Tęsknota nie do ugaszenia
Myślę o swoich tęsknotach, o tych największych - o chęci posiadania pewności, że jestem wystarczająco dobra, wystarczająco piękna.
Wiem, skąd pochodzą te tęsknoty, wiem, że u ich podłoża jest niespełniona miłość ze strony ojca, że gdyby był w odpowiednim momencie i w odpowiednim czasie, gdyby dawał mi tę pewność, mogłoby być inaczej. I myślę o nowym Życiu, które noszę w sobie. Uświadamiam sobie, że jest we mnie lęk o to, że jako rodzice popsujemy w tym dziecku Boże życie. Jest we mnie pragnienie, aby to dziecko było pozbawione wątpliwości, które ja noszę w sobie niemalże od zawsze. Aby miało w sobie naturalną pewność swojej dobroci i piękna. Chcę, aby wiedziało o naszym zachwycie nad nim, o swojej niezwykłej wyjątkowości.
Wiem, że to niemożliwe, aby nasze dzieci nie miały w sobie tej pewnego rodzaju skazy. Że my, będąc grzeszni, nie będziemy potrafili dać im tylko dobroci. A jeśli nawet damy wiele, inne sytuacje i inni ludzie mogą je zranić. Jest we mnie bunt z powodu takiego stanu rzeczy. Ale przecież nie jest to nasza wina. Że nasza dusza, nasza psychika jest z natury zraniona - grzechem pierworodnym. I że skaza zostanie do końca. Że tęsknota jest nie do ugaszenia. Może właśnie na tym polegać ma świętość jako cel naszej drogi. W życiu na ziemi nie dostaniemy pewności. Ale może w niebie już tak. Może niebo to takie trwanie w pewności bycia ukochanym do końca. A być ukochanym do końca to przecież niepodważalna pewność bycia dobrym i pięknym…
Skomentuj artykuł