Jacek Siepsiak SJ: Myślenie, że cały czas ma być tak samo jak na początku, jest belką w oku
"Kiedy mówi się, że ktoś (zwłaszcza kobieta) zachował cnotę, to wielu myśli jedynie o dziewictwie. Nawet gdy należymy do ludzi, którzy wiedzą, że współżycie małżonków może być czyste, to i tak nie jesteśmy wolni od ograniczonego rozumienia czystości" - pisze o. Jacek Siepsiak SJ w książce "Belki z oka, czyli nietypowy rachunek sumienia", której fragment publikujemy.
Zasadniczo w czystości chodzi o czystość intencji. Nie powinienem mieć ukrytych motywów, bo jestem wtedy nieszczery. Udaję bezinteresowność, a tak naprawdę zastanawiam się, jak zarobić bądź osiągnąć inną korzyść. Żądamy od ludzi jasnych i szczerych deklaracji. Chcemy, by byli czyści w swoich zamiarach. Wtedy możemy im zaufać, przyjąć do swojego zespołu. Rzeczywistość okazuje się jednak bardziej skomplikowana. Intencje są złożone. Bywają też nieświadome. Ludzie często są przekonani, że kierują się jasnymi zamiarami, a potem dostrzegają inne, trudniej do zrozumienia.
Wśród zakonników krąży takie powiedzenie: dla jednych powodów wstępuje się do zakonu, a dla innych nie występuje się z niego. Oznacza to, że motywacja z czasem się zmienia, choć to nie musi wiązać się z jej degradacją, a właśnie z dojrzewaniem i urealnianiem. Pierwotne intencje wcale nie musiały być nieczyste. Podobnie jest z małżeństwem czy zaangażowaniem społecznym. Myślenie, że cały czas ma być tak samo jak na początku, jest belką w oku. Nie pozwala ona na mądre towarzyszenie osobom, które chcą być czyste. Jednocześnie utwierdza w rozczarowaniu, które rodzi się z niezadowolenia zachowaniem kogoś, kto się zmienia. Tak naprawdę jest to ślepa uliczka, bo zamiast smakować pogłębianie się relacji oraz tworzyć ją poprzez własne dojrzewanie, złościmy się na to, że nie jest tak, jak to sobie kiedyś wyobrażaliśmy. A przecież dawne wyobrażenia nie mają szans wobec obecnych odkryć.
Okładka książki "Belki z oka, czyli nietypowy rachunek sumienia" (wyd. WAM)
Oschłość, bojaźń, zgorzknienie nie występują tylko pośród zakonnic i zakonników. Mogą się przydarzyć ludziom każdego stanu. Są wynikiem nieumiejętnie przeżywanej czystości. Skupiamy się na trwaniu w „pierwotnej miłości” rozumianej jako zespół emocji dających nam energię do podejmowania radykalnych decyzji. I oczywiście taki powrót do pierwotnej motywacji może być dobrymi rekolekcjami, które pozwolą nam przypomnieć sobie, co jest najważniejsze w naszym sposobie życia i służby. Nie powinien być jednak źródłem frustracji biorącej się z myślenia, że czyste jest tylko to, co było na początku, a to, co potem – już nie. Co więcej: jeśli nie pracujemy nad motywacją, jeśli nie wydobywamy na powierzchnię naszej świadomości nieznanych do tej pory intencji, to wtedy trwamy w swoistej nieczystości. Oszukujemy się, że czyści byliśmy wtedy, gdy wydawało nam się, że mamy jedną, prostą motywację. Bo to nieprawda, choć przyjemna.
Gdy Jezus mówi o tym, że powinniśmy stać się jak dzieci, to chyba nie chodzi Mu o naiwność. Raczej o szczerość. O szczerość wobec samego siebie. Wiem, że targają mną różne emocje i nie udaję, że tak nie jest. Nie udaję. Podobnie jak dziecko, które szczerze się śmieje i szczerze płacze. Udawana czystość jest belką w oku, która sprawia, że pozwalamy sobie np. na demonizowanie seksualności, straszenie płcią przeciwną, unikanie przyjaźni. Taka „czystość” nas spina i zamyka na relacje. A samotność podpowiada zbyt łatwe „rozwiązania”.
Czystość to także szczerość. To np. zgodność formy z treścią. Chcemy przekazać to, co mówimy, co wyrażamy. Specyficznym językiem jest język ciała. Współżycie seksualne to również konkretny komunikat. Zazwyczaj „mówi” on o wspólnocie całego życia. Dzielimy łoże, bo dzielimy też stół, dom, pieniądze itp. Wtedy ten komunikat jest czysty. Gdy służy np. do gwałtu, jest nieczysty, bo zamiast wyrażać wspólnotę życia, przekazuje coś zupełnie innego. Podobnie jest w przypadku prostytucji. To, co powinno być wyrazem oddania życia, próbuje być tylko przedmiotem handlu.
Stąd jeśli w małżeństwie za współżyciem nie idzie wspólnota domu, to wtedy kłamiemy, i to jest nieczyste. Ale jeśli mamy wspólnotę całego życia, ale z wyłączeniem otwarcia na bliskość seksualną, to też jest nieznośny fałsz. Bywa, że współżycie jest niemożliwe ze względów fizycznych czy psychicznych. Ewangelie mówią o „uczynieniu eunuchem” (por. Mt 19,12). A prawo kościelne uniemożliwia zawarcie małżeństwa przez osobę niezdolną do współżycia seksualnego. I do tego z prawnego punktu widzenia utożsamia zamieszkiwanie pod jednym dachem ze współżyciem, np. gdy ocenia się przed sądem, czy małżeństwo zostało w ogóle zawarte.
W Biblii „nieczysty” oznacza „niezdolny”. Na przykład ktoś zakaźnie chory jest niezdolny do przebywania w obozie. Niezdolna do współżycia jest kobieta w pewnych okresach. Nazywa się ich nieczystymi nie po to, by napiętnować, lecz aby wskazać, że wymagają specjalnego traktowania, często specjalnej troski i uwagi. Nazwanie nieczystym wskazuje na słabość, nie na zło. Jeśli nie zrewidujemy swojego patrzenia na czystość czy nieczystość, nie powrócimy do biblijnych korzeni tego sformułowania, to zamiast dawać czas na oczyszczenie, będziemy przekreślać.
Skomentuj artykuł