Ufność zamiast bojaźni i drżenia
Nie martwcie się o swoje życie, o to, co macie jeść i pić, ani o swoje ciało, czym się macie przyodziać. […] Przecież Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie. Starajcie się naprzód o królestwo Boga i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane (Mt 6, 25. 32-33).
Lęk to uczucie znane każdemu żywemu stworzeniu. To doświadczenie wspólne ludziom i zwierzętom. Stojąc w obliczu zagrożenia, stosujemy różne strategie przetrwania, które oscylują między ucieczką a agresją. W odróżnieniu jednak od zwierząt, ludzie znają jeszcze strach „drugiego stopnia”, lęk przetworzony społecznie i kulturowo, określany jako „lęk pochodny”. Kieruje on ich życiem niezależnie od tego, czy występuje bezpośrednie zagrożenie. Z lękiem przed światem się rodzimy, a z lękiem przed śmiercią umieramy.
„Lęk” to „nazwa, jaką nadajemy naszej niepewności: naszej niewiedzy o zagrożeniu i o tym, co należy zrobić – co można, a czego nie można – żeby go natychmiast opanować albo odeprzeć, jeśli opanowanie go jest ponad nasze siły” – pisał Zygmunt Bauman.
Przyzwyczajeni jesteśmy sądzić, że największym zagrożeniem dla wiary człowieka są wątpliwości, gdyż mogą one doprowadzić do zwątpienia, a nawet niewiary. Wydaje nam się bowiem, że wiara to kwestia „głowy” – rozumu. Wychowywani na uczeniu się katechizmu, przez wiarę rozumiemy przyjęcie za prawdę tego, co Kościół naucza o Bogu. Oczywiście, chrześcijaństwa nie można zrozumieć, tracąc z oczu treści doktrynalne, a do istotnej misji Kościoła należy strzeżenie i wyjaśnianie depozytu wiary. Wiary jednak nie możemy sprowadzić wyłącznie do właściwych przekonań. Wierze bowiem bliżej do serca niż głowy. Nie chodzi tu o sprowadzenie wiary do irracjonalizmu (fideizmu) czy emocji, ale o podkreślenie, że największym zagrożeniem dla wiary jest lęk. Ponieważ o wiele łatwiej wierzyć w Boga, niż wierzyć Bogu. Centralnym aspektem wiary jest zaufanie.
Jezus często konfrontował swoich uczniów i słuchaczy z lękiem, jaki odczuwają w życiu, zadając im pytanie: Kto z was, martwiąc się, może choćby jedną chwilę dołożyć do wieku swego życia? (Mt 6, 27). Wielokrotnie powtarzał „nie martwcie się”, „nie lękajcie się”, wskazując, że postawy te idą w parze z „małą wiarą” (por. Mt 6, 25-34). Jeśli w naszym życiu dominuje lęk w różnych swoich postaciach, to w świetle Ewangelii musimy zadać sobie pytanie o jakość naszej wiary – o szczerość powierzenia swego życia Bogu. Mała wiara to synonim lęku. Jezus wskazuje nam, że miarą naszego zaufania Ojcu jest ilość lęku w naszym życiu. Dobra Nowina to ta, że dojrzewanie wiary rozumianej jako zaufanie Bogu uwalnia nas od lęku i niepokoju. Wiara jako radykalne zaufanie Bogu nie jest protezą na ludzkie bolączki, ale wyzwala nas z kokonu lęku, z którym przychodzimy na świat i w którym możemy szukać schronienia przed przemijaniem i śmiercią.
Co w takim razie należy zrobić z lękiem przed Bogiem? Biblia nie odróżnia między lękiem i przerażeniem z jednej strony a właściwą ludziom bojaźnią Bożą z drugiej. Bóg nie jest tylko i po prostu „miłością”, lecz w pierwszym rzędzie Jego objawienie się budzi przerażenie. Boża chwała i niepojęta wielkość stanowią przede wszystkim coś przerażającego i wzbudzającego lęk. Jak pisze znany egzegeta Klaus Berger, „kto tego nie doświadczył, ten nie ma żadnego pojęcia o biblijnym Bogu. Kto próbuje to zamaskować, ten chyłkiem przemyka obok tego, co może okazać się właśnie początkiem nowego, realistycznego spojrzenia na świat i człowieka”.
Ewangelia nie byłaby Dobrą Nowiną, gdyby jedyną postawą wobec Boga stały się bojaźń i drżenie. Wręcz przeciwnie, nazywając Boga Abba, Jezus wskazał nam, jak mamy na Niego patrzeć i odnosić się do Niego. Orędzie wielkanocne jest orędziem pokoju: Pokój zostawiam wam, pokój mój daję wam (J 14, 27). Jeśli mamy „zanurzyć się w śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa” po to, żeby się „narodzić na nowo” (por. J 3, 1-22), to przemiana ta może się dokonać jedynie poprzez śmierć „starego człowieka” żyjącego w lęku przed całkowitym powierzeniem się Bogu.
Symbolem tego procesu i zapowiedzią zwycięstwa jest krzyż. Jezus mówi: Kto nie dźwiga swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem (Łk 14, 27), ten nie jest Mnie godzien (Mt 10, 38). Niektórym ludziom lęk towarzyszy w życiu w nieproporcjonalny i irracjonalny sposób, objawiając się cierpieniem i chorobą. Takim osobom potrzebna jest fachowa, psychologiczna pomoc. Jednak nie tylko życie emocjonalne, ale i życie duchowe może cierpieć wskutek zdominowania go przez lęk. Czasami potrzebna będzie terapia, aby uwolnić się od „demonicznego obrazu Boga”.
To tylko jedna strona. Ponieważ zło i lęk to „bliźnięta syjamskie”, tylko wiara oparta na Bogu jest w stanie uwolnić nas od nich. To jeden z najważniejszych powodów, dla których warto świadomie potraktować swoje życie duchowe i nie bać się zaangażowania w pracę nad jego rozwojem. Zostawiona została nam przecież zachęta Mistrza, aby ufać, a nie odczuwać bojaźni i drżenia…
Skomentuj artykuł