Pierwsze trzy sekundy po Zmartwychwstaniu
Pierwsze trzy sekundy po Zmartwychwstaniu - z o. Czesławem Gadaczem, kapucynem mieszkającym w klasztorze w Manoppello, rozmawia Urszula Jagiełło.
O. Czesław Gadacz: Tak. Jest to chusta (a raczej jej ocalały fragment), którą położono na twarzy Jezusa w czasie pogrzebu. Nie wiem, jakie było znaczenie tego starożytnego zwyczaju, jednak musi być ono ważne, skoro przypomniano jego istnienie podczas pogrzebu papieża Jana Pawła II.
Zgodnie z żydowskimi zwyczajami pogrzebowymi ciało zmarłego owijano w różne płótna. Wiele relikwii z pogrzebu Jezusa przechowujemy do dziś i dzięki nim mamy możliwość zrekonstruowania sposobu, w jaki pochowano naszego Pana. Na przykład w Hiszpanii, w miejscowości Oviedo, przechowywana jest lniana chusta z widocznymi plamami krwi. Badacze stwierdzili, że są to ślady krwotoku z ust, nosa i z kłutych ran na głowie. Ta chusta służyła do zatamowania krwi i surowicy, które zalegały w płucach Jezusa, kiedy ściągano Go z krzyża. Żydzi wiedzieli, że krew należy otaczać szacunkiem i nie chciano dopuścić, żeby spłynęła na ziemię. Kiedy zdjęto Jezusa z krzyża, miał on głowę owiniętą chustą i tak złożono Go na lnianym płótnie - znanym dzisiaj jako Całun turyński.
Wśród syndologów, czyli badaczy Całunu, jest botanik żydowskiego pochodzenia Avinaam Danin, którego poproszono o zbadanie śladów roślin, gałązek i kolców obecnych na tej tkaninie. Po dokładnych badaniach opisał on, w jaki sposób przebiegał ryt pogrzebowy człowieka owiniętego w to płótno. W Palestynie, skąd pochodzi Całun, zmarłego składano na płótnie i obsypywano go zakupionymi zgodnie ze zwyczajem kwiatami i nasionami. Kupowano je na rynku, były specjalnie wyselekcjonowane i dobrane. Całun turyński dowodzi, że pogrzeb musiał odbywać się w pośpiechu, ponieważ kwiaty i nasiona, którymi starano się upiększyć ciało Jezusa, różnią się od tych kupowanych specjalnie na pogrzeb. W tym przypadku użyto zwyczajnych polnych kwiatów. Zapewne zbierano je w drodze do grobu i próbowano nimi ozdobić ciało. To zgadza się z opisem, jaki mamy w Ewangelii, bo przecież czytamy, że pogrzeb Jezusa odbywał się w pośpiechu. Nikt się nie spodziewał, że Jezus zostanie ukrzyżowany, nie przygotowano więc wcześniej wszystkiego, co potrzebne było do pogrzebu.
W Niemczech i we Francji odnaleziono jeszcze dwa przedmioty, które również, jak wierzymy, służyły do pochówku Jezusa. W grobie, miejsce, na którym miało spocząć Jego ciało, wyścielono najpierw lnianym płótnem, a potem na nim położono jeszcze jedną tkaninę: chustę bisiorową. Była ona takiej samej wielkości jak Całun turyński. Przechowuje się ją do dzisiaj w Niemczech, w Kornelimϋnster. Głowę Jezusa owinięto jeszcze jedną chustą, nasączoną różnymi wonnościami i balsamami. Miała ona za zadanie podciągnięcie żuchwy - zamknięcie jamy ustnej. Chusta ta przechowywana jest we Francji, w miejscowości Cahors, i zwana jest Czepkiem z Cahors. Chusta przechowywana w naszym klasztorze była położona na twarzy Jezusa po tym, jak został On już owinięty wszystkimi tymi płótnami i chustami, o których wspomniałem.
Jeśli chodzi o usta, to są one otwarte tak, jak u człowieka, który właśnie bierze oddech. Lekarze przyglądali się tej relikwii i podświetlając ją pod odpowiednim kątem, zauważyli na twarzy plamy pośmiertne, a potem, zmieniając jeszcze raz kąt padania światła, zobaczyli, że na tej twarzy widać znamiona budzenia się ze śpiączki, wychodzenia z letargu.
Szczególnie po silnych zaczerwienieniach na policzkach i czole. Jeden z ginekologów tłumaczył, że takie same zaczerwienienia można zauważyć u noworodka, który zaczyna oddychać płuckami. Wiele można wyczytać też z ułożenia oczu Chrystusa. Są bardzo szeroko otwarte, gałki oczne zwrócone są ku górze tak, że białka są całkowicie widoczne, a źrenice zwężone, jak u człowieka, który przebywając w ciemności, nagle zostaje oślepiony mocnym światłem. Można powiedzieć, że na Chuście z Manoppello widzimy pierwsze sekundy zmartwychwstania Pana Jezusa - chwilę, kiedy rodzi się do nowego życia.
Na Całunie turyńskim mamy obraz ciała zmarłego Jezusa, wytworzony z krwi, potu, zanieczyszczeń, olejów używanych do pochówku i nieznanego nam promieniowania, które spowodowało, że ciało Jezusa jakby wtopiło się w materiał. Natomiast na naszej Chuście wizerunek jest wytworzony tylko przez promieniowanie. Chustę bisiorową można by porównać do kliszy fotograficznej. Promieniowanie, które wydobywało się z ciała Jezusa w momencie jego zmartwychwstania, naświetliło tę kliszę i wytworzyło obraz.
Z badań wynika, że na niej nie ma śladów pigmentów farby. Zresztą staje się to oczywiste, gdy weźmie się pod uwagę materiał, z którego chusta jest zrobiona - bisior morski. On nie wchłania wody, więc malowanie na nim jest niemożliwe. Poza tym, czy zwykła akwarelka wytrzymałaby próbę czasu? Z pewnością nie. W historii sztuki nikt nigdy nie malował na bisiorze, nikt nigdy nie wykonywał obrazów dwustronnych, w formie przezrocza, i nie znana jest nam technika, w jaki sposób ten obraz mógłby powstać. Być może dzisiaj można by użyć techniki laserowej, ale w 1638 r. nikt nie znal laserów czy fotografii, a my mamy ten obraz w naszym kościółku właśnie od tego czasu.
Ponadto obraz na Chuście nie ulega procesowi przebarwienia - utlenianiu, jak to się dzieje z normalnymi obrazami, które z czasem ciemnieją i muszą podlegać restauracji. Trzeba też powiedzieć, że wizerunek ów wykracza poza kanony sztuki. W sztuce zazwyczaj dąży się do jakiejś harmonii, proporcji, tutaj nie. Oblicze, które widzimy, jest zdeformowane, nos przekrzywiony. Kto malowałby Boga w ten sposób? Boga maluje się liniami perfekcyjnymi, formami harmonijnymi, zachowując proporcje, by ukazać doskonałość. Na Chuście widzimy twarz człowieka pokrytą jakimś przezroczystym welonem, zniekształconą, z ranami, opuchnięciami.
Sam miałem podobne wrażenie, kiedy pierwszy raz widziałem tę relikwię. Przyglądałem się Chuście i w duchu myślałem: "Coś ta twarz za mała. To wydaje się jakąś akwarelką, a oni wymyślają jakieś niesamowitości". Ale kiedy na drugi dzień na nowo się jej przyglądałem, stanąłem jak wryty. Tym razem twarz wydawała mi się nieproporcjonalnie duża. To było zadziwiające. Chusta umieszczona jest między dwiema szybkami, w relikwiarzu przypominającym monstrancję. Obraz zmienia się w zależności od zmiany pozycji światła. Zmieniają się nie tylko kolory, z ciemnoczerwonego w żółty, zielony czy bezbarwny, ale też samo oblicze, np. znikają zęby, ukazują się pofałdowania materiału, zmieniają się ślady ran.
Wiele teorii na temat tego wizerunku musimy jeszcze potwierdzić naukowo. Jak na razie możemy powiedzieć, że twarz mężczyzny z Manoppello odpowiada dokładnie tej z Całunu turyńskiego. Badania te polegają na porównaniu wizerunków przez ich nakładanie, zwane suprapozycją. Przeprowadziła je jako pierwsza siostra Blandina. A wszystko zaczęło się od jej zainteresowań ikonami. Pisząc je odkryła ich podobieństwa z Całunem, a potem z Chustą z Manoppello. Siostra Blandina nałożyła na siebie fotografie obydwu wizerunków. Wynik był fenomenalny. Postać, która na obrazie z Całunu turyńskiego tworzy odbicie twardych części ciała i kości, po nałożeniu obrazu z Manoppello nabiera pełni. To, co było tylko plamami, zaczyna wyglądać jak twarz człowieka. Te obrazy idealnie sobie odpowiadają. Tymi spostrzeżeniami podzieliła się z o. Pfeifferem, jezuitą i profesorem Uniwersytetu Gregoriańskiego w Rzymie. I tak zaczęła się historia badań Chusty.
Badania wciąż trwają, nie bez trudności. Jedną z nich jest to, że ów skrawek Chusty jest zamknięty między dwoma szybkami i to dość szczelnie. Nie wolno nam otworzyć tych szybek, ponieważ istnieje ryzyko, że Chusta w zetknięciu ze świeżym powietrzem mogłaby się zamienić w proch.
W Manoppello pojawiła się w 1527 r., ale zanim trafiła do naszych rąk w 1638 r., przez około 100 lat była w rękach prywatnych osób. Przez 10 lat przechowywał ją pewien żołnierz, Pankracjo Petrucci - w tym czasie uległa znacznemu zniszczeniu. Na szczęście, gdy Pankracjo został zamknięty w więzieniu, jego żona sprzedała obraz. Nabył go aptekarz z Manoppello i przekazał go braciom kapucynom. Chusta była bardzo zniszczona. Właściwie prawie cała się kruszyła i z materiału o wymiarach 40 na 40 cm, uratowała się tylko mała centralna część. Co ciekawe, nienaruszona została tylko ta część chusty, na której widnieje twarz Jezusa.
Wiara w Boga rodzi się ze słuchania, poznawania Go. Apostołowie, opowiadając o Zmartwychwstaniu, wcale nie pokazywali relikwii Jezusa. Oni po prostu przepowiadali - głosili Zmartwychwstanie. To z tego rodzi się nasza wiara. Przecież jeśli pokażemy Chustę z Manoppello komuś, kto nic nie wie o chrześcijaństwie czy o Chrystusie, to sam jej widok nic nie zmieni w jego życiu. Popatrzy tylko i powie: "Fajne!". Ale dopiero z pytania: "A kto to i dlaczego tak wygląda?" może zrodzić się zachwyt i wiara.
Trzeba też uważać na sentymentalizm związany z relikwiami: "Zobaczyłem prawdziwe oblicze Jezusa, więc niebo mam zapewnione". Nie. Wielu Jezusa widziało i nie uwierzyło. Koncentrując się na przedmiotach, jakimi są relikwie, można zapomnieć o źródłach wiary: Słowie Bożym, Tradycji Kościoła i Sakramentach. Niemniej relikwie Chrystusa potwierdzają historyczność Jego osoby, którą tak często starano się podważyć. A jeśli jeszcze dodamy, że jest to relikwia Chrystusa Zmartwychwstałego, to widzimy, że już nie tylko męczennicy, ale i sam Chrystus chce nas przekonać o tym, że istnieje życie po śmierci.
Dla mnie Chusta nabrała znaczenia, kiedy po pierwszym zaciekawieniu, zacząłem zbierać o niej informacje. Rozmawiałem z naukowcami, którzy do nas przyjeżdżali i przyjeżdżają. Czytałem książki: Paula Baddego, Andreasa Rescha, Saverio Gaeta. Dzięki tym wszystkim rozmowom i przeczytanym książkom wiem, że obraz ten kryje w sobie wielką tajemnicę. Ostatecznie o wartości tej relikwii przekonał mnie Jan Ewangelista, który mówi w swojej Ewangelii: Zobaczyłem i uwierzyłem! (por. J 20, 8).
Istnieją opowieści z VI w. mówiące, że Maryja była w posiadaniu Chusty z odbitą twarzą Jezusa. Wieczorami, gdy się modliła, rozkładała tę Chustę i wpatrywała się w nią. To jej pomagało znieść czas rozłąki z Synem.
Chustę z Manoppello można porównać do fotografii zmarłej osoby, którą się bardzo kochało czy kocha. Stawiamy ją w widocznym miejscu i kiedy na nią patrzymy, odżywają wszystkie uczucia, wspomnienia z nią związane, wszystkie rozmowy, spotkania. Kiedy patrzymy na twarz Zmartwychwstałego, możemy przypominać sobie życie naszego Zbawiciela i ciągle sobie uświadamiać na nowo, że nie ma sytuacji bez wyjścia, bo istnieje Zmartwychwstanie.
Wielu pielgrzymów mnie o to pyta. Czy obraz czyni cuda? Na pewno nie obraz, ale Ten, którego on przedstawia - Jezus Chrystus. Niedawno pewna kobieta po spowiedzi powiedziała mi: "Ojcze, zostałam uzdrowiona przez Święte Oblicze. Byłam sparaliżowana, jeździłam na wózku inwalidzkim, miałam problemy z kręgosłupem, lekarze nie dawali mi żadnej nadziei. Zaczęłam się modlić do Świętego Oblicza. Mój mąż postanowił przywieźć mnie do sanktuarium. Gdy się tu znalazłam, od razu poczułam się lepiej. Modliłam się i patrzyłam na Jego oblicze, a raczej prosto w Jego oczy.
Wróciliśmy do domu, przygotowałam się do kąpieli. Podjechaliśmy wózkiem do prysznica. Procedura była ta sama jak zawsze, mąż musiał mnie unieść i posadzić w kabinie pod prysznicem. Tym razem, kiedy mnie objął i uniósł w swoich ramionach, wózek przedwcześnie jakby się wyśliznął spode mnie, mało nie upadliśmy. Mąż, trzymając mnie w ramionach, odwrócił się, by mnie przenieść do kabiny, zauważył, że jestem jakaś lżejsza niż zawsze, więc chciał nogą na nowo przyciągnąć wózek. W tym momencie zauważył, że stoję o własnych siłach, wykrzyknął: »Mario, ty sama stoisz!« Dzisiaj, widzi Ojciec, nie ma żadnego śladu po paraliżu. Powróciłam do życia dzięki Świętemu Obliczu!".
*O. Czesław Gadacz - kapucyn, mieszka i pracuje w klasztorze w Manoppello, odpowiedzialny za pielgrzymki przybywające do sanktuarium z Polski
Skomentuj artykuł