Muzykoterapia dla każdego?
No właśnie, podkreślić należy, że terapia – w tym muzykoterapia – to przecież leczenie, czyli postępowanie, którego celem jest przywrócenie równowagi organizmu dotkniętego chorobą! Kto zatem może być lekarzem, terapeutą w XXI wieku? Każdy, kto ma pacjentów. Do leczenia muzyką, i to naprawdę chorych ludzi, brali się już przedstawiciele bodajże wszystkich zawodów. Efekty bywały różne. Najczęściej poza wodą zamiast mózgu i lżejszym portfelem pacjenci nie doznawali poważniejszych skutków „leczenia”. Ale bywało gorzej.
Jeden z „muzykoterapeutów”, z wykształcenia hydraulik, spowodował jednoczesny atak epilepsji u kilkorga małych dzieci z rozpoznanym dziecięcym porażeniem mózgowym. Nie wiedział, że u tej grupy chorych zawsze występuje ryzyko sprowokowania ataku epilepsji poprzez stymulację różnymi bodźcami, również dźwiękowymi (w szkołach dla hydraulików tego nie uczą). „Muzykoterapeuta” wykorzystał w zajęciach misy dźwiękowe, których brzmienie, tzw. wielotony, spowodowały tę niebezpieczną sytuację. Kto ponosi odpowiedzialność za ten i podobne wypadki? Rodzice! Poprosili osła, żeby pisał wiersze – osioł się zgodził! A wystarczy przecież zachować pierwszą zasadę przysięgi Hipokratesa: „Przede wszystkim nie szkodzić” – okazuje się, niestety, że to nie zawsze jest takie proste. Kłopot w tym, że jako rodzice możecie się państwo spotkać nawet z dyplomowanym muzykoterapeutą, który nie pomoże, ale zaszkodzić potrafi…
Jak to działa?
Muzyka ma wpływ na nasz stan fizyczny i psychiczny. Można zatem muzykować nie tylko dla przyjemności, ale też w celach leczniczych. Pod warunkiem, że wiemy, co chcemy osiągnąć, i wiemy, jak to zrobić.
Puls muzyczny, tempo może spowodować reakcję naszego organizmu: zmianę tętna, ciśnienia krwi. Jeśli to jest 60-80 uderzeń na minutę, nic złego się nie dzieje. Ale nasze dzieci słuchają techno, disco, czyli 120, a nawet 160 uderzeń na minutę. Czy to szkodzi? Nie, jeśli nie słuchamy takiej muzyki zbyt długo.
Zamiast opisywać wpływ muzyki na reakcje chemiczne zachodzące w naszym organizmie, a mam o tym jeno bardzo blade pojęcie, zaproponuję państwu bezpieczne sposoby wykorzystania muzyki do relaksu i koncentrowania uwagi.
Najważniejszym „muzycznym lekarstwem” jest cisza. Żyjemy w cywilizacji akustycznego brudu. Nie chodzi tylko o hałas na ulicach dużych miast – na to nie mamy wpływu. Akceptujemy wokół siebie telewizory włączone przez cały dzień, nasze dzieci w szkole w czasie przerwy przebywają w ogromnym hałasie. Po powrocie do domu często pierwszą czynnością po umyciu rąk bywa włączenie radia, z którego wylewa się odhumanizowana, elektronicznie odmierzana muzyka, jakieś durne listy przebojów (większość ludzi decydujących o tym, czego słuchamy, nie ma ani wykształcenia, ani odrobiny gustu muzycznego). Otaczająca nas zewsząd „tapeta dźwiękowa” powoduje obniżenie poziomu wrażliwości, umiejętności słuchania muzyki. Zatem słuchajmy muzyki świadomie i nie przez cały dzień.
Jak wykorzystać muzykę do koncentracji? Na początek proponuję państwu wolne części koncertów barokowych, np. cyklu „Cztery pory roku”. Można tej muzyki słuchać, jak proponują niektórzy, przed odrabianiem lekcji i w jego trakcie (lub innej pracy umysłowej). Można też, co polecam, przeznaczyć kilka minut na posłuchanie krótkiego utworu tylko przed przystąpieniem do pracy. Jeśli umiemy skupić się na muzyce, to damy sobie radę z lekcjami. Takie same wolne części utworów barokowych, grane przez orkiestrę smyczkową, doskonale nadają się do relaksu. A jeśli nasze dzieci nie polubią Vivaldiego, niech słuchają „swojej” muzyki – byle wolnej i niezbyt głośno odtwarzanej!
Nie zmieściła się tu nawet cząstka tego, co chciałem napisać. Ale jeszcze kilka zdań muszę dodać. Czy w ogóle muzyką można leczyć i kto to powinien robić? Rzadko zdarza się lekarz o kwalifikacjach pozwalających na prowadzenie zajęć muzycznych. Muzycy zazwyczaj nie mają kompetencji w dziedzinie medycyny. Dlatego najodpowiedniejsze do muzykoterapii są zespoły, w których pracują zarówno lekarze, jaki i muzycy. Jako muzyk nie będę czytelnikom doradzał, jak samodzielnie (w kuchni?) wykonać operację usunięcia wyrostka robaczkowego, i nie chcę czytać opinii lekarzy na temat metod kształcenia słuchu harmonicznego dzieci. Róbmy swoje, to znaczy to, na czym się znamy.
Skomentuj artykuł