Dawid Ogrodnik o wcieleniu się w ks. Kaczkowskiego. "Najgłębsze przeżycie, jakiego doświadczyłem w byciu aktorem"
Dawid Ogrodnik wcielając się w ks. Jana Kaczkowskiego w filmie „Johnny” doświadczył wiele trudnych, ale i pięknych momentów. Musiał dogłębnie poznać tę niezwykłą postać, zajrzeć do jej wnętrza i robić to, czym na co dzień zajmował się kapłan – być obecny wśród umierających. O ks. Kaczkowskim i przygotowaniach do filmu „Johnny” Dawid Ogrodnik opowiada w książce „Koniec gry” (Wydawnictwo MANDO).
Spotkanie z rodziną ks. Kaczkowskiego
- Z bardzo wieloma trudnymi sytuacjami zetknąłem się podczas pobytu w Pucku i kręcenia filmu „Johnny” – przyznaje aktor Dawid Ogrodnik w rozmowie z Damianem Jankowskim. Jakie to były sytuacje? Z pewnością spotkanie się artysty z rodziną ks. Jana Kaczkowskiego podczas ostatniego dnia zdjęciowego do produkcji, w której bliscy kapłana także zagrali.
- Nie wiem, czym jest dla rodzica oglądanie kogoś, kto przypomina ich zmarłego syna. Wyobrażam sobie, że może być to trudne. Trudne nie znaczy nieprzyjemne – mówi Dawid Ogrodnik i przyznaje, że przebywanie wśród bliskich ks. Kaczkowskiego niezwykle go poruszyło i wielokrotnie odbierało mowę, „gdy emocje ściskały mi gardło”.
Artysta podkreśla, że zawsze trudne są momenty, kiedy spotyka się z osobami bliskimi ludzi, w których musi się wcielić. Przyznaje, że swoją grą nie chce nikogo skrzywdzić, ani urazić, ale gdy przychodzi mu zagrać kogoś w filmie, „ostatecznie ukazuję moją subiektywną ‘prawdę’ o człowieku, którego przedstawiam”.
Okładka książki "Koniec gry. Dawid Ogrodnik"
Wcielając się w postać charyzmatycznego kapłana, ks. Kaczkowskiego, aktor grał go nawet wtedy, gdy przebywał poza planem filmowym. W książce wspomniany jest moment przybycia na plan zdjęciowy redakcji Dzień Dobry TVN. Podczas rozmowy z dziennikarzami Dawid Ogrodnik zachowywał się tak, jakby na ich pytania odpowiadał sam ksiądz Jan.
"Taki właśnie był Jan Kaczkowski"
- Jeżeli ktoś mi płaci za to, żebym przychodził do pracy i wykonywał ją najlepiej, jak potrafię, to czy są media, czy ich tam nie ma, moja postawa pozostaje niezmienna – komentuje tę sytuację artysta. Jednak w tamtej rozmowie z dziennikarzami kryło się coś więc. Aktor rzeczywiście wcielając się w postać kapłana, chciał przyjąć tych ludzi tak, jak zrobiłby to ks. Kaczkowski.
- Przyjąłem media serdecznie i z pewną rozwagą, gdyż taki właśnie był Jan Kaczkowski. Wiedziałem, że tę chwilę będę mógł wykorzystać, by nie tylko przypomnieć widzom TVN-u jego postać, ale przede wszystkim powiedzieć kilka ważnych słów o bliskości – tłumaczy Ogrodnik.
Zbudowanie bliskości z bohaterami, w których wciela się artysta jest dla niego jednym z kluczowych zadań. Tę bliską więź musiał także stworzyć z księdzem Kaczkowskim. Pomogła mu w tym obecność wśród umierających, podarowanie im swojego czasu czyli zrobienie tego, co przez znaczną część życia robił ks. Jan.
- Czas – coś najcenniejszego, co możemy podarować drugiemu człowiekowi – mówi Dawid Ogrodnik i dodaje „Obcowałem z umierającymi. Mogłem robić im zakupy, komuś pójść po papierosy, z kimś innym wyjść na spacer. Jednak to sama obecność była zarówno dla nich, jak i dla mnie najcenniejsza”.
Najczulsze i najgłębsze przeżycie
Artysta przyznaje, że wcielenie się w postać ks. Jana było dla niego jak dotąd najczulszym i najgłębszym przeżyciem, jakie doświadczył w swojej aktorskiej karierze. Ogrodnik przywołuje w książce scenę z filmu „Johnny”, kiedy jako ksiądz Kaczkowski czuwa przy umierającym człowieku, przepełnionym lękiem i strachem. Czyta temu człowiekowi wezwania z litanii, wymyśla jakieś historie, próbuje pocieszyć, jednak to nie pomaga, nie uspokaja go.
Tę scenę artysta przeżył bardzo osobiście i wyznaje, że po jej zakończeniu poczuł się przygnębiony, bezradny, ponieważ chciał pomóc umierającemu, ale nie potrafił, nie mógł tego zrobić. - (…) na granicy rozpaczy dochodzi do mnie, że i Jan musiał odczuwać takie emocje – mówi Dawid Ogrodnik.
- Zostało to we mnie [ta scena - przyp. red.] na kilka dni, aż wreszcie zrozumiałem, że muszę się z tym pogodzić. Nie wszystkim można pomóc, nie każdy chce, by mu pomagano. Pomimo trudnych emocji muszę to zaakceptować i nie brać za to odpowiedzialności. Dumałem nad swoim życiem, analizowałem je, zadałem też sobie pytanie o własną śmierć. O to, co bym zrobił, gdybym się dowiedział, że wkrótce umrę…
Skomentuj artykuł