Kocham - uszczęśliwiam na każdym kroku?
Jak nazwiemy człowieka, który używa wobec bliźniego słów "kocham cię", i który jednocześnie świadomie nie życzy temu bliźniemu dobrze? Bez zastanowienia przychodzą nam na myśl takie sformułowania jak "obłudnik", "człowiek nieszczery".
Brzydzimy się takim postępowaniem. Jak można kogoś kochać i o niego nie dbać? Ale czy dostrzegamy takie zachowania w naszym najbliższym otoczeniu albo w nas samych?
Wyobraźmy sobie, że mamy wspaniałego przyjaciela. Człowieka, za którego w ogień byśmy wskoczyli. Gdy ktoś nas pyta, czego mu życzymy, to nasze odpowiedzi są naturalne niczym letni deszczyk: "wszystkiego, co najlepsze!", "jego szczęścia, przecież kocham go jak brata!".
Wiemy jednak, że nasz przyjaciel ma problem z nałogiem nikotynowym. Jego dziewczyna walczy z tym jak może i potrzebuje wsparcia - zwłaszcza kogoś, kto ma na jej chłopaka duży wpływ. My jednak, wbrew jej nadziejom, stajemy po stronie przyjaciela. Przecież chcemy, żeby cieszył się życiem! Młodość nie zna granic! Dlaczego mamy pozwalać, by kobieta ograniczała życie naszego Brata?! Przecież to dorosły i niezależny mężczyzna! Potrafi sam o siebie zadbać, nie potrzebuje niańczenia!
To dla jego dobra, nie może dać się podporządkować! Ale moment, moment... Przecież dobrze wiemy, do czego prowadzi palenie papierosów, a mimo to namawiamy go do palenia? Mówimy o braterskiej miłości, a jednocześnie świadomie pchamy naszego ukochanego Brata w objęcia raka płuc, a w konsekwencji może i śmierci? Może tak bardzo życzymy mu szczęścia, że chcemy przyspieszyć jego spotkanie z Panem Bogiem?
Jak nazwiemy takie zachowanie? Czy określenia takiego postępowania znów przychodzą tak łatwo? No właśnie. Prawda bywa bolesna. Prawdziwa Miłość, zarówno braterska, jak i ta między mężczyzną a kobietą, jest ponad tym, co przyziemnie. Miłość stara się przewidywać.
Miłość spogląda na wszystko krytycznie. Miłość z rozwagą analizuje sytuację i nie pozwala na chwilowe przyjemności, jeżeli wie, że konsekwencje będą negatywne. Nawet jeśli w danej chwili wydaje się to okrutne. Kochający i mądry rodzic nie pozwoli mocno przeziębionemu dziecku iść bawić się z innymi na mrozie niezależnie od tego, jak bardzo dziecko czuje się w danej chwili skrzywdzone. Dziecko może płakać, krzyczeć i wyzywać rodzica od złych i niesprawiedliwych, ale rodzic wie, że robi dobrze. Że pozornie pozbawia swoją pociechę ogromnej przyjemności, a tak naprawdę ratuje je od zapalenia płuc lub tygodni na antybiotyku. Że z Miłości wybiera wyższe dobro.
Takie zachowanie rodzica wobec dziecka wydaje się nam naturalne. A dlaczego równie naturalne nie wydaje nam się podobne podejście do naszych przyjaciół? Owszem, nie jesteśmy ich rodzicami, ale czy zwalnia nas to z troski i próby pokierowania nimi, gdy to konieczne? "Jesteś odpowiedzialny za to, co oswoiłeś" - czytamy w "Małym Księciu".
Nie bądźmy więc obojętni wobec uzależnień naszych Sióstr i Braci. Pomagajmy sobie wzajemnie wybierać wyższe dobro. Czasem wydaje nam się, że nawet Bóg rzuca nam pod nogi kłody. Nazywamy to czymś okrutnym i niesprawiedliwym, a wręcz rozczarowującym. "Jak to!? Mój Bóg sprowadza na mnie nieszczęścia? Ten dobry i miłosierny Bóg? A podobno mnie kocha!". Wówczas należy przypomnieć sobie o Krzyżu Chrystusa. Czy gdyby Bóg nas nie kochał, to pozwoliłby, żeby jego umiłowany Syn oddał za nas życie? Spróbujmy spojrzeć na Niego jak na tego kochającego Ojca, który nie bezmyślnie karze, lecz wychowuje. I bierzmy z Niego przykład.
Skomentuj artykuł