Życie księdza od kuchni. Tak wygląda codzienność wikariusza?

Życie księdza od kuchni. Tak wygląda codzienność wikariusza?
Ilustracja: Canva / DEON

Jak wygląda życie księdza od kuchni? Bartek jest księdzem z kilkuletnim stażem, pracuje jako wikariusz w jednej z podlaskich parafii. Publikujemy fragment powieści "Ciało i krew", wydanej przez Wydawnictwo WAM. 

– A na rocznicę to co byś chciał?
Mama stała przy blacie, krojąc pietruszkę czy inne jakieś tam zielone. Cała mama. Jak coś ważnego, to musi tyłem stać.
– Na rocznicę?
– No tak, to już niedługo.
– Psa – powiedział bez zastanowienia.
Teraz się odwróciła.
– Bartuś, ty ze mnie nie żartuj sobie.
– Ja nie żartuję ani przez sekundę.
– Psa?
– Tak. No co?
– A gdzie ty go na plebanii byś trzymał? – Ojciec jak zwykle wiedział, kiedy wejść do kuchni.
– No gdzieś bym trzymał.
– Nie każda plebania się nadaje.
– Toby mnie arcybiskup tylko na takie wysyłał.
– A, żebyś ty już tak tym proboszczem został – westchnął ojciec. – Spokój by był. Jakaś stabilizacja.
– Tato.
– No co? Dobrze ci życzę.
– Chyba nie wiesz czego.
– Awansu. – Uśmiechnął się ojciec i mrugnął na znak, że żartuje.
– To już lepiej od razu na biskupa – odżartował Bartek.
– O, nie tak szybko, najpierw się musisz nauczyć dla ludzi miły być.
– A co, nie jestem? – oburzył się.
– Jesteś, jesteś. Jedz. – Mama postawiła przed nim talerz zupy hojnie posypanej pietruszką.
– Nie lubię pietruszki, mamo.
– Och, znowu zapomniałam, że to ty nie lubisz, a nie Piotrek.
– Mamo.
– A mógłbyś się wreszcie nauczyć pietruszkę jeść, a nie wybrzydzać. – Ojciec pokręcił głową znad swojego równie zielonego talerza.
– Tobie też trochę z tym zeszło, nie, tato?


Roześmiali się obaj, mama zmarszczyła brwi.
– To ja wam mogę przestać gotować.
– Nie, nie, nie przestawaj – uśmiechnął się szeroko tata – takiej zupy z pietruszką jak ty nikt na całym Podlasiu zrobić nie umie.
Machnęła ścierką w jego kierunku.
– Idź, ty.
– Siądź tu z nami, a nie przy tej kuchni cały czas.
Dom, pomyślał Bartek, demonstracyjnie wyławiając pietruszkę z zupy i odsuwając ją na brzeg talerza. Czy czuł się tu jeszcze u siebie? Już dawno nie. Ale jednak wciąż tak. Rodzice byli tacy sami. Mieszkanie nie było; jak się już wszyscy wyprowadzili, mama zarządziła remont, przemeblowała, stare kąty znikły. Bartek zabrał wcześniej wszystkie swoje rzeczy, a jak się przenosił z parafii na kolejną i mu się dobytek nie mieścił, wywoził na działkę. Tam było miejsce. I stało to wszystko: gitara, którą kupił, żeby być fajniejszym księdzem, i nie zagrał na niej ani razu, bo się okazało, że to nie takie proste. Ciężarki, bo miał przecież ćwiczyć; w seminarium trzymał formę, bojąc się, że skończy z brzuchem jak rektor, ale mu się w końcu odechciało. Brzuch już trochę urósł, a ciężarki wciąż leżały. No, dużo takich rzeczy było. Najwięcej książek: jakieś komentarze biblijne, podręczniki duchowości, książki o różańcu, o charyzmatach, o historii. Trochę powieści sensacyjnych, bo lubił. Miał je kiedyś wszystkie przekazać bibliotece, bo po co mają leżeć przeczytane, ale wciąż nie miał czasu.

– To co na tę rocznicę? – Mama była uparta. Siadła sobie wreszcie z nimi, nałożywszy drugie danie, i teraz będzie drążyć.
– Mówiłem, że psa.
– Pies odpada – zawyrokował ojciec. – Stuły porządne masz?
– Mam.
– Alby nowej nie chcesz?
– Mam, wszystko mam, tato.
– Samochód to może na jakąś okrągłą rocznicę byśmy zmienili.
– Tato.
Kochał swoje subaru, niebieskie subaru impreza, ostatnie auto, w jakim człowiek by się spodziewał księdza, i o to chodziło.
– No co, jakieś poważne auto byś sobie kupił, a nie takie jak na podryw.
– Przecież nikogo nie podrywam, księdzem jestem, wiesz?
– A bo to wiadomo.
– Kaziu! – Zamachała rękami mama. – Co ty tak gadasz durnowato?
– A tak o.
– To syn twój, a ty mu takie rzeczy mówisz?
– No dobrze, dobrze. Ale auto na odpowiedniejsze mógłby zmienić. Na jakąś małą srebrną hondę. Albo czarnego opla.
– Opla.
– Albo volkswagena…
– Volkswagena! Tato. Jak będę chciał zmienić auto, to zmienię auto. Sam.
– A stać cię? – Zmrużył oczy ojciec.
– Kaziu!
– No ja nie wiem, jak on tam teraz zarabia. Na poprzedniej parafii
przynajmniej było jasne, co i jak.
– Przepraszam, muszę zadzwonić – odezwał się dyplomatycznie Bartek. Wyszedł do małego pokoju i zamknął za sobą drzwi. Nie miał zamiaru do nikogo dzwonić; wiedział po prostu, że za chwilę wybuchnie. I że skończy się jak zwykle kłótnią z ojcem, a na to nie miał energii. Wystarczyła mu kłótnia z Agnieszką. I proboszcz. Nawet nie chciał już o tym myśleć.

---

Tekst jest fragmentem powieści "Ciało i krew" Marty Łysek, wydanej przez Wydawnictwo WAM. 

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Marta Łysek

Zło jest bliżej niż ci się wydaje…

Sokółka, mała urokliwa miejscowość na Podlasiu. Spokojne życie mieszkańców przerywa zagadkowe zaginięcie proboszcza. Strach i napięcie potęguje wiadomość, że w okolicy doszło do brutalnej zbrodni.

Grzegorz Sobal, kiedyś...

Skomentuj artykuł

Życie księdza od kuchni. Tak wygląda codzienność wikariusza?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.