Alicja Lenczewska - "mistyczka ze szczecińskiego bloku", jak nazywa ją w swojej książce Tomasz Terlikowski, nawróciła się w 1985 roku, w wieku 51 lat. Zmarła zaledwie dziesięć lat temu - 5 stycznia 2012 r., a jej dzienniki pomagają dziś tysiącom ludzi w odnalezieniu drogi do swojego wnętrza i do Boga. Jej własna droga była naznaczona samotnością.
Lata dziewięćdziesiąte były dla Alicji rzeczywiście czasem ogromnej samotności. Nie, nie chodzi o to, że została pozostawiona sama sobie. Odwiedzali ją przyjaciele, zawsze miała bliski kontakt z rodziną swojego brata, spotykała się choćby regularnie z wówczas klerykiem, a obecnie księdzem Henrykiem Marczakiem. Alicja miała przyjaciółki wśród sąsiadek, otwarta była na pomoc każdemu, ale jednocześnie głęboko pragnęła wówczas samotności, ku której prowadził ją Boski Nauczyciel i która realizowana była w jej codzienności.
Alicja Lenczewska o samotności
„Ja w codzienności swojej żyję życiem pustelnicy, w ogołoceniu ze wszystkiego, co daje świat, poza minimum potrzebnym do fizycznego istnienia”, pisała Lenczewska do s. Teresy Łozowskiej 15 maja 1995 roku i dodawała, że nie ma nikogo, kto zrozumiałby jej najgłębsze duchowe wyzwania. „Bo choć mam wiele kontaktów z ludźmi i wielu przyjaciół, wszystko to nie sięga głębin serca, które tęskni za Jezusem” (Słowo pouczenia 349), pisała do s. Łozowskiej.
Do takiego życia wzywał ją zresztą Jezus. „Dziecko Moje ukochane, szanuj swoją samotność, pielęgnuj ją i kochaj. I zbyt łatwo nie zgadzaj się na przebywanie w zgiełku świata i gadulstwie ludzi. To niszczy i trudno zachować czystość serca. Ograniczaj takie sytuacje do minimum niezbędnego tylko, by świadczyć o Mnie, by nieść pomoc i miłosierdzie dla zbliżania Mnie do osób, które pragną kontaktu z tobą” (Słowo pouczenia 374).
Mistyczka i modlitwa kontemplacyjna
Co miał dla niej w zamian za tę pustelnię? Ona sama przyznaje, że w latach dziewięćdziesiątych zaczęła osiągać najwyższe stany zjednoczenia mistycznego. „Pierwszy raz zeszłam w głąb duszy – w ogromną przestrzeń ciszy, łagodności, ukojenia płynących od Pana, którym wszystko było przeniknięte i było zatrzymane w Nim. Czas nie istniał. Było tylko «teraz» i «jest». To, co pozostało na zewnątrz: wszystko, co doczesne, materialne, myśli – było jakby gdzieś daleko, w innej przestrzeni. Wiedziałam, że jest, ale jednocześnie było jakby obce i obojętne. Przestrzeń duszy, choć jakby w mroku, pełna była Życia i Pana, otwarta na nieskończony świat duchowy, który tylko przeczuwałam, bo mój wzrok duchowy jest zamknięty – zamglony jakby. Ogromna łaska pokoju i dobroci Pana. Pierwszy raz byłam w Panu bez jakichkolwiek rozproszeń całą godzinę, która minęła jak chwila, choć tak wiele doznałam. Przed rozpoczęciem tej modlitwy kontemplacyjnej prosiłam o pomoc aniołów, moich patronów, bliskie mi zmarłe osoby. Prosiłam Maryję o dar skupienia i odmówiłam w tej intencji dziesiątkę Różańca oraz modlitwę do Ducha Świętego. Teraz, choć powróciłam na zewnątrz, tamto przeżycie nadal trwa i jest bardziej istotne niż to, co odbieram zmysłami ciała i rozumem. Tęsknię, by tam wrócić, bo tam jest moje właściwe miejsce i życie” (Słowo pouczenia 339), opisywała to doświadczenie Lenczewska.
Co oznaczało to przeżycie? Wiele wskazuje na to, że mistyczka osiągnęła wówczas kolejny poziom rozwoju duchowego, który św. Teresa z Ávili uznaje za „piątą komnatę”. Tego doświadczenia nie można już, wskazuje Wilfrid Stinissen, zapomnieć, ono także sprawia, że człowiekowi przestają wystarczać drobne wyrzeczenia. „Tutaj wyrzeczenie jest totalne, dotyczy ono nie tylko tego, co mamy, ale i tego kim jesteśmy” - pisze szwedzki karmelita bosy.
Droga do świętości według Alicji Lenczewskiej
Mimo tych niesamowitych przeżyć wizjonerka pozostała zupełnie zwykłą osobą.
– Ona była taka zwyczajna, i to w moich ustach jest komplement. Zapamiętałem ją jako starszą panią, skromnie ubraną, z Pismem Świętym pod pachą – opowiadał mi diakon Marcin Gajda.
Jednym z najpiękniejszych podsumowań jej drogi duchowej pozostają refleksje ze Słowa pouczenia. „Pan pozwolił mi zrozumieć, jak wygląda droga prowadząca do świętości. To jest droga nieustannego czuwania i nieustannej walki ze słabościami własnej ludzkiej natury i z pokusami, do których szatan nakłania duszę. Wysiłek, by te pokusy rozpoznawać, zanim zaciemnią duszę i rozum.
Świętość jest owocem zwycięstwa w kolejnych potyczkach i głównej bitwie, jaką jest życie na ziemi. Linia frontu znajduje się wewnątrz człowieka – w jego duszy. I niezależnie od pomocy Bożej w postaci łaski decyzja o wygranej zależy wyłącznie od człowieka – od jego wysiłku i wyboru. Nie ma świętości bez wysiłku (…). Najlepszym sposobem walki jest oddanie Bogu siebie i swej woli, by On tę walkę prowadził. Wtedy cały wysiłek polega na zawierzeniu, dziękczynieniu i przyjmowaniu z miłością wszystkiego i wszystkich, jako okoliczności uświęcenia dawanego przez Boga. Dlatego droga dziecięctwa Bożego – dziecięcego oddania się – jest najkrótszą drogą do świętości” (Słowo pouczenia 66). Jest to jeden z najładniejszych i najkrótszych opisów drogi duchowej chrześcijanina.
Skomentuj artykuł