Otwarte rany Sarajewa
"Pokój wam'' - pod takim hasłem odbędzie się w czerwcu pielgrzymka papieża Franciszka do Bośni i Hercegowiny. Oto, dlaczego potrzebna jej ona teraz bardziej niż kiedykolwiek.
Wielkie nadzieje wiążą bośniaccy katolicy z wizytą Ojca Świętego w Sarajewie. Na wydobycie z otchłani niepamięci tego pięknego choć poranionego miasta liczą również muzułmanie i prawosławni Serbowie. Ale czy w tak podzielonym politycznie i wyznaniowo kraju, o którym wydaje się, że zapomniał świat, a liczba katolików spada z roku na rok, możliwe jest pojednanie?
Zapomniane Sarajewo
Żeby zrozumieć sytuację polityczną Bosni i Hercegowiny, trzeba się cofnąć do pokojowego porozumienia z Dayton z 1995 r., które zakończyło (politycznie) trwającą tam pięć lat krwawą braterską wojnę, ale w praktyce było usankcjonowaniem dokonanej w Bośni czystki etnicznej. W skład Bośni i Hercegowiny weszły dwie autonomiczne jednostki administracyjne: Federacja Bośni i Hercegowiny (Muzułmanie i bośniaccy Chorwaci) oraz Republika Serbska. To kraj wielu kultur i narodowości, w którym na początku lat 90. zeszłego stulecia mieszkało około 17 proc. (800 tys.) Chorwatów - katolików, ale już 20 lat później, po wojnie domowej, według danych kościelnych, wiernych została tylko połowa (450 tys.). Ogromna liczba uciekła, nigdy nie wracając do swoich domów. Katoliccy Chorwaci jako mniejszość wciąż nie mają tych samych praw co inni obywatele, a uchodźcy szans na powrót do swych domów i nadziei na sprawiedliwość. O dawnej świetności wielokulturowego kiedyś Sarajewa świadczą niszczejące obiekty sportowe zakończonych przed 30 laty zimowych igrzysk i przykry widok zniszczonej wojną architektury miasta. - "O Sarajewie zapomniano'' - żalił się kard. Vinko Puljić, pasterz katolików w Bośni i Hercegowinie, podczas lutowej konferencji prasowej poświęconej przygotowaniom do czerwcowej wizyty papieża Franciszka w Sarajewie. Media krótko o niej wspomniały i wydaje się, że jedynie Chorwaci wykazują większe zainteresowanie tą kwestią podczas organizowanych co roku przez Kościół zbiórek na tamtejsze wspólnoty katolickie. Trudno się dziwić, bo to właśnie w Chorwacji po wojnie schroniło się najwięcej uciekinierów z Bośni i Hercegowiny, pozostawiając daleko swoje domy i dobytek całego życia.
Bezdomni chrześcijanie i bierność Europy
Kardynał Puljić przyznaje, że najwięcej na układzie daytońskim skorzystali muzułmanie, ponieważ popierały ich Stany Zjednoczone. Europa pozostała bierna. - Przybycie Franciszka byłoby dla nas zatem dużym zastrzykiem nadziei - mówi pasterz Kościoła w Bośni i Hercegowinie - tak jak zawsze przynosił ją tu ze sobą św. Jan Paweł II. - To nie będzie łatwa pielgrzymka - twierdzi kardynał - ponieważ Sarajewo już dawno nie jest miastem multietnicznym, w którym pokojowo żyją trzy narodowości. Od czasu zakończenia wojny w 1995 r. chrześcijanie są stąd systematycznie wypierani przez muzułmanów, którzy stanowią dziś 85 proc. wszystkich mieszkańców miasta - twierdzi purpurat, a ich przyszłość w tym mieście jest coraz bardziej niepewna. Dla wyznawców Chrystusa w Sarajewie nie ma już miejsca, z trudem upominają się o własne prawa, choćby do budowy kościoła czy jak ostatnio pomnika św. Jana Pawła II. Mimo głosów sprzeciwu ze strony muzułmanów udało się go wznieść w 17. rocznicę spotkania z mieszkańcami Sarajewa w kwietniu 1997 r.
- Nie wolno nam zapomnieć człowieka, który tak bardzo starał się o pokój w Bośni i Hercegowinie, na równych prawach dla wszystkich - mówił kard. Puljić. Jan Paweł II podczas każdej pielgrzymki do Bośni i Hercegowiny apelował o pokój. Ostatni raz, kiedy odwiedził Bośnię w czerwcu 2003 r., nie bał się wołać w stolicy bośniackich Serbów do obecnych tam Chorwatów, że tylko przebaczenie pozwoli zagoić się ranom.
Dialog jest, choć kuleje
Cóż, kiedy nawet oficjalne spotkanie religii na rzecz pokoju, jak to zorganizowane przez rzymską Wspólnotę św. Idziego przed trzema laty, zakończyło się w atmosferze skandalu i oskarżeń patriarchów serbskich wobec muzułmańskich i odwrotnie. Andrea Riccardi, założyciel Wspólnoty, podkreślał wtedy, że różne opinie na temat dialogu wynikają z różnej pamięci historycznej i że mimo trudności istnieje jednak pragnienie pokoju.
Problemów w budowaniu zgodnego współistnienia w Bośni i Hercegowinie nie ukrywa też kard. Puljić, który jest świadomy, że ten proces nadal jest u swoich początków. Wierzy też, że tego typu inicjatywy, choć trudne, będą bodźcem dla polityków, aby wreszcie zaczęli realizować porozumienie z Dayton i pomogli w odbudowie normalnego państwa, w którym wszyscy będą równi. - Wciąż też liczymy na powrót katolickich uchodźców, którzy mogliby tu żyć z perspektywami na przyszłość - dodaje kardynał. Oczekiwania umęczonych niepokojem wiernych Kościoła w Bośni i Hercegowinie nie są wygórowane. Oni chcą po prostu nadziei na zmianę. - Potrzebujemy słów pocieszenia i dodania odwagi. Wierzymy też, że papież zachęci miejscowych i światowych przywódców do stworzenia w kraju atmosfery, w której wszyscy będą żyć na równych prawach - ocenia kard. Puljić.
Brak perspektyw
- Najtrudniejsze doświadczenie, z którym musimy się dziś zmagać, to świadomość utraty połowy wiernych przez doświadczenie wojny i okres powojenny. Zbyt mało buduje się szacunku do pracy, aby z pracy rąk móc godnie żyć. Bośnia i Hercegowina jest różnorodna pod każdym względem, od narodowościowego, przez kulturowy, na religijnym kończąc. Trzeba w końcu stworzyć warunki, aby każda z grup mogła żyć w wolności na tych samych prawach. Cały świat wciąż dyskutuje o prawach, ale niestety zawsze rację ma ten, kto jest silniejszy i bogatszy - komentuje sytuacje w kraju kardynał.
W podobnym duchu o przyszłości mieszkańców Bośni i Hercegowiny wypowiada się archidiecezjalny duszpasterz młodzieży ks. Šimo Maršić: - Myślę, że katolicy znajdują się dziś w takiej samej sytuacji jak muzułmanie, prawosławni i inni mieszkańcy kraju, tj. w stanie letargu, dezorientacji i braku perspektywy. Mieszkańcy świadomi z jednej strony możliwości, które proponuje ustrój demokratyczny, a zniewoleni zależnością narzuconą przez pokojowy układ z Dayton, który po prostu nie pozwala na normalne funkcjonowanie i rozwój ekonomiczny, często myślą o opuszczeniu kraju i wyjeździe na Zachód w poszukiwaniu lepszej przyszłości. Ponadto Chorwaci - katolicy są najmniejszą grupą, która nie ma szans na przegłosowanie ważnych politycznych decyzji.
W poszukiwaniu pokoju
- Kiedy apostołowie po śmierci Chrystusa zamknęli się z obawy przed Żydami, pełni strachu, Jezus przyszedł do nich w dniu Zmartwychwstania, aby zabrać im ten strach i powiedział: "Pokój wam“. Z nami jest dokładnie tak samo - ocenia służący w Kościele bośniackim już od ponad dwudziestu lat kard. Vinko Puljić. - Zostaliśmy w tym kraju, walczymy z lękami i niepewnością, potrzebujemy przewodnika, który przyniesie nam pokój Chrystusa. To nie tylko katolicy mają taką potrzebę. Papież przyjeżdża modlić się za wszystkich mieszkańców kraju, aby dodać nam odwagi do dialogu - stwierdza kardynał. - Mam nadzieję - dodaje purpurat - że będzie to również zachęta dla Unii Europejskiej, aby dzięki swoim narzędziom podbudowała ekonomicznie Bośnię i Hercegowinę i stała się bodźcem dla naszych polityków, do bardziej odpowiedzialnej troski o dobro wspólne.
Istotne jest to, że Kościół katolicki żyje, a dowodem tego jest stała liczba alumnów seminarium duchownego w Sarajewie, którzy przygotowują się do pracy nie tylko w Bośni, ale też w Czarnogórze i Macedonii. Stoją za nimi całe oddziały męczenników, i tych oficjalnie uznanych przez Kościół za błogosławionych, i świętych, jak bł. drinskie męczennice, bł. Ivan Merz, o. Leo Petrovicia i 65. współbraci i pewnie wielu tych, których groby do dziś nie są znane, męczenników niedawnej wojny. Tylko przebaczenie zagoi rany, a modlitwa złamie serca władców.
Skomentuj artykuł