Norman Davies. Zaginione Królestwa
Fragmenty wstępu. Pozwoliłem sobie na własne akcenty, podkreślając zdania, które mnie "trafiły".
"Historycy i ich wydawcy spędzają zbyt wiele czasu na sprzedawaniu czytelnikom historii wszystkiego, co uważają za potężne, wybitne, robiące wrażenie, i tracą na to zbyt wiele energii. Zalewają rynek oraz umysły swoich czytelników powodzią opowieści o wielkich mocarstwach, wielkich osiągnięciach, wielkich nikczemnościach, wielkich ludziach, zwycięstwach, bohaterach i wojnach - zwłaszcza tych, o których sądzimy, żeśmy je wygrali. Motto tych działań mogłoby brzmieć, jeśli już nie: "Siła to racja", to przynajmniej "Nic nie odnosi takiego sukcesu jak sukces". Ma się czasem wrażenie, jakby treść książek historycznych, podobnie jak ich sprzedaż, przejęły działy marketingu."
(...)
"Warto się zastanowić nad powyższymi wrażeniami choćby dlatego, że życie składa się nie tylko z triumfów i sukcesów, ale także porażek, chybionych posunięć i bohaterskich prób. Miernota, stracone szanse i falstarty może nie zawsze trafiają do najbardziej sensacyjnych nagłówków gazet, ale zdarzają się równie często. (…) Wcześniej czy później, wszystko dobiega kresu. Wcześniej czy później, każde centrum zmienia się w peryferie. Wszystkie państwa i wszystkie narody, bez względu na to, jak byłyby potężne, mają swój okres rozkwitu, a potem ustępują miejsca innym."
(...)
"Zwrot "zaginione królestwa" - podobnie jak zwrot "utracone światy" - przywołuje wiele obrazów. Każe myśleć o nieustraszonych podróżnikach wędrujących przez szczyty Himalajów albo przemierzających gąszcz dżungli nad Amazonką, o archeologach przekopujących się przez warstwy dawno zaginionych dziejów Mezopotamii czy starożytnego Egiptu. Mit o Atlantydzie nigdy się od nas zbytnio nie oddala."
(...)
"Oczywiście, natura ludzka każe nam się uspokajać myślą, że nieszczęścia przytrafiają się tylko innym. Narody imperium, a także narody byłego imperium, są szczególnie mało skłonne do uznawania rzeczywistości."
(...)
"Być może część odpowiedzialności ponosi tu współczesne wykształcenie. W niezbyt odległych czasach, kiedy wszystkich wykształconych Europejczyków wychowywano na mieszance chrześcijańskich ewangelii i starożytnych klasyków, każdy znał pojęcie śmiertelności. Chociaż chrześcijańskie nauki powszechnie lekceważono, była w nich mowa o "królestwie, które nie jest z tego świata". Klasycy propagujący wartości uważane za uniwersalne stanowili produkt podziwianej, lecz umarłej cywilizacji. "Chwała Grecji" i "wielkość Rzymu" rozpłynęły się w powietrzu przed tysiącami lat. Rzym podzielił los Kartaginy i Tyru. Do ogrodu wdarli się barbarzyńcy. Rozpanoszyły się materializm i konsumizm. Sunt lacrimae rerum et mentem mortalia tangut."
(...)
"Większość dzisiejszych dzieci nigdy nie słyszała o Wergiliuszu. Są takie, które nigdy nie otrzymają żadnego religijnego wykształcenia. Nawet historia musi walczyć o kurczące się miejsce w programach szkolnych, konkurując z takimi rzekomo ważniejszymi przedmiotami, jak ekonomia, socjologia czy marketing i zarządzanie. Młodzi ludzie uczą się, tkwiąc pod kloszem fałszywego optymizmu. W odróżnieniu od pokolenia swoich dziadków i rodziców, rosną, mając znikome poczucie bezlitosnego upływu czasu."
(...)
"Historyk staje się wędrującym wzdłuż plaży poszukiwaczem skarbów, kolekcjonerem szczątków i rupieci, wydobywającym wraki, nurkiem, który przeczesuje morskie dno w poszukiwaniu tego, co się zgubiło."
Skomentuj artykuł