Śmierć jest częścią życia
Rozpocząłem pisanie tego wstępu od słów bohatera filmu „Forrest Gump”, który kilka razy powtarzał to zdanie, podobnie jak inne, za swoją matką: Życie jest jak pudełko czekoladek, nigdy nie wiesz, na co trafisz. Śmierć stanowi, oprócz narodzin, najważniejsze wydarzenie, do którego dojrzewamy każdego dnia.
Śmierć jest obecna w życiu na wiele rozmaitych sposobów, choćby we śnie, w którym tracimy kontrolę nad naszą świadomością, myślami i zastygamy w bezruchu. Jest także obecna w ciągłym przepływie czasu, nad którym nie możemy zapanować. Przypomina nam, że nie ma nic stałego na tym świecie. Tych, którzy byli z nami wczoraj, dzisiaj już nie ma albo są inaczej, otuleni płaszczem wieczności, której my nie przenikamy. Obecność śmierci ujawnia się także w pokonywaniu życiowych kryzysów, przyzwyczajeń, przesądów i słabości. Jeśli chcemy kochać innych ludzi, to musimy obumierać dla egoizmu i wygodnictwa. Bez wątpienia sens własnej śmierci nadajemy przez sens naszego codziennego życia.
Lęk przed śmiercią dotyczy nie tylko samego dochodzenia do niej, ale wynika również z niepewności, co czeka nas za jej progiem. Wiąże się z obawą utraty tego wszystkiego, co było radosnym i smutnym doświadczeniem w ziemskim życiu. Boimy się, czy w przyszłym życiu odnajdziemy siebie oraz swoich bliskich, tych, którzy nas kochali i których my kochaliśmy. Aby oswoić się z myślą o śmierci, potrzebne jest rzeczywiste doświadczenie trwałej nadziei, która jest realna i wiarygodna przynajmniej tak samo jak obawy drzemiące w sercu. Nie chodzi tutaj o nadzieję byle jaką, że jakoś to będzie, nie chodzi o nadzieję, która spełnia się we wspomnieniach, książkach czy dziełach rąk oraz umysłu. Chodzi o rzeczywiste rozwiązanie osobistego problemu śmierci. Jest ona rodzajem tunelu, który przechodzimy, by jak najszybciej przedostać się do światła. Doświadczenie i świadomość końca nie jest ani wyjaśnieniem, ani ostatecznym opisem tajemnicy człowieka. To by oznaczało, że nasze istnienie jest absurdalne w sensie ostatecznym.
Nie zostaliśmy stworzeni, by tułać się w czasie z piętnem przemijalności i zniszczenia. Żadne namiastki nie wypełnią naszej tęsknoty za życiem wiecznym. Zostaliśmy ukształtowani z pragnieniem nieśmiertelności, życia, które nie zna zachodu. Wszystkie religie prowadzą nas w stronę wieczności swoimi oryginalnymi drogami, ale jako chrześcijanie wierzymy, że to Jezus Chrystus otworzył bramy życia wiecznego, tego życia, dla którego zostaliśmy ostatecznie stworzeni. Nasz Bóg nie jest Bogiem umarłych, ale żywych. Zmartwychwstanie Chrystusa jest nie tylko jego prywatnym losem, ale także ukazaniem perspek-tywy życia każdego człowieka. My naszej nadziei nie opieramy na pobożnych życzeniach, ale na doświadczeniu Osoby, która ze śmierci wyprowadziła życie.
Od wielu lat trwa w Polsce, wspierana również przez media, akcja pod hasłem: „Hospicjum to też życie”. Odnajduję w tych słowach głęboką myśl: po pierwsze, śmierć jest nieodłącznym elementem życia i należy ją w mądry sposób oswajać. Hospicjum jest dane, by pomóc przejść na drugą stronę. Nie jest to droga w wieczną pustkę, ale w ramiona Miłości. Drugi człowiek ogromnie potrzebuje wsparcia w tej sytuacji, bo tajemnica śmierci zawsze przerasta, a czasami wręcz przeraża. Potrzeba wtedy bliskiej obecności; samo trwanie stanowi już ogromne wsparcie. Trzeba też pamiętać, że przechodzenie na drugi brzeg to przestrzeń do głoszenia radosnego orędzia o wieczności, w której Pan Bóg czeka z otwartymi ramionami. Właśnie tego ludzie często pragną najbardziej, od czego my próbujemy ich za wszelką cenę uchronić. Tylko to orędzie może ostatecznie oswoić śmierć.
Skomentuj artykuł