Jak modlić się w codzienności

Jak modlić się w codzienności
Jak modlić się w codzienności Wydawnictwo WAM
Logo źródła: WAM Stanisław Biel SJ, Dariusz Wiśniewski SJ / Wydawnictwo WAM

Modlitwa to nie monolog ani nawet dialog, lecz spotkanie. Spotkanie z kimś bardzo konkretnym, kto wchodzi w moje życie jako osoba, a więc jako Bóg Ojciec, Jezus Chrystus, Duch Święty. Jeżeli praktykujemy modlitwę, możemy się przekonać, że bez niej nie można żyć. Modlitwę można porównać do oddychania. Bez niej nasz duch pozostaje "niedotleniony" czy wręcz zduszony. (Autorzy)

Modlitwa jest czynnością. Tak jak każdą inną czynność możemy ją wykonać na wiele sposobów lub przynajmniej z różnym zaangażowaniem. Intensywność zaangażowania w modlitwę wyraża się nie tyle żarliwością, co wytrwałością i wiernością. Powiemy o tym szerzej, omawiając praktykę codziennej modlitwy. Teraz przyjrzyjmy się różnym sposobom modlitwy.

Refleksja nad formami modlitwy może stać się czynnością czysto akademicką. Studiowanie teoretyczne form modlitwy daje wiedzę, jednak nie przynosi owoców duchowych. Można wymyślić nieskończoną ilość form, lecz po co? Modlitwą trzeba się zajmować, o ile mamy na myśli praktykę. Bywa, że ciekawość popycha nas ku nowościom, ale nie zwracamy uwagi na istotę modlitwy.

Przez modlitwę rozumiemy tu wszelkie sposoby spotkania z Bogiem. Modlitwą jest liturgia i sprawowanie sakramentów, bo przecież one jednoczą nas z Panem. Modlitwą stają się wszelkie czynności wykonywane nie tylko dla, ale i ze względu na Boga. Dobre uczynki mogą stać się darem dla Pana, zgodnie ze słowami Jezusa: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili (Mt 25, 40).

DEON.PL POLECA

Czynność, którą nazywamy modlitwą, jest narzędziem, metodą, sposobem, a nie celem samym w sobie. Modlimy się, pragnąc spotkania z Osobami Trójcy Świętej, wspierając się pomocą Matki Bożej lub świętych.


Podstawowym rozróżnieniem, które pomoże nam uporządkować refleksję, jest podział na modlitwę indywidualną i wspólnotową. Najprostsze formy modlitwy są obecne w obu rodzajach. Dla wzrostu potrzebne są obie.

Modlitwa wspólnotowa: podczas Eucharystii, we wspólnocie czy ruchu religijnym, uczestnictwo w nabożeństwach przypomina nam, że jesteśmy częścią wspólnoty Kościoła. Uświadamia nam więź, jaka łączy nas z innymi; więź, której pragnął sam Chrystus: Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich (Mt 18, 20).

Pod pewnymi względami jest to łatwiejszy sposób. Wystarczy przyjść do świątyni, na spotkanie, a ktoś inny je poprowadzi. Wspieramy się na wspólnej modlitwie, gdy indywidualna słabnie w czasie kryzysu, w czasie pustyni.

Jednak modlitwa przeżywana jedynie we wspólnocie skutkuje z czasem mniejszą gorliwością, ograniczaniem własnego zaangażowania, rozmijaniem się z poruszeniami, które Duch w nas wywołuje.

Modlitwa wspólnotowa jest aktem jednoczenia modlitw indywidualnych. Jeśli tak nie jest, staje się tylko formą bez treści. Inaczej brzmi modlitwa zanoszona we wspólnych błaganiach! Osoba, która regularnie modli się indywidualnie, z łatwością i chętnie włączy się w modlitwę wspólnotową.

Oba rodzaje modlitwy: i wspólnotowy, i indywidualny, są niezbędne — i jeden drugiego nie zastąpi. Ponieważ więcej problemów wiąże się z indywidualnym sposobem modlitwy, poświęćmy mu więcej uwagi.

Gdy modlitwa jest łatwa, daje radość, przynosi wewnętrzny pokój, osiągamy koncentrację, wtedy czas na modlitwie szybko mija. Czujemy się umocnieni, spontanicznie rodzi się uwielbienie Boga, wdzięczność, prośby. Ale wiemy z doświadczenia, że nie zawsze tak jest. Doświadczamy również trudności:  towarzyszy nam pośpiech, nerwowość, spoglądanie na zegarek, myśl o tysiącach spraw, które nas czekają.

Te trudności podczas modlitwy mają zazwyczaj dwa źródła: zewnętrzne i wewnętrzne.

                   

Źródłem rozproszeń zewnętrznych są okoliczności, które wpływają negatywnie na modlitwę, a więc: zmęczenie fizyczne i psychiczne, nieodpowiednie miejsce lub czas modlitwy, brak koncentracji i nerwowy styl życia, wejście w modlitwę bez wyciszenia i przygotowania.

Rozproszenia zewnętrzne są zjawiskiem normalnym. Nie należy się im dziwić ani martwić z ich powodu. Kiedy się pojawiają nie powinniśmy z nimi walczyć, ale uświadomić je sobie, pozwolić im odpłynąć i spokojnie, kontynuować modlitwę.

Życie wewnętrzne przypomina gałęzie bananowych drzew, pełne skaczących małp. Jeżeli zwraca się na nie uwagę, będą się popisywać. Jeśli jednak nie będziemy się nimi przejmować, małpy z czasem odejdą zniechęcone naszą obojętnością.

 Jeżeli nawet cała modlitwa będzie walką z rozproszeniami, to chociaż będzie uboga i prosta, to jednak miła Bogu. Bóg, który jest naszym Ojcem, wie, że jesteśmy słabi i nie wymaga, by wszystko nam się udawało. Dla Pana Boga ważniejsze jest nasze pragnienie modlitwy, pragnienie bycia z Nim, niż perfekcjonizm duchowy.

Ponadto światło czasem przychodzi pod koniec modlitwy. Modlitwa jest wtedy trudna, wydaje się być tylko walką z rozproszeniami, ale pod koniec przychodzi wyciszenie, wewnętrzny pokój, światło…

Św. Teresa z Lisieux, która miała trudności nie tylko z rozproszeniami, ale także ze snem podczas modlitwy, powiedziała: Sądzę, że małe dzieci podobają się swoim rodzicom, zarówno wtedy, kiedy śpią, jak i kiedy nie śpią (Dzieje duszy). A może jeszcze bardziej, kiedy śpią…

W modlitwie najważniejsza jest wewnętrzna wolność i pragnienie oddania się Bogu, niezależnie od pojawiających się trudności. Poszukiwanie stanu absolutnego skupienia byłoby błędem i powodowało raczej napięcie nerwowe niż pomoc w modlitwie.

Jeśli zaczniemy modlić się sercem, to rozproszenia zewnętrzne przestaną stanowić dla nas problem.

 

 

Rozproszenia wewnętrzne wynikają z nierozwiązanych problemów emocjonalnych i duchowych (np. niedojrzałość uczuciowa, nieuporządkowane problemy emocjonalne, głębokie zranienia, obsesje, kompleksy…).

Rozproszenia wewnętrzne nie powinny być traktowane jako przeszkoda, ale jako wyzwanie do podjęcia i przepracowania zasadniczych problemów życia. Modlitwa wówczas nie przypomina miejsca walki z rozproszeniami, ale raczej miejsce ich rozwiązywania przed Bogiem i z Bogiem.

Ważnym czynnikiem modlitwie jest wyobraźnia. Wyobraźnia jednak jest kapryśna i może przeszkadzać w modlitwie. Dlatego niektórzy mistrzowie modlitwy proponują usuwać wszystko, co rozprasza. Np. św. Jan od Krzyża mówi, że cela mnicha oprócz krzyża powinna mieć gołe ściany (nawet święte obrazy mogą przeszkadzać). Z kolei ojcowie z góry Athos zalecają, by siedzieć na modlitwie w ciemnym kącie, spuścić głowę, nie wyobrażać sobie żadnych obrazów, ale całą uwagę skupić na sercu. 

Jednak takie całkowite ogołocenie na ogół nie jest naszym udziałem i zawsze będziemy mieć problemy z wyobraźnią. Poważny błąd wielu modlących się polega na tym, że podejmują walkę z własną wyobraźnią.

 Próba walki z wyobraźnią i natychmiastowego usuwania z niej wszystkiego, co niepożądane świadczy o lęku przed głębszym wglądem w siebie i braku akceptacji siebie. Wyobraźnia odsłania nieświadome motywacje, cele, postawy, przyzwyczajenia, zachowania… Dlatego nie należy z nią walczyć, ale podjąć to, co nam podsuwa.

Źródłem trudności na modlitwie są również strapienia duchowe. Św. Ignacy z Loyoli w liście do siostry Teresy Rejadell w taki sposób opisuje strapienie: Nieprzyjaciel dręczy nas bez przerwy, wywołuje smutek, którego przyczyn zupełnie nie rozumiemy. Nie odczuwamy żadnej pobożności ani w modlitwie, ani w kontemplacji, żadnego smaku i upodobania wewnętrznego w mówieniu i słuchaniu o rzeczach Bożych. Na tym jednak jeszcze nie koniec, bo gdy nieprzyjaciel spostrzeże, że jesteśmy osłabieni i upokorzeni przez tego rodzaju przykre przeżycia, wówczas podsuwa nam myśl, że Bóg, nasz Pan, zupełnie o nas zapomniał. W takich chwilach zaczyna nam się wydawać, że jesteśmy daleko od Pana naszego i że wszystko, co zrobiliśmy i co chcielibyśmy jeszcze zrobić, nie ma żadnej wartości (Pisma wybrane). 

I bardziej współczesny opis: Oddzielony od Boga, którego jesteś obrazem, tracisz swoją tożsamość. Po zerwaniu twej podstawowej relacji, rwą się również inne. Pozostajesz sam, opuszczony, w samotności coraz większej i bez granic. Ogarnięty ciemnością nicości, nie wiesz, kim jesteś, skąd pochodzisz i dokąd zmierzasz. Jesteś zakłopotany i wzburzony, napełniony strachem, zawieszony w żarłocznej pustce, którą bezskutecznie starasz się wypełnić iluzorycznymi przyjemnościami. Jesteś niespokojny, niezdolny do działania, pozbawiony nadziei, wiary i miłości. Jesteś jak wzburzone morze, które nie może się uciszyć i którego fale wyrzucają muł i błoto (Silvano Fausti SJ, Okazja czy pokusa).

W życiu duchowym strapienie wyraża się w braku jakiegokolwiek smaku i upodobania w sprawach duchowych, w rodzącej się niechęci do modlitwy, Eucharystii, Sakramentu Pojednania, rozmów o sprawach duchowych itd. Życie duchowe wydaje się iluzją, czymś nierealnym albo niemożliwym do urzeczywistnienia. Odzywają się wszystkie namiętności, niewłaściwe pragnienia. Prawie niemożliwa jest wtedy modlitwa. Przykładowo: pojawia się myśl i od razu rozproszenie, czyta się słowa Biblii, które nie dają radości i nic nie mówią, powtarza się mechanicznie modlitwę bez zrozumienia. Jest to przykry stan, w którym nic nie owocuje. Człowiek czuje się do tego stopnia przytłoczony lękiem, że byłby skłonny zanegować nawet istnienie Boga. Mistycy karmelitańscy nazywają ten stan ciemną nocą zmysłów.  

O ile oschłość i strapienie pojawia się podczas modlitwy, o tyle niechęć do modlitwy poprzedza samą modlitwę. Jest lękiem przed podjęciem próby modlitwy, lękiem, który paraliżuje i uniemożliwia w ogóle rozpoczęcie modlitwy. Modlitwę odkłada się wciąż na później.

Ten rodzaj trudności bywa dopuszczany przez Boga. Pozwala nam uświadomić sobie, że modlitwa jest darem Boga; pogłębia ducha pokory i wdzięczności. Św. Augustyn powie nawet: Gdzie nie ma pokusy, nie ma modlitwy (List do Proby).

Jeżeli strapienie dopuszcza Pan Bóg, to właściwą postawą będzie podjęcie próby wiary i ufności Bogu, trwanie w cierpliwości. Pamiętajmy, że wszystko jest Bożą łaską. My istniejemy dzięki łasce Boga. I chociaż może brakować pociechy wewnętrznej, to jednak Bóg nie odmawia człowiekowi wystarczającej łaski, aby przejść zwycięsko wszystkie próby.

Gdy św. Paweł skarżył się Jezusowi na pewien rodzaj cierpienia, szczególnie dla niego uciążliwy, usłyszał słowa: Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali (2Kor 12, 9).

Doświadczenie i poczucie słabości, zwłaszcza gdy liczymy tylko na siebie i uważamy, że wszystko zawdzięczamy sobie, jest upokarzające. Ale z drugiej strony, świadomość, że wszystko jest darem Bożej miłości jest oczyszczająca i pozwala trwać w ufnej cierpliwości w czasie cierpienia i kryzysów.

                   

Ponadto warto sobie uświadamiać, że czas strapienia jest przejściowy; po nim następuje pocieszenie, podobnie jak po deszczu przychodzi słońce a po mroku dzień. Strapienie jest trudnością przejściową i stanowi wstęp, preludium do większego daru.

Gdy doświadczamy strapienia, wydaje się, że tak będzie zawsze. I to wyobrażenie niszczy naszą energię. Niektórzy naukowcy twierdzą, że ok. 90% energii jest marnowanych na przeciwstawianie się trudnościom urojonym, które dotąd nie istnieją i prawdopodobnie nigdy nie zaistnieją. Wyobrażenie przyszłego cierpienia jest bardziej bolesne i dręczące niż cierpienie aktualne. Jezus powie, że dość ma dzień swojej biedy (Mt 6, 34). Dlatego nie należy sądzić, że realnością są tylko te stany, które przeżywamy w czasie strapienia. Przeciwnie!

Św. Ignacy zachęca, by w czasie pocieszenia ładować duchowe akumulatory, zbierać Bożą energię, która pomoże w wierze i nadziei przeżyć czas strapienia.

Stanisław Biel SJ, Dariusz Wiśniewski SJ, Jak modlić się w codzienności, Wydawnictwo WAM 2009

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Jak modlić się w codzienności
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.