Innej nie masz niż ta, którą masz
Święta Rodzina. Niedawno o Niej myśleliśmy jako Kościół. Patrzę i chcę nasiąkać ich obecnością. Myślę o świętości. O Ich drodze. O mojej drodze. I o mojej rodzinie. Przychodzi mi do głowy słowo wyzwanie. Wyzwanie, które lepiej podjąć niż z niego rezygnować. Przebaczenie. I miłość. Nie zawsze sielankowa. Często trudna i wymagająca. Okrutna. A potem, oby prędzej niż później, piękna, dodająca skrzydeł, dająca życie i szczęście rzeczywistość.
Cztery uszy
Każdy z nas z jakiejś rodziny pochodzi. Niektórzy z nas tworzą nową rodzinę. Cokolwiek zadziało się w naszym życiu to mamy swoją historię rodzinną. Nawet, jeśli tej rodziny nie dane było nam nawet, z jakiegoś powodu, poznać. Historia trudna, strach, przerażenie, ból? A może miłość wspierająca, troskliwa, piękna? Bez względu na to, jakie są nasze doświadczenia, w rodzinie musimy się jakoś odnaleźć.
Urzeka mnie stwierdzenie, że każda historia życia jest święta. Nie pasowało mi, żeby grzeszną historię nazywać świętą. Potem pomyślałam, że świętość naszego życia polega na tym, że to Bóg w nią wchodzi, a nawet wszedł już dawno biorąc grzechy ludzi na swoje barki, i ją uświęca. Choćby ze względu na ten fakt, każdemu człowiekowi należy się szacunek i nieosądzanie, bo jego historia jest święta świętością Boga.
Czasami jest to łatwiejsze, a czasami wręcz wydawałoby się niemożliwe. Różne są te nasze historie. Każdego członka rodziny inna. Różny światopogląd. Różna droga do celu, przekonania, wartości, odczuwane emocje. Bywa, że naprawdę trudno jest w rodzinie funkcjonować. Bywa, że drugi człowiek nas potrafi drażnić, choćby tym, że nie jest nami i myśli inaczej; że trzeba mu wszystko tłumaczyć; że działa na innych zasadach– przeczytałam w jednym przysłanym do mnie smsie, który trafił w pewien mój punkt.
Komunikacja. Myślę, że to główny powód wszelkich konfliktów. Sztuka dialogu jest zarazem klarowna i skomplikowana. Niełatwo jest opanować swoje cztery uszy, mowę niewerbalną, uwzględnić cztery poziomy komunikacji i jeszcze uszanować to wszystko w drugim człowieku. Robi się z tego całkiem skomplikowany proces. I niestety często rodzą się nieporozumienia.
Zdjęcie z rodziną
Zaczyna się wtedy wychodzić z rodziną dobrze tylko na zdjęciach (w najlepszym przypadku).
To, jakie są nasze relacje, weryfikują różne życiowe sytuacje. Jedną z nich mogą być ostatnie wspólnie przeżywane z najbliższymi Święta. Lub bez nich. To też wiele może nam o stosunkach rodzinnych opowiedzieć.
Opcje są dwie, kiedy już zobaczymy jak w lustrze to, jak się dzieje w naszej rodzinie. Albo się załamiemy, schowamy, uciekniemy. Albo potraktujemy to jako wyzwanie na drodze do świętości. Nie jestem człowiekiem, który wyzwania lubi podejmować. Raczej podchodzę do nich niechętnie, z lękiem. Bywa tak, że nie mam wyboru. Jak nasza obecna sytuacja. Właściwie to zawsze go mam, ale nie zawsze chcę go mieć.
Instrukcja obsługi rodziny
Całe bogactwo wskazówek na temat tego, jak obchodzić się z rodziną słyszymy w czytaniach o Świętej Rodzinie. Nie jestem biblistką, ale chyba rzadko w Piśmie Świętym pojawia się taka konkretna instrukcja i jeszcze z tyloma wytycznymi. Jakby Bóg wiedział (no pewnie, że wiedział, bo wie wszystko), że życie w rodzinie nie jest czymś łatwym i musi nam go łopatologicznie, co nie znaczy prostacko, objaśnić.
Rodzice wobec dzieci. Dzieci wobec rodziców. Mąż wobec żony i żona wobec męża. Rodzeństwo. Ciocia i wujek. Kuzyni. Babcia i dziadek. Rodzina, z której wyrastamy i rodzina, którą tworzymy.
Szanuj. Nie zasmucaj. Wspomagaj. To podpowiedzi z Mądrości Syracha z pierwszego czytania (Syr 3, 2-6. 12-24). Dla dzieci swoich rodziców. Bez względu na to czy rodzic kochał właściwą czy poranioną miłością, a nawet jakby rozum stracił i kierował się nienawiścią, to i tak Syrach radzi, by mieć wyrozumiałość i nie pogardzać ojcem. Miej miłosierdzie.
Drugie czytanie z Listu do Kolosan Św. Pawła Apostoła (Kol 3, 1-21) bombarduje nas jeszcze większą ilością pouczeń. Serdeczne współczucie, dobroć, pokora, cichość, cierpliwość, znoszenie jedni drugich i wybaczanie. Wdzięczność. Mądre nauczanie i napominanie siebie nawzajem pod wpływem łaski. W imię Pana Jezusa. Z miłością i pokojem w sercu. Poddanie. Miłowanie. Nie rozjątrzanie. Posłuszeństwo. Nie rozdrażnianie. Karmienie się Słowem Chrystusa.
Czy mogę zrezygnować ze swojej rodziny?
A na końcu św. Józef w Ewangelii o ucieczce Świętej Rodziny do Egiptu (Mt 2, 13-15. 19-23). Maryja wierzyła, ale też wiedziała. W pewnym sensie było jej łatwiej. Miała wiedzę, że jej ciąża jest nadprzyrodzona. Józef nie bazował na wiedzy. Wiara i zaufanie, a ostatecznie wyjątkowa miłość do Maryi z opcją włączania pomocy anielskiej pozwoliła mu iść drogą powołania, które wierzę doprowadziło go do pełni szczęścia.
Święty Józef nie zrezygnował ze swojej rodziny, choć miał ku temu poważne powody. Rozsądne. I zgodne z prawem. Zdecydował się wziąć taką rodzinę, jaką miał, bo innej nie miał. Mógł mieć. Mógł oddalić Maryję i wybrać łatwiejszą opcję. Czy stałby się wtedy świętym? Może znalazłby szczęście doczesne. Ale czy warto go się kurczowo trzymać i płacić za nie życiem wiecznym? Nie mam tu na myśli, że trzeba szukać nieszczęścia doczesnego, nie przeciwdziałać cierpieniu, nie leczyć ran tłumacząc, że jak boli to taka jest Wola Boża.
Podobnie jak MNM, a idąc dalej rodzice, rodzeństwo, przyjaciele (bo rodzina to nie tylko więzy krwi jak mawia nasza Przyjaciółka) są moją drogą do świętości, tak Maryja, Jezus, napotkani ludzie byli drogą do świętości dla Józefa. I odwrotnie.
Dobrze, jeśli ta prawda jest dla nas naturalną oczywistością. Czasami jednak to trudna do przetrawienia prawda. O relację trzeba walczyć, pielęgnować ją, podlewać, uprawiać. Świetnie, gdy ona wzrasta. Nigdzie jednak nie jest powiedziane, że mamy z rodzicami czy jakimkolwiek członkiem rodziny utrzymywać naznaczone naszą fizyczną obecnością relacje. Są sytuacje, że jest ona niemożliwa, krzywdząca, upodlająca. Nie mamy się na to godzić, ale zawsze kierując się miłością. Nie każdy z nas ma miłość poziom św. Józef** i nie każde przebaczenie skończy się pojednaniem, ale to, co możemy zrobić to miłość, na jaką nas stać.
Kochaj, nie bój się kochać. To zdanie z podtytułu mojego bloga. Słowa MNM. Miłość to służba, a kto służy Panu, ten będzie błogosławiony mówił wczorajszy psalm (por. Ps 128, 5). Błogosławiony, czyli szczęśliwy!
P.S. Słowa, które napisałam są dla mnie osobiście niewygodne. Staram się je traktować jako wyzwanie na drodze do świętości. Tekst rodził się trochę w bólach, był poszatkowany, potem przeklejałam zdania w różne miejsca próbując znaleźć dla nich najlepszą pozycję. Nie wiem czy jest idealny literacko. Tekst jest dobry, kiedy nas dokądś prowadzi (https://zysko.blog.deon.pl/2019/02/26/czas-na-zmiany-kilka-slow-ode-mnie/)- to zdanie towarzyszy mi prawie od początku bloga i mocno mną kieruje w pisaniu. Mnie ten wpis prowadzi pod górę. Trochę się męczę, ale ufam, że czekają tam piękne widoki.
Tekst pochodzi z bloga bam-boo.blog.deon.pl. Chcesz zostać naszym blogerem? Dołącz do blogosfery DEON.pl!
Skomentuj artykuł