansowych. Zewnętrzne ubóstwo osób powołanych do wyłącznej służby Bożej ma im przypominać, że środki, jakimi dysponują, nie należą do nich, a one same są zależne od łaski Boga i hojności innych. Ale jeśli ty nie złożyłeś ślubu ubóstwa lub nie czujesz się zaproszony przez Boga do tego, by posiadać mniej - możesz przyjąć, że jesteś powołany do pomnażania swoich pieniędzy.
Jeśli jeszcze nie wiesz, po co ci ta umiejętność, spójrz na kluczowe okresy życia i potrzeby, które się z nimi wiążą:
- narodziny i wychowanie dziecka - pieniądze potrzebne na utrzymanie, leczenie, naukę, zajęcia dodatkowe itp.
- studia-pieniądze na kształcenie, utrzymanie (często poza domem), podróże, staże itp.
- pierwsza praca i usamodzielnienie się - pieniądze potrzebne na samochód, na mieszkanie lub jego wynajęcie,
- zakładanie rodziny - sfinansowanie uroczystości ślubnej i pieniądze na tzw. "start życiowy",
- kariera -potrzebne są pieniądze np. na założenie firmy lub dalszy rozwój zawodowy,
- usamodzielnianie się dzieci - wsparcie finansowe dla nich,
- emerytura - zwiększone wydatki np. na opiekę zdrowotną oraz pokrycie "dziury" w budżecie pomiędzy kosztami życia a wysokością mojej emerytury. (Czy w to wierzymy, czy nie, wskaźniki ekonomiczne dają jasno do zrozumienia, że państwo nie będzie w stanie zapewnić nam godziwych świadczeń na starość.)
Dodam, że na liście nie ma tzw. stałych kosztów utrzymania, jakie niesie ze sobą codzienne życie. Jeśli np. chcesz mieć więcej dzieci - sam zauważysz, że prędzej czy później będzie się to wiązało z wielokrotnością powyższych wydatków. Ale współczesny świat kreuje wiele potrzeb sztucznie, więc bez niektórych rzeczy doskonale moglibyśmy się obyć.
Słyszę czasem od kogoś: "Pochodzę z biednej rodziny, gdzie nie na wszystko wystarczało, a mimo to wyrosłem na ludzi". Prawda, choć nie ze wszystkiego da się zrezygnować. A kiedy patrzymy na powyższą listę, to trudno nawet część tych wydatków pokryć wyłącznie z bieżących przychodów. A zatem, jeśli chcesz zapewnić swojej rodzinie rozsądny poziom życia, to umiejętność dobrego zarządzania pieniędzmi, by odkładać na kolejne etapy - będzie ci bardzo potrzebna. Dlatego teraz kilka finansowych rad, od czego zacząć. Nie przydadzą się one tylko tym, którzy na co dzień generują nadwyżki finansowe lub na tyle kontrolują swoje wydatki, że oszczędzają i inwestują regularne kwoty.
Praktycy oszczędzania radzą na początek zacząć od trzech podstawowych zasad:
1. WYDAWAJ MNIEJ, NIŻ ZARABIASZ
Ta zasada pochodzi od fundamentalnej prawdy, równie banalnej, co skutecznej: oszczędności = przychody - wydatki i zobowiązania
Pisze o niej każdy, kto zajmuje się finansami i doradztwem w tym zakresie, a niektórzy porównują ją doprawa grawitacji, którego też nie da się w żaden sposób ominąć, oszukać lub uniknąć. Tak więc sztukę oszczędzania należy zacząć po prostu od ograniczania wydatków.
Trzeba jednak najpierw wiedzieć, jakie są nasze przychody oraz na co wydajemy pieniądze. A to oznacza wyrobienie w sobie nawyku ich zapisywania. Tutaj sprawdzają się najprostsze metody, czyli np. stworzenie tabelki na kartce lub w Excelu. Zapisywanie przychodów jest proste, gdyż z reguły są to podobne kwoty miesięczne z kilku powtarzających się źródeł - niemniej trzeba je wszystkie zanotować. W przypadku wydatków może to być np. utworzenie dodatkowych kolumn, takich jak np. "jedzenie", "opłaty stałe", "auto", "dzieci", "rozrywka", "zdrowie", "przyjemności", "zobowiązania", "kredyty"itp. Dobrze jest mieć taką tabelkę pod ręką, a wydatki zapisywać każdorazowo po jakimś zakupie albo na koniec dnia.
Wiem, że w tym momencie pojawia się mnóstwo obiekcji i wymówek. Jedni powiedzą, że trudno im być aż tak systematycznym. Ale jeśli jesteś w stanie codziennie myć zęby lub wstawać rano do pracy -pomyśl, że zapisywanie wydatków na bieżąco to tylko kilkadziesiąt sekund dziennie! Może pomyślisz, że to dziecinne. Jeśli tak jest, to dlaczego ledwo wystarcza ci "od pierwszego do pierwszego"?
Jeszcze inni stwierdzą: "Po co, przecież wiem, ile pieniędzy na co przeznaczam?". Czyżby? Zrób sobie taki "test minimum" i zapisuj wszystkie swoje wydatki przez jeden miesiąc (chociaż polecam co najmniej kwartał, ponieważ wtedy można zaobserwować pewne tendencje). Podlicz wszystko i sprawdź uczciwie, jak się czujesz z tym, że masz takie a nie inne kwoty w niektórych kolumnach. Będziesz zdumiony, że niektóre pozycje aż tyle cię kosztują!
Kiedy mówię "wszystkie wydatki" - oznacza to z dokładnością do 10 groszy. Po kilku miesiącach, gdy zapisywanie stanie się nawykiem, można przyjąć zaokrąglenie do pełnej złotówki. Jednak na początek chodzi o to, żeby się nie oszukiwać i nie rozgrzeszać z tego, że np. "przecież to tylko 4 zł dziennie na kawę w pracy". Kupowana codziennie przez 20 dni roboczych - daje 80 zł miesięcznie i prawie 1000 zł rocznie! Pomyśl o tym, co chciałbyś sobie kupić po roku za taką kwotę i zastanów się, czy byłbyś w stanie przeżyć bez tej przyjemności i codziennie odkładać 4 złote do skarbonki. A to tylko jeden drobny przykład…
Najważniejszy jest jednak ostatni etap (na końcu każdego miesiąca), czyli podliczenie wszystkiego i podstawienie do powyższego wzoru. Jeśli wynik jest dodatni - nie jest źle. Ale jeśli wychodzi prawie na zero lub jest ujemny, to w dłuższej perspektywie twoja sytuacja jest nie do pozazdroszczenia. Jeśli wydatki przekraczają twoje przychody, podczas gdy nic poważnego w twoim życiu się nie dzieje - co zrobisz, gdy staniesz przed trudną sytuacją, np. choroby, wypadku, awarii samochodu, utraty pracy itp.?
2. SPŁAĆ WSZYSTKIE DŁUGI I NIE ZACIĄGAJ KOLEJNYCH
Zadłużanie się to temat na osobny artykuł, więc ograniczę się do stwierdzenia, że trzeba jak najszybciej zlikwidować "złe długi" - czyli te, które przeznaczamy na nasze zachcianki. Zaliczają się do nich przede wszystkim kredyty konsumpcyjne, "chwilówki", zadłużenia na kartach kredytowych, kredyty studenckie itp.
One często mają najmniej korzystne oprocentowanie, co dla dłużnika oznacza, że spłaca o wiele więcej niż pożyczył. Dodatkowo bardzo często prowadzą do niebezpiecznej spirali zadłużenia, która powoduje branie nowego kredytu, by spłacić poprzedni. A z takiej sytuacji już ciężko wyjść samodzielnie.
Do tej kategorii nie zaliczają się jednak kredyty hipoteczne lub na rozwój (np. firmy), bo z założenia są one inwestycją. Niejednokrotnie też są jedyną alternatywą dla tych, którzy chcą się usamodzielnić i założyć rodzinę lub otworzyć sobie drogę do większych zarobków. Pamiętajmy jednak, że choć nie zawsze da się ich uniknąć albo szybko je spłacić, to na pewno trzeba do nich podchodzić rozsądnie.
Nie jest dobrze, gdy np. przeceniam swoje możliwości spłaty lub stawiam wszystko na jedną kartę, gdy wydaje mi się, że właśnie robię "interes życia". Przy okazji: gdy kupujesz nowszy model tabletu lub panoramiczny telewizor plazmowy, nie przekonuj siebie, że jest to inwestycja w rozwój twoich zdolności percepcyjnych. Lepiej przyznaj uczciwie, że znów dałeś się podejść specom od marketingu. I niech ta refleksja będzie dla ciebie przestrogą, gdy pojawi się chęć kupna kolejnej rzeczy!
3. ZARABIAJ WIĘCEJ
Choć brzmi to jak propaganda New Age albo tanie hasło trenera motywacyjnego, to mamy pamiętać, że jesteśmy powołani do rozwoju. Przypomnijmy sobie raz jeszcze przypowieść o talentach. Bóg każdemu z nas daje indywidualne dary i uzdolnienia, abyśmy je pomnażali i przynosili Mu chwałę, oraz służyli nimi innym ludziom.
A to z reguły przekłada się również na nasze przychody. Jeśli jesteśmy coraz lepsi w tym, co robimy - stajemy się dobrymi i poważanymi pracownikami. Jeśli wykazujemy inicjatywę i podejmujemy się nowych zadań, oraz pokazujemy, że "mi się chce" - to prędzej czy później zostają nam powierzane bardziej odpowiedzialne zadania, a z nimi także lepsze wynagrodzenie. Jeśli tak nie jest, to trzeba rozeznać, czy nie zmienić pracy na taką, gdzie będę bardziej doceniony. I nie chodzi mi wcale o roszczeniową postawę, ale o zdrowe podejście, bo "godzien jest robotnik swej zapłaty" (por. 1 Tm 5,18). Czasem jednak Bóg chce, żebym został tu, gdzie jestem, bo może chcieć się mną w jakiś sposób posłużyć w danej pracy (choć może być gorzej płatna).
Przy tej zasadzie ważne jest również, by sobie uświadomić, że oszczędzanie nie polega tylko na ograniczaniu wydatków. Po pierwsze - nie da się "ciąć kosztów" w nieskończoność, a po drugie - skrajna postawa prowadzi do skąpstwa. Dlatego dwie poprzednie zasady są potrzebne tylko po to, by trzecia mogła "zadziałać" właściwie.
* * *
Jeśli pomyślałeś sobie: "Na papierze wygląda ładnie, ale w mojej trudnej sytuacji nie ma prostych rozwiązań"- to przytoczę pewną historię. Słyszałem o mężczyźnie ze wspólnoty, który mając dziewczynę, chciał się z nią ożenić. Wiedział jednak, że zarabia na tyle mało, że nie jest w stanie pokryć kosztów nawet skromnego wesela.
Zaczął się modlić i prosić Boga o światło. Początkowo miał tylko jedną myśl: ograniczyć jedzenie na mieście, robić sobie kanapki do pracy, a zaoszczędzone pieniądze odkładać. Z biegiem czasu drobnych pomysłów było więcej. Dodatkowo raz dostał jakąś nagrodę finansową, drugi raz drobną podwyżkę. Po dwóch latach dał świadectwo o tym, że w tym czasieodłożył kilkanaście tysięcy złotych i udało mu się zorganizować wesele.
Zapraszajmy więc Ducha Świętego do naszej sytuacji materialnej, On jest najlepszym doradcą. Także finansowym!
Skomentuj artykuł