To film, którym można się modlić [WYWIAD]
Ojciec William Fulco SJ jest profesorem katedry Studiów Starożytnej Kultury Śródziemnomorskiej na Loyola Marymount University w Los Angeles. Kilkanaście lat temu zaproszono go jako specjalistę z dziedziny języków starożytnych do produkcji filmu "Pasja" Mela Gibsona.
Ma 81 lat, duży dorobek naukowy, ale jego działania mają przede wszystkim wymiar duszpasterski.
O rozkładaniu akcentów w głoszeniu Jezusa, o. William opowiada w wywiadzie z o. Pawłem Sawiakiem SJ:
Paweł Sawiak SJ: Czym się ojciec obecnie zajmuje, oprócz profesury?
William Fulco SJ: Nadzoruję Uniwersyteckie Centrum Archeologiczne, które zawiera w sobie Bibliotekę Badań Archeologicznych i trzy muzea. Ponadto jestem bardzo zaangażowany w Sigma Phi Epsilon - duże bractwo na kampusie, w którym jestem doradcą. Kolejną aktywnością duszpasterską jest doradztwo osobom uzależnionym od narkotyków i alkoholu, zarówno na terenie kampusu, jak i w Los Angeles (sam zachowuję trzeźwość od 32 lat). Regularnie prowadzę też Rekolekcje 12 Kroków.
Czy ludy starożytne zadawały sobie pytania o zmartwychwstanie? Jak na nie odpowiadały?
Wnioskując z dowodów archeologicznych, starożytni z pewnością zadawali sobie to pytanie. Jest to widoczne w ich sztuce, obyczajach pogrzebowych i materialnych dowodach ich religijności. A gdy w 3000 r. p.n.e. wynaleziono pismo, dowody pojawiają się także w ich niezwykłej literaturze. Na przykład w Gilgameszu pojawia się większość z tych pytań, postawionych w głęboki sposób.
Czy studenci ojca pytają o kwestie religijne, np. o śmierć i zmartwychwstanie?
Największy kurs, który prowadzę co semestr, czyli Archeologia i Biblia, celowo rodzi wiele pytań osobistych w studentach. Prowadzimy dialog poprzez prace zaliczeniowe, jakie piszą dla mnie. W ten sposób czują się bezpieczni, więc mogą się otworzyć, ponieważ wiedzą, że uszanuję ich prywatność. A ja w odpowiedzi daję im obszerną informację zwrotną. Kiedy nie jestem w sali wykładowej, w moim biurze prawie zawsze siedzi jakiś student, który przychodzi porozmawiać o swojej wierze lub o swojej sytuacji życiowej.
W ciągu ostatnich kilku lat przeżyłem siedem poważnych operacji, kilka związanych z chorobami zagrażającymi życiu, ponieważ miałem raka lewego oka i raka nerki (na szczęście obecnie jestem w dobrej kondycji). Moi uczniowie, zwłaszcza członkowie bractwa, otoczyli mnie nadzwyczajną opieką! Nie tylko odwiedzali mnie w szpitalu, ale także spali przy mnie na szpitalnej podłodze, żeby dotrzymać mi towarzystwa. Kiedy byłem już w domu i długo dochodziłem do siebie - regularnie spotykali się ze mną i prowadziliśmy poważne dyskusje o życiu, śmierci, miłości, przyjaźni, wierze i o tym, co w życiu jest ważne, a co nie. Ten rodzaj rozmów trwa nadal.
Wiemy, że ojciec brał udział w tworzeniu filmu "Pasja" Mela Gibsona. Czym się ojciec zajmował?
Byłem zaangażowany we wszystkie etapy tego przedsięwzięcia - od krytycznej analizy scenariusza, poprzez produkcję, do postprodukcji. Byłem konsultantem w kwestiach teologicznych i biblijnych (w niektórych kwestiach wygrałem, w innych przegrałem). Ale moim głównym wkładem było przede wszystkim tłumaczenie całego scenariusza na rekonstrukcję języka aramejskiego, łaciny i hebrajskiego z pierwszego wieku. Potem także coaching aktorów podczas zdjęć (mieli poznać znaczenie każdego słowa, które mówią), a także wymyślanie odpowiedniego dialogu na planie, jeśli zaszła taka potrzeba.
Potem brałem jeszcze udział w postsynchronach i układaniu zamienników dialogu - aby zapewnić czystość językową, a także aby włożyć nowe słowa w usta statystów. W tym czasie służyłem również ekipie filmowej jako kapelan.
Jak ten film wpłynął na ojca życie duchowe?
Jego scenariusz jest wypadkową tekstu Ewangelii Mateusza oraz teologii Ewangelii Janowej, w której zakotwiczona jest moja duchowość (napisałem o tym kiedyś książkę). To napięcie inspirowało mnie do głębszego wejścia w tajemnicę wcielenia, natury Jezusa, Jego męki - co leży u podstaw obu Ewangelii. A przez to moja własna duchowość została wzbogacona.
Czy rozmawiał ojciec z ludźmi, którzy nawrócili się pod wpływem tego filmu?
Rozmawiałem z wieloma osobami, które albo doświadczyły nawrócenia (np. dwaj Marokańczycy, którzy stali się chrześcijanami), albo doświadczyły duchowego kryzysu (wiele członków ekipy filmowej!). Ale wspomnę tylko o jednej osobie - o kardynale Carlo Martinim SJ, którego widywałem regularnie w trakcie jego emerytalnego pobytu w Jerozolimie, w Papieskim Instytucie Biblijnym (jestem tam dyrektorem muzeum i wszystkiego, co związane z archeologią). Powiedział mi, że zaczął codziennie rano oglądać ok. 15 minut filmu, jako wstęp do swojej modlitwy osobistej.
Ostatnia scena filmu jest niema. Światło wpada do grobu Jezusa - widzimy, że całun i chusty okrywające Jego ciało opadają na nagrobek, ponieważ są już puste. Jezus siedzi obok, jest bardzo spokojny. Gdy wstaje, na jego prawej ręce widzimy bliznę po gwoździu. Jest to jedyna oznaka bólu, którego doświadczył. Co Bóg nam mówi o naszym zmartwychwstaniu za pośrednictwem tej sceny?
Nie jestem zadowolony z tej sceny, Mel i ja sprzeczaliśmy się o nią (tu przegrałem!). Mój argument był taki, że film dołożył wszelkich starań - moim zdaniem słusznie - abyśmy współuczestniczyli z Jezusem w Jego męce.
Z tego powodu w zmartwychwstaniu też powinniśmy mieć swój udział (co mocno podkreśla Nowy Testament), a w filmie zabrakło w nim obecności Marii Magdaleny, Piotra, Jana itd. Mel przedstawia zmartwychwstanie Jezusa jako JEGO zwycięstwo. Ale ono jest również naszym zwycięstwem, więc powinno być to jakoś pokazane lub przedstawione symbolicznie. Jednak bardzo podoba mi się aura pokoju, która przenika tę scenę.
Cały film jest pełen śmierci i okrucieństwa, ale zmierza do życia. Czy to jest program dla każdego chrześcijanina?
Tak. Jezus przyjął na siebie człowieczeństwo aż do cierpienia i śmierci - przenikając ją swoim Duchem, który wybucha na świat w momencie zmartwychwstania. Gdzie On idzie, mówi Ewangelia Jana, tam my musimy podążać (jak ziarno pszenicy wrzucone w ziemię), odnajdując transcendencję naszego człowieczeństwa - nie "na zewnątrz" lub "ponad", ale wewnątrz naszego człowieczeństwa. Duch Boży mieszka w nas dzięki męce i śmierci Jezusa, i Jego triumfowi nad śmiercią.
Jakie znaczenie ma dla nas pasja i krzyż?
Myślę, że musimy zobaczyć mękę i zmartwychwstanie jako jeden ruch (ponownie, wg Ewangelii Janowej, jako objawienie chwały Jezusa). Rozdzielanie ich nie ma sensu. Nawet w czasie Wielkiego Postu, męka i to, co "negatywne" - zawsze powinno być związane z wymiarem zmartwychwstania.
Interviewing the fascinating Fr William Fulco in his office @LoyolaMarymount for my upcoming documentary about him pic.twitter.com/EFS0CbIdNe
— Tyler Nicholas (@TylerNicholas_) 25 czerwca 2014
Tłum. Anna Lasoń-Zygadlewicz
Skomentuj artykuł