Jaką jedną zasadę przyjaźni ustala z nami Jezus?
On jest przyjacielem każdego, kto do tej przyjaźni pozwoli się zaprosić. Przyjacielem tych wszystkich, którzy przyjmą zasady przyjaźni z Nim.
Jak wielu przyjaciół może mieć Jezus? Czy jest jakiś limit? Z iloma jest w stanie spędzać czas? Ilu osobom jest w stanie poświęcić swoją uwagę? O ilu na raz potrafi się troszczyć? Czy względem wszystkich będzie lojalny? A może niektórzy to tylko Jego znajomi, jak na facebooku?
Jedno kliknięcie myszką i przyjął moje zaproszenie. Teraz jestem wśród grona Jego znajomych. Stop, stop. To nie tak. To nie ja Go zaprosiłam, lecz On mnie. To On mnie wybrał i zaprosił do grona swoich przyjaciół. Mało tego, On oddał za mnie życie.
Jezus mnie zaprasza do przyjaźni ze sobą. Nie przymusza, nie szantażuje. Pyta, czy chcę. Respektuje moją wolę, moją decyzję. Ponadto nie każe decydować w ciemno. Najpierw mogę Go poznać. Cały odsłania się przede mną na kartach Pisma Świętego. Otwarcie mówi, że jest Synem Ojca. Nie ukrywa swojego pochodzenia. Mówi prawdę, bo sam jest prawdą. Zna także prawdę o mnie. Jednak nie taką, którą ja znam o sobie samej. Ja skupiam się przeważnie na swojej niedoskonałości. On zaś widzi mój grzech, ale wie, do czego zostałam stworzona i przeznaczona przez Ojca. Taką widzi mnie Jezus i chce, żebym ja siebie taką odkryła.
Jezus nie przyjaźni się z byle kim. On wie, że każdy człowiek jest dzieckiem Bożym i dlatego ma nieskończenie wielką wartość w oczach Boga. Tylko że po grzechu pierworodnym tego nie widzimy. Dlatego On, Zbawiciel świata, przyszedł do nas na ziemię, aby nam to pokazać. Stał się nie tylko Człowiekiem, ale także naszym Przyjacielem. Przyjacielem każdego, kto do tej przyjaźni pozwoli się zaprosić. Przyjacielem tych wszystkich, którzy przyjmą zasady przyjaźni z Nim.
Jakież zatem są to zasady? Myślę, że jest tylko jedna. Trzeba kochać. Jak to robić? Naśladować Przyjaciela. Tak jak On, spełniać wolę Ojca. Tak jak On, litować się nad bliźnimi. Tak jak On, oddawać swoje życie za przyjaciół swoich. W moim przypadku oddawanie życia rozumiem jako poświęcanie czasu, sił i zdolności dla dobra tych ludzi, których Bóg stawia na mojej drodze. Są to przede wszystkim moi bliscy, rodzina, moje otoczenie. Jemu nie chodzi o jakąś abstrakcyjną miłość do całej ludzkości. Jemu chodzi o konkretnego człowieka, którego widzę, słyszę, a czasami ledwo toleruję, bo jego zachowanie i słowa wskazują, że jeszcze nie zaprzyjaźnił się z Jezusem.
A czy inni, widząc mnie, wiedzą, że jestem przyjaciółką Jezusa? Czy domyślają się, że spędzam z Nim czas? Czy to się rzuca w oczy, że powiedziałam Jezusowi swoje "tak". Tak, że chcę być Jego przyjaciółką. Tak, że pragnę stawać się do Niego podobna. Tak, że staram się Go naśladować. I jak mi idzie? Różnie. Ale ufam, że mój Przyjaciel będzie mi pomagał. Od tego przecież są przyjaciele.
Tekst pochodzi z bloga perspektywanieba.blog.deon.pl.
Skomentuj artykuł