Wykładowca homiletyki: Jako księża jesteśmy teologicznie świetnie wykształceni, ale co z tego?
"Największym problemem współczesności jest dotarcie z prawdą do człowieka. Barierę stanowi nie tyle treść, co sposób jej przekazywania. Warto zastanowić się, jak dzisiaj mówić o Bogu. Jako księża jesteśmy teologicznie świetnie wykształceni, ale co z tego? Język teologii nie dociera do naszego słuchacza. Krótko mówiąc: kiedy głoszę o zmartwychwstaniu, nie wiem, czy ten, który mnie słucha, wie, co to jest zmartwychwstanie. Chodzi o to, czy słuchacz »rozpakowuje« słowa, których używam" - mówi ksiądz Paweł Gabara, wykładowca homiletyki, dziennikarz i duszpasterz kobiet w diecezji łódzkiej.
Maciej Zinkiewicz OFMCap: Czy pisze Ksiądz tradycyjne listy?
Ks. Pawłem Gabara: Dużo piszę odręcznie: teksty, artykuły, kazania. Zapisuję też krótkie nieuporządkowane myśli. Coraz częściej, jak większość ludzi, zwłaszcza młodych, robię to tylko w formie elektronicznej, nawet przemyślenia do kazania…
Listów tradycyjnych raczej nie piszę. Miałem przyszywaną ciocię w Niemczech, która zawsze z okazji świąt wysyłała dziesiątki pocztówek. Kiedy widziałem się z nią przed jej śmiercią, opowiedziała mi, że nie SMS ani e-mail, ale kartka papieru, czyli pocztówka, którą napisała, jest najlepszym wyrazem pamięci, ponieważ można ją zachować i do niej wrócić. Ale w Niemczech miała trudności z kupieniem kartek pocztowych, już nawet nie religijnych, ale jakichkolwiek…
W Polsce jeszcze kartki są, ale chyba niewiele osób je dzisiaj wysyła…
- Piszemy dziś coraz mniej. Nie zapisujemy nawet swoich przemyśleń i wspomnień. Nie tworzymy pamiętników.
Od czasów, kiedy Ojciec Pio napisał swoje listy, minęło mniej więcej sto lat, podczas których zmieniliśmy sposób komunikacji, dlatego trudniej może być nam je czytać. Czy Kościół nadąża za zmianami zachodzącymi w świecie?
W dzisiejszych czasach mamy do czynienia z dwoma rodzajami prawdy: zapisywaną przez duże i małe "p". Mamy Prawdę w osobie Jezusa Chrystusa i prawdę, którą Chrystus głosił, czyli Ewangelię.
Problem polega na dotarciu z tą prawdą do człowieka. Barierę stanowi nie tyle treść, co sposób jej przekazywania. Formy komunikacji, jak wiemy, ewoluują. Warto zastanowić się, jak dzisiaj mówić o Bogu. Jako księża jesteśmy teologicznie świetnie wykształceni, ale co z tego? Język teologii nie dociera do naszego słuchacza. Krótko mówiąc: kiedy głoszę o zmartwychwstaniu, nie wiem, czy ten, który mnie słucha, wie, co to jest zmartwychwstanie. Chodzi o to, czy słuchacz "rozpakowuje" terminy, których używam. Trzeba postawić pytanie, czy mówimy tym samym językiem.
W tym kontekście niezwykle istotna jest odpowiedź na drugie ważne pytanie: Czy Kościół o tym wie? Wydaje się, że tak. Tylko często księżom łatwiej jest mówić językiem niezrozumiałym. Dlaczego? Być może z powodu niepełnego zrozumienia niektórych kwestii. Po drugie myślimy, że jeśli powiemy "mądrze", zyskamy uznanie w oczach ludzi. Wielcy ludzie tymczasem potrafią o rzeczach trudnych mówić prostym językiem. Przykładem niech będzie nauczanie Jezusa. Ewangelia jest bardzo obrazowa. Jezus wykorzystywał to, co widział, by opowiedzieć ludziom o królestwie Bożym i swoim Ojcu. Wiedział bowiem doskonale, czego potrzebuje odbiorca. Także dziś, by dotrzeć z Ewangelią do ludzi, trzeba wiedzieć, do kogo się mówi.
Zmiany form przekazu, o których Ksiądz mówi, to jeszcze ewolucja czy już rewolucja? Sposób komunikacji ludzkiej zmienił się przecież diametralnie.
- Wbrew pozorom, im bardziej się on zmienia, czyli technicyzuje, tym bardziej człowiek staje się ograniczony. Zwalnia się z myślenia, gdyż ktoś inny za niego to robi. Krótkie filmiki, w których dziś młodzi ludzie się rozkochują, przekazują ogromną ilość informacji, choć są one bzdurne. Mogę podać przykład: niedawno pewna celebrytka chwaliła się, że zrobiła sobie operację plastyczną nosa, żeby kiedyś jej dziecko również taki miało…
Tymczasem człowiek powinien być pobudzony do myślenia, nade wszystko do refleksji nad swoim sumieniem i Ewangelią. Ponieważ brakuje takiego pobudzenia, wiara przestaje fascynować.
Powiedział Ksiądz, że dziś odbiorca zwalnia się z myślenia albo raczej media go z tego zwalniają…
- Owo zwolnienie idzie z dwóch stron. Często zakładamy, że ludzie myślą tak, jak my, i mają podobne do naszych przyzwyczajenia.
Niepokoi nas, że dzieci nie są w stanie wytrzymać w spokoju trzydziestu lub czterdziestu minut podczas mszy świętej. Nie jest to jednak ich wina. Współczesne bajki i gry komputerowe sprawiają, że ich mózgi potrzebują wielu bodźców. W kościele jest zupełnie inaczej: tylko słowo i gest. Zajmuję się duszpasterstwem kobiet, więc znam rodziców, którzy świadomie ograniczyli pokazywanie dzieciom obrazów z Internetu czy telewizji, a zamiast tego czytają lub opowiadają im bajki. Wychowywane w taki sposób dzieci są wyciszone, potrafią lepiej skupić uwagę i odpowiadają na pytania. Dzieje się tak, ponieważ zostały wychowane w kulturze słowa.
Niejednokrotnie zastanawiam się nad tym, czy gdyby Jezus obecnie chodził po ziemi, korzystałby z nowoczesnych mediów, żeby do nas przemawiać. Może tak, a może właśnie nie.
Dziś wielu księży i świeckich korzysta z nowych środków przekazu, aby głosić słowo Boże i katechezy. Chyba z różnym skutkiem…
- Sam rzadko korzystam z materiałów zamieszczanych w Internecie. Jednakże od znajomych wiem, że słuchają treści religijnych, równocześnie robiąc inne rzeczy, np. jadąc samochodem. Nie ma wątpliwości, że człowiek jest spragniony ciekawych treści, więc ich szuka. Niekiedy w ich wyborze kieruje się osobą mówcy, którego uznaje za autorytet. Tak jest np. w przypadku abpa Grzegorza Rysia czy też o. Adama Szustaka. Innym razem ważny jest dla niego sam przekaz. Musi jednak uważać, żeby wybrane nauczanie nie było zgubne.
Najchętniej słuchani są mówcy albo naprawdę wybitni, albo kontrowersyjni…
- Zależy, co rozumiemy przez kontrowersję. Dzisiaj mamy wielu księży, którzy ściągnęli na siebie kary kościelne, dlatego że głoszą treści niezgodne z nauką Kościoła. Często przekazują prywatne objawienia, również te niezatwierdzone lub odrzucone przez Kościół, spychając ewangeliczny przekaz na dalszy plan. Niejednokrotnie wzbudzają w ten sposób w ludziach lęk, nie otwierając perspektywy nadziei.
Podobnie dzieje się w przypadku publikowanych w Internecie "przepowiedni" przypisywanych Ojcu Pio. Niektórzy traktują je poważnie, chociaż one z prawdą nie mają nic wspólnego. Wiele fałszywych treści przypisuje się dziś świętym…
- To wielki problem Internetu. W szerokim rozumieniu jest on olbrzymim dobrem, ale może też niekiedy nieść ze sobą ogromne zło, choćby wypaczenia nauczania ewangelicznego, nauczania Kościoła. Ojciec Pio to jeden z wielu przykładów, innym może być Jan Paweł II. W czasie pandemii w Internecie pojawiały się objawienia Jana Pawła II z nią związane. Przeczytałem o nim wiele książek, ale z żadnej z nich nie dowiedziałem się, aby papież Polak miał wiedzę nadprzyrodzoną na ten temat. Niektórym odbiorcom zweryfikowanie prawdy sprawia duże trudności, a nawet bywa dla nich niemożliwe.
Tak jak kiedyś Ojca Pio oskarżano o pewne sprawy, donosząc do biskupów, a nawet do Stolicy Apostolskiej, dzisiaj podobne oskarżenia można kreować w Internecie poprzez spreparowane wypowiedzi, teksty i filmiki. Na tym polega dyskredytowanie prawdy o danym człowieku. Podobnie można zakłamywać prawdę o Bogu.
Mówi Ksiądz o prawdzie związanej z Bogiem i człowiekiem… Czasami możemy usłyszeć, że żyjemy w czasach postprawdy albo wielości prawd, w czasach końca wielkich narracji i wielkich religii. Próbuje się nam powiedzieć, że nie ma już obiektywnej prawdy, a jedynie opinie i interpretacje.
- Warto zastanowić się, co jest wyznacznikiem prawdy. Możemy mieć odmienne zdanie na ten sam temat i każdy może bronić swoich racji, uznając je za prawdę. Tymczasem dla katolika, który szuka odpowiedzi na pytania religijne i moralne, jedynym odniesieniem jest nauka przekazywana przez Kościół. Obecnie ludzie odrzucają głos Kościoła, dlatego widzimy, jak na tym świecie jest coraz mniej Nieba.
Poszukiwanie prawdy wymaga zaufania i oddania się Bogu. W osobie Ojca Pio widzimy jedno i drugie. Podziwiamy jego niesamowite uniżenie - aż do odarcia, aż do spoliczkowania, aż do cierniem ukoronowania i przybicia do krzyża. Tak wygląda prawdziwa pokora. Kiedy walił się na niego cały świat, przeciwna mu była także Stolica Apostolska, on przez pryzmat tego doświadczenia widział Jezusa, poznawał Jezusa i w Nim pokładał nadzieję.
Płynie z tego wniosek, że problemy w Kościele biorą się z przerostu ludzkiego "ja" i braku miejsca dla Boga…
W Ewangelii dwukrotnie słyszymy o płaczącym Jezusie: przy grobie Łazarza i nad Jerozolimą. Często nie mieści się nam w głowie, że Boży Syn może płakać nad nami, nad naszą rodziną czy nad naszym miastem, choćby Krakowem czy Łodzią… To chyba nasz największy dramat.
Kościół niektóre problemy chce nieraz rozwiązać technicznie: wydaje dekrety i pisze dokumenty. Niektórzy myślą, że one załatwią sprawę. Absolutnie nie. Jeśli jako ludzie wierzący nie wejdziemy w świat Boga i nie pozwolimy, aby on jednocześnie wszedł w nas, inne działania niczego nie zmienią. Zarządzanie kryzysem przez wydawanie dokumentów jest bezowocne. Żaden biskup dekretem nie nakaże, żeby go szanować, kochać i słuchać.
Konieczna jest metanoia, nawrócenie, całkowita przemiana serca człowieka. Jak to zrobić? Niezbędne jest ponowne głębokie odkrycie Boga. Czy On pozwala się nam dzisiaj znaleźć? Tak. Czy pozwala się dotknąć? Tak. Czy pozwala wejść ze sobą w głębszą relację? Tak. Tylko trzeba Mu na to pozwolić i chcieć z Nim to zrobić. Trzeba otworzyć się na obecność i działanie Ducha Świętego.
Żyjemy w czasach, w których zło robi wszystko, żeby ludzie poczuli, że nie potrzebują świętości, stąd też stara się ją im obrzydzić. Uderzając w Ojca Pio, w Jana Pawła II i wielu innych świętych, próbuje się zdyskredytować ludzi mocnych Bogiem. W ten sposób niszczy się jeden z Bożych przymiotów, co ciekawe, zazwyczaj ten, który On chce nam darować.
Potrzeba zatem przywoływać przykłady świętych i ukazywać je w prawdzie. A ich życie wcale nie było proste. Jesteśmy zachwyceni Ojcem Pio, ale kto z nas chciałby żyć jak on: walczyć z demonami czy doświadczać bezpodstawnych oskarżeń? Dziś, gdy odrzucana jest świętość, a nowe formy komunikacji zwalniają ludzi z myślenia i uspokajają sumienia, oblegane są gabinety psychoterapeutyczne, bo człowiek sam z sobą sobie nie radzi. Jeśli odrzuci w jakiejkolwiek formie Boga, będzie szukał pomocy u psychologa, "w strzykawie", w alkoholu albo pewnego dnia wyjdzie z ósmego piętra przez okno. Może też wrócić do Boga - do Prawdy i Życia.
Ksiądz Paweł Gabara - wykładowca homiletyki, dziennikarz, duszpasterz kobiet w diecezji łódzkiej.
Skomentuj artykuł