Poznański czerwiec
Pięćdziesiąt pięć lat temu w poznańskich zakładach Cegielskiego, noszących wtedy dumne imię Józefa Stalina zawrzało.
Robotnicy zbuntowali się i wyszli na ulice. Był to pierwszy poważniejszy zryw wymierzony przeciwko władzy komunistycznej, narzuconej Polsce przez Stalina. Bunt ten nie miał jednakże podłoża politycznego, ale wyłącznie ekonomiczne. Przynajmniej na początku...
Wszystko zaczęło się od podatku, jaki państwo narzuciło kilka lat wcześniej na pracowników akordowych i przodowników pracy, którzy zarabiali więcej niż przeciętni robotnicy. Podkreślić należy, że to właśnie przodownicy pracy, hołubieni przez władze, obwieszani krzyżami zasługi i podawani jako przykład reszcie społeczeństwa byli jednymi z inicjatorów strajku. Poczuli się skrzywdzeni. Swoją pracę starali się wykonywać jak najlepiej, przekraczając kolejne normy w zamian za co byli karani – bo jak inaczej niż karą nazwać dodatkowy, lichwiarski niemal, podatek? Należy podkreślić fakt, że przodownicy pracy nie cieszyli się sympatią społeczną, gdyż zarzucano im kolaborację z władzą a także zawyżanie norm. To powodowało jeszcze większą frustrację - z jednej strony karny podatek, z drugiej - niechęć społeczna i bolesne oskarżenia.
26 czerwca do Warszawy wyruszyła delegacja złożona z 27 osób (17 przedstawicieli załogi i 10 reprezentantów dyrekcji, komitetu zakładowego partii, i Rady Zakładowej) by przedstawić swoje postulaty w Ministerstwie Przemysłu Maszynowego. Poczynania pracowników Cegielskiego bacznie obserwowały załogi innych poznańskich zakładów pracy. Sytuacja w mieście była napięta, ale nie dochodziło do żadnych ekscesów. Delegacja wróciła w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku. Petycja została przyjęta i wstępnie zaakceptowana. Nic nie wskazywało na to, by coś miało pójść źle... Robotnicy jeszcze wtedy naiwnie wierzyli, że słowo dane przez władzę jest niewzruszone. Nie znali bowiem większości poczynań tejże władzy z powodu rygorystycznej polityki informacyjnej. Niewielu pamiętało oszukańcze deklaracje z czasów amnestii dla członków podziemia niepodległościowego czy postępowanie w sprawie porozumienia z Kościołem w roku 1950. Skutecznie działała też totalitarna propaganda.
Niestety, w ślad za powracającymi przedstawicielami robotników do Poznania przyjechał minister Przemysłu Maszynowego i (działając zgodnie z wytycznymi KC PZPR) odciął się od większości robotniczych postulatów. W mieście zawrzało...
O godzinie 6 rano 28 czerwca wybuchł strajk w największych zakładach w mieście. Robotnicy porzucili pracę chcąc w ten sposób zmusić władze do uległości. Kiedy dostrzegli, że sam strajk nic nie da utworzyli pochód i wyszli na ulice udając się w kierunku siedziby Miejskiej Rady Narodowej mieszczącej się w tzw. Zamku Cesarskim przy ul. Armii Czerwonej (obecnie św. Marcina). Spontanicznie przyłączali się do niego mieszkańcy i kiedy dotarli do celu demonstracja liczyła około stu tysięcy osób. Żądania nie były wygórowane: likwidacja wyśrubowanych norm pracy, obniżka cen, podwyżka płac. Domagano się też przyjazdu i udziału w rozmowach Józefa Cyrankiewicza, ówczesnego premiera rządu PRL.
Na wieść o rozruchach szef Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego Feliks Dwojak domagał się od komendanta Oficerskiej Szkoły Wojsk Pancernych wyprowadzenia czołgów przeciwko demonstrantom. Podkreślić należy w tym miejscu, że użyciu wojska stanowczo sprzeciwił się gen. Kazimierz Witaszewski, szef Głównego Zarządu Politycznego LWP. Niestety, Biuro Polityczne KC PZPR było innego zdania i nakazało wojsku zdławić „wystąpienie wywrotowców i wrogów ustroju” a szef sztabu generalnego wydał rozkaz „użycia broni przeciwko prowokatorom”. To była kropla, która przelała szalę i doprowadziła do krwawych starć. Pokojowa manifestacja „za chlebem” zamieniła się w regularne powstanie.
Około godziny 10 część demonstrantów wdarła się do więzienia, do którego miano (wedle plotek) przewieźć aresztowanych członków warszawskiej delegacji. Uwolniono 257 więźniów, wśród których delegatów robotniczych nie było. Należy zaznaczyć, że część uwlonionych była zwykłymi kryminalistami. Większość z nich w obawie przed represjami wobec rodzin dobrowolnie zgłosiła się na milicję. Zajęto też budynki prokuratury i sądu, palono akta, przejęto pewną ilość broni palnej.
Druga grupa demonstrantów obległa budynek Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego, z którego około godziny 10:40 padły pierwsze strzały. Nie było już mowy o pokojowej demonstracji, sytuacja wymknęła się spod kontroli i ruszyła w stronę przez nikogo nie przewidzianą...
Po południu do miasta wkroczyło wojsko: 10 i 19 Dywizja Pancerna oraz 4 i 5 Dywizja Piechoty. W sumie było to prawie dziesięć tysięcy żołnierzy, 359 czołgów, 31 dział samobieżnych i 36 transporterów opancerzonych (SKOT-ów). Rozległy się walki uliczne. Demonstranci też byli uzbrojeni w broń z rozbitych komisariatów MO: w sumie około 250 sztuk broni w tym jeden ręczny karabin maszynowy i koktajle Mołotowa. Zdobyto też dwa czołgi, z których rozpoczęto ostrzał budynku Urzędu Bezpieczeństwa. Przed godziną 19 powstańcom (słowo demonstranci już w tym miejscu wydaje się być mało adekwatnym) udało się uwolnić więźniów z obozu w Mrowinie (obóz pod zarządem NKWD).
Powstanie zostało krwawo stłumione, ostatnie strzały padły 30 czerwca. Dzień wcześniej premier Cyrankiewicz wygłosił w Polskim Radio pamiętne słowa: „Każdy prowokator czy szaleniec, który odważy się podnieść rękę przeciw władzy ludowej, niech będzie pewny, że mu tę rękę władza ludowa odrąbie!.”
Nigdy nie doliczono się ofiar. Dane szacunkowe mówią o 70 ofiarach śmiertelnych wśród osób cywilnych, 8 zabitych żołnierzach i około 600 rannych. Aresztowano ok. 250 osób (w tym 196 robotników) z których większość poddano brutalnemu śledztwu. Liczby zwolnionych z pracy i represjonowanych w inny sposób (w tym członków rodzin aresztowanych) nie udało się ustalić.
Klęska powstańców była jednak zwycięstwem. Od tej pory władza komunistyczna już nigdy nie mogła być pewna, że Naród pozwoli jej na każdą samowolę...
P.S. Wydarzenia czerwca chwilowo przyćmiły fakt, że w łonie partu komunistycznej narastał bardzo poważny konflikt będący wynikiem walki o władzę jaka wybuchła w ZSRR po śmierci Stalina a w Polsce po śmierci Bieruta. Znalazło to swój finał w wydarzeniach października 1956 roku. Powstanie czerwcowe zostało zresztą w tej walce wykorzystane.
Skomentuj artykuł