"Aniołkowe" mamy

(fot. shutterstock.com)
Elżbieta Małasiewicz-Machula / slo

Aniołki - tak często mówią o swoich dzieciach, choć nie ma to uzasadnienia teologicznego. Ale czasem trudno jest mówić o maluszku, który umarł, mając zaledwie 2 cm. Około 40 tys. kobiet w Polsce każdego roku przeżywa tragedię poronienia.

Jak pomóc?

Jeśli jesteś osobą bliską, zadzwoń albo przyjdź i powiedz, że jest ci przykro. Cierpliwie wysłuchaj, może nawet wiele razy. Nie banalizuj zdarzenia, mówiąc "Nic się nie stało, to był dopiero początek". Dla kobiety pragnącej dziecka nie ma znaczenia, że tak krótko była w ciąży, bo od pierwszych chwil kochała swoje dziecko. Dla niej zawalił się teraz cały świat. Poczucie, że dla innych "Nic się nie stało" jest bardzo bolesne.

Unikaj obiegowych pocieszeń. Nie stawiaj siłą na nogi zdaniami typu: "Bądź dzielna", "Nie rozczulaj się nad sobą", "Nie ty pierwsza i nie ostatnia", "Jeszcze będziesz miała dzieci". Zapytaj, czy możesz pomóc w codziennych sprawach (zakupy, sprawy formalne itd.). Nie próbuj odwracać uwagi błahymi tematami. Nie opowiadaj też o ciążach i dzieciach.

DEON.PL POLECA


Nie rób nic na siłę. Jeśli wyczujesz, że mama nie potrzebuje rozmowy i chce wypłakać się w samotności, uszanuj to. Daj czas, nie zamęczaj sobą, pomilcz. Czasem wystarczy tylko uścisk ręki, takie ciche "wiem", "pamiętam", "współczuję", "jestem obok". Po pewnym czasie zaproponuj może wspólne wyjście na zakupy, wyjazd, pomóż wrócić do normalnego życia.

Wiele kobiet boli poczucie, że nie są uważane za matki. Gdy ktoś pyta, czy masz dziecko, nie wiadomo, co powiedzieć. Bo przecież masz, ale żyło tak krótko, że otoczenie nie zdążyło zobaczyć, zapamiętać. W rodzinie rozmawia się o dzieciach, ale nigdy o tym, którego już nie ma. Dzień Matki nie jest twoim świętem. Jedna z internautek pisze na forum, że było jej bardzo przykro, kiedy z okazji Dnia Matki ksiądz powiedział, że będziemy się modlili za nasze mamy, kobiety spodziewające się dziecka, matki wielodzietne, ale zapomniał o tych, którym dziecko umarło przed narodzeniem. Modliliśmy się nawet za matki, które usunęły ciążę, i które dotknął syndrom poaborcyjny. A nas jakby nie było...

Patrzeć na szczęśliwe macierzyństwo

Często zdarza się, że poronienie nie następuje samoistnie. Trzeba udać się do szpitala na zabieg usunięcia martwej ciąży. Pomimo skojarzeń, nie wolno mylić tego z aborcją. Jest to wyjątkowo trudne dla kobiety. W polskich szpitalach zabiegi odbywają się na oddziałach położniczych i patologii ciąży. Kobieta często skazana jest na przebywanie w towarzystwie innych pań, które przyjechały właśnie do porodu, już urodziły albo są leczone w związku z ciążą. Na szpitalnych ścianach wiszą fotografie uśmiechniętych bobasów. Korytarzami przemykają zaaferowani tatusiowie z kwiatami, maskotkami, fotelikami dla dzieci.

Niezwykle ważne jest w takiej chwili wsparcie najbliższych, przede wszystkim męża. Zwłaszcza, że na szpitalu się nie kończy. Nie da się zamknąć w domu i nic nie widzieć. - Płakałam, nawet widząc reklamę pieluszek w telewizji - wspomina Ewa. - A potem było jeszcze gorzej: nie dało się nie spotkać choćby jednej ciężarnej w supermarkecie albo matki z noworodkiem, te stoiska z dziecięcymi ubrankami, dzieci koleżanek na zdjęciach w portalach społecznościowych. A potem mijał czas i wydawałoby się, że leczył rany. Koleżanka ze szkoły przesłała mi życzenia urodzinowe, no i pochwaliła się, że jest w ciąży. Płakałam przez trzy dni... Wszystko wróciło...

Żałoba i problemy z pochówkiem

Polskie prawo zezwala na pochowanie dziecka, niezależnie od momentu, w którym zakończyła się ciąża. Mimo to matki napotykają w tej sprawie na wiele przeszkód ze strony szpitali i urzędów. Często zdarza się, że strata dziecka jest tak dużym szokiem, że organizacja pogrzebu i załatwienie formalności w danej chwili przerasta rodziców. Byłoby wspaniale, gdyby mogli oni liczyć w tej materii na pomoc np. pracowników szpitala, psychologa, księdza, bliskich.

Wiele kobiet, którym udało się pochować swoje dziecko, docenia fakt, że jest miejsce, w którym może zapalić dla niego świeczkę - to ważne w przeżyciu żałoby. Niektóre kobiety przechowują nieliczne pamiątki po nienarodzonych. - Mam w domu białe pudełko - mówi Ania. - Zamknęłam w nim test ciążowy i pierwsze zdjęcie maluszka. Miał wtedy zaledwie 5 tygodni. Taka mała kropeczka. Na razie nie mam jeszcze odwagi, żeby tam zajrzeć, ale za nic nie wyrzucę tego pudełka...

Gdzie jest teraz moje dziecko?

KEP wydała w 2002 roku dokument na temat zbawienia dzieci nienarodzonych. Można w nim przeczytać: "W swoim wstawiennictwie do Boga za wszystkich Kościół zawiera także prośbę za dziećmi, które nie mogą same przemawiać we własnym imieniu. Troska o zbawienie dzieci poczętych i nienarodzonych, a także poczętych i narodzonych, ale umierających bez chrztu, przynależy do powszechnej zbawczej woli Kościoła, która nie może być inna od powszechnej zbawczej woli Chrystusa. Wydaje się więc w pełni uzasadniona opinia, że «pragnienie chrztu», zawarte w wierze Kościoła, ogarnia również dzieci zmarłe pozbawione chrztu (...)".

KEP przytacza też zdanie Soboru Watykańskiego II, że: Opatrzność Boża nie odmawia koniecznej do zbawienia pomocy takim, którzy bez własnej winy w ogóle nie doszli jeszcze do wyraźnego poznania Boga, a usiłują, nie bez łaski Bożej, wieść uczciwe życie (por. Lumen gentium) i stwierdza, że tym bardziej weryfikuje się to w odniesieniu do niewinnego dziecka".

Kiedy wreszcie postaracie się o dziecko?

Czasami traci się dziecko, zanim jeszcze zdążyło się poinformować bliższych i dalszych znajomych, że jest się w ciąży. Małżeństwo, które przez jakiś czas po ślubie nie ma dzieci, staje się nierzadko obiektem zainteresowania w rodzinie. Pewnie każde z nich słyszało już wiele razy: "No i na co wy jeszcze czekacie, lata lecą", "Kiedy twoja mama zostanie wreszcie babcią?", "Zobacz, jakiego mam ślicznego wnusia" (z jednoczesnym wciskaniem dziecka na ręcę), "Co u was?" (z dokładnym oglądaniem, czy brzuch się nie powiększył). - Niedługo po poronieniu w rodzinie było wesele - opowiada Monika. - Panna młoda w widocznej ciąży, mnóstwo dzieci z całej rodziny. No i oczywiście słynne pytania przy obiedzie: "No jak tam, kiedy dzieci?". Łykałam łzy razem z rosołem... Ktoś, kto nie doświadczył tak bolesnej straty, nie wie, jak bardzo mogą krzywdzić takie pytania. Niby w żartach i bez złych zamiarów, ale czy wdowie nad grobem męża powiedzielibyśmy: "No i jak tam, kiedy następny mąż?".

Co dalej?

Przede wszystkim dużo wsparcia od najbliższych. Dużo czasu - tyle, ile potrzeba, żeby się wypłakać, wygadać, przytulić. Potem poszukiwanie spokoju i wreszcie powrót do aktywnego życia. To nie zagłuszanie myśli - one muszą przejść, wybrzmieć. Pomoc można znaleźć także w Internecie - na forach poświęconych poronieniom są kobiety, które spotkało to samo. - Po poronieniu doświadczyłam jakby zejścia do podziemia - mówi Beata. - Nagle okazało się, że nie tylko, znajoma znajomej, ale ciocia, babcia, sąsiadka, koleżanka z pracy też to przeżyły, ale przez wiele lat milczały, bo był to temat tabu. Wiele z nich czasem myśli o tym, ile lat miałoby teraz to dziecko i jak by wyglądało...

Stratę przeżył także twój mąż. Może o tym nie mówi, ale nie znaczy to, że jego też nie boli. Postaraj się, żeby to zdarzenie was zbliżyło, a nie oddaliło. Jesteście małżeństwem - pamiętajcie także o sobie, nie tylko o dziecku.

Czasami zdarza się, że mamy żal do Pana Boga. Czemu mnie to spotkało, przecież kochałabym moje dziecko? Dlaczego dajesz dzieci tym, którzy ich nie chcą i potem źle traktują? Ojciec Ksawery Knotz OFMCap pisze: "Przyjąć krzyż, to znaczy też wyzbyć się projekcji, jak ma wyglądać nasze życie, którego oczekujemy od Boga, a uczyć się cierpliwie pokonywać trudności, jakie się pojawiają. To też jest odkrycie, że chrześcijanie mają problemy, choroby, nieszczęścia - że wiara w Boga nie powoduje cudownego życia, tylko uczy inaczej na to życie patrzeć".

www.poronienie.pl

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

"Aniołkowe" mamy
Komentarze (17)
E
eloiza
6 stycznia 2015, 23:17
Mam dwójkę dzieci w Niebie i jedno tu, na ziemi...szukajac odpowiedzi na pytanie, dlaczego tak się stało, (oczywiście, to pytanie adresowałam do Boga), znalazłam odpowiedź, którą jest...brak odpowiedzi = tajemnica. cierpienie jest tajemnicą. to nieprawda, że 'Bóg tak chciał' - Bóg nie chce cierpienia dla człowieka, Bóg chce, żebyśmy mieli życie w obfitości...cierpienie jest tajemnicą, i najważniejsze jest to, by przeżywać to cierpienie razem z Jezusem, który jest z nami, jest obecny w naszym cierpieniu - przecież Jego imię jest 'Emmanuel'= Bóg-z-nami. Jezus nie wyjaśnił sensu cierpienia, On je przeżył. i chyba w naszym cierpieniu chodzi o to samo - by je przeżyć, razem z Nim. przeżyć tzn. wyrazić to cierpienie przed Nim -płakać przed Nim, skarżyć się, nawet buntować...to jest moja modlitwa na czas cierpienia, któego nie rozumiem...które jest tajemnicą...
1
147
6 stycznia 2015, 23:24
Może te dzieci byłyby nieszczęśliwe. Ja bardzo często żałuję, że Bóg mnie zmusił do istnienia. 
7
741
7 stycznia 2015, 00:03
http://www.deon.pl/spolecznosc/artykuly-uzytkownikow/wiara-i-kosciol/art,377,jak-zyjesz.html
1
147
7 stycznia 2015, 00:14
Bóg nie kocha człowieka. Życie nie jest darem i nie ma sensu.
A
andrzej
4 stycznia 2015, 16:26
Doświadczenie utraty dziecka jest straszne! Nasze plany i nadzieje nagle zostają zniszczone, a my dotykamy wymiaru "piekła" i to strasznie boli. Ból jest tak ogromny, że trudno go wyrazić jakimikolwiek słowami, zamykamy się przed światem, gardzimy nim, nienawidzimy go. Nie rzadko całym tym doświadczeniem obarczamy Boga, bo przecież to On jest Stwórcą. Ten stan jest stanem niczym "PIEKŁA", jeszcze za życia. Jest to jednak jedynie doświadczenie i choć strasznie bolesne to nie trwa wiecznie. Każdemu z tak doświadczonych ludzi potrzeba czasu, aby zmartwychwstać. Zmartwychwstanie jest nie tylko pogodzeniem się z tym bolesnym doświadczeniem, jest również zrozumieniem i zaakceptowaniem jego. Wiem piszę coś co się wielu być może nie mieści w głowie. No, bo jak się pogodzić ze stratą takiej ukochanej osoby? I tutaj nawet zgodzę się, bo umysł ludzki tego nie ogarnia, nie może pojąć. Choćby nawet zrozumiał, że taki już ten świat jest, to pogodzić się z tym jest już o wiele trudniej. Mijają lata, dziesiątki lat, a ból po takiej stracie nadal w sercu pozostaje. Paradoksalnie w tym okrócieństwie świata, tych bolesnych doświadczeniach jest pewna prawidłowość bardzo trudna do pojęcia przez nasz ludzki umysł. Przyznam, że niechętnie na ten temat piszę, bo wiem jak to boli serca matek. Jednak wiele takich doświadczeń okalecza wiele kobiet, które nie potrafią z tym ciężarem pogodzić się przez całe życie. Wybaczcie, że próbuję przybliżyć Wam tamten wymiar, być może dla niektórych jest to teraz za trudne do zrozumienia, potrzebujecie jeszcze czasu.
A
andrzej
4 stycznia 2015, 16:27
c.d. A co jeśli któreś z tych dzieci w swoim życiu miałoby się stać jakimś zabójcą i nie osiągnąć nawet stanu nadziei zbawienia? A co jeśli któreś z tych dzieci już przeszło stan wstępnego sądu po grzesznym życiu i otrzymało w ramach łaski dar jeszcze jednego, ale za to krótkiego życia, być może nawet bolesnego życia? A co jeśli to dziecię było faktycznie "aniołkiem" zesłanym nam, aby nas obudzić z jakiegoś życiowego letargu? Takie doświadczenie dokonuje resetu naszych wszelkich wartości, które musimy na nowo odbudować. Dla niektórych z nas jest to możliwość odnalezienia prawdy o sobie, prawdy o najbliższych, prawdy o rodzinie. Jest to też szansa zrozumienia, że życie po życiu wciąż istnieje i tak naprawdę to żyjemy dla tego drugiego życia, a nie tego tutaj i teraz. A najważniejszym naszym celem jest osiągnięcie stanu zbawienia. Tych powodów zsyłania lub powstawania tak bolesnych doświadczeń jest o wiele więcej. Każdym przypadkiem rządzi oddzielna reguła Bożego Prawa. To co ja „widziałem” lub doświadczyłem jest jedynie jakimś wycinkiem życia wszystkich ludzi tych tu i tam. Wiem, że to nie mieści się w głowie, budzi sprzeciw, a  być może nawet bunt. Ja sam kiedyś właśnie byłem takim dzieckiem i powracałem stamtąd na miarę cudów kilkakrotnie. Po dziesiątkach lat zrozumiałem, że nie był to przypadek tak samo jak i inne epizody z mojego życia. Zrozumiałem, że dzieci z którymi razem odchodziłem (one odeszły) też coś zyskały wedle łask Boga. Czasami z takimi dziećmi rozmawiam i wyjaśniam im, że nie jest to ich żadna strata, że muszą tam poczekać zanim ogarnie nas wszystkich Miłość Boga Wszechmogącego. Wierzę, że każda matka poprzez Chrystusa też może porozmawiać ze swoim dzieckiem, co najmniej raz. Nie jest to nie możliwe, wystarczy chcieć i wierzyć. Wierzyć bardziej w Miłość Boga, zaufać Mu i poddać się Jego woli, choćby była ona bardzo trudna.
A
andrzej
4 stycznia 2015, 16:28
c.d. Dlaczego wszystkim doświadczonym, okaleczonym polecam właśnie Boga, a nie jakiegoś szamana, wróżkę, czy jasnowidza? Ano dlatego, że w tamtym wymiarze rządzi Jezus! On jest tam Królem, przyjacielem i naszym pomocnikiem. Wystarczy, że Mu na to pozwolimy.   Z Nim zrozumiemy, że to co straciliśmy, stało się ogromną pomocą dla kogoś innego. I choć nasz rozum tego nie pojmie, to serce będzie o tym przekonane i osiągniemy spokój nasego ducha. Nie jest to stan jakiegoś fanatyzmu, czy odurzenia umysłu. Jest to stan obudzenia się w naszym ciele umysłu duszy, który jest nadrzędny w stosunku do umysłu ciała. I jest to dar od samego Boga. Jak odnaleźć tą drogę „obudzenia” w swoim życiu? Polecam na wstępie rekolekcje ignacjańskie, a potem Drogę na Górę Karmel, św. Jana od Krzyża. I choćby zajęło to nam lata, to to, co na tej drodze odnajdziemy będzie niczym skarb naszego życia. Skarb życia tego tu i teraz oraz tego po tym życiu. Zastanówmy się jak bardzo będziemy mogli pomóc innym (być może nawet naszej córce), jeśli uda nam się zmartwychwstać z tych doświadczeń wraz z Panem Jezusem.
X
xjarko
4 stycznia 2015, 12:12
Trudno mi przyjąć tą nazwę "aniołkowe". To prawdziwe dzieci, ludzie, nie "aniołki", bez względu na wielkość... . 
MR
Maciej Roszkowski
21 sierpnia 2012, 20:59
      Pozostaje nam wiara. Wierzę, że Dobry Bóg przygarnął je już do siebie.        Jest to jedno z najcięższych przeżyć jakie może spotkać matki. Wspomnijmy o nich w swoich modlitwach.   
A
ania
21 sierpnia 2012, 18:39
Dziś mija rok jak "zostawiłam" w szpitalu mojego ukochanego synka...Zero współczucia ze strony lekarzy, o pogrzebie mowy nie było, a On już miał 14 tygodni...Nadal nie jestem w ciąży, mam kochanego męża,ale wciąż brakuje mi mojego Maleństwa
DB
dzieci Boga - Aniołki
15 października 2011, 23:16
Są kobiety, które sześć, siedem razy poroniły... I im bardziej zostały doświadczone tą sytuacją, tym więcej otrzymały sił od Boga, by pomagać innym, młodszym kobietom. Bóg daje, Bóg zabiera - On jest Panem wszystkich naszych trosk, On chce być naszym Bogiem i Ojcem i Pocieszeniem. Nasze dzieci nie należą do nas...
AO
Agnieszka Obuchowska
15 października 2011, 23:04
dołączam do grona "aniołkowych" mam...czas żałoby mam już za sobą, mam to szczęście mieć dwójkę zdrowych dzieci, ale świadomość  i niemożność bycia mamą po raz trzeci długo bolała....Zawierzcie  Panu, a czas i modlitwa zrobią swoje...Pozdrawiam....
W
ww
3 stycznia 2015, 18:07
zupelnie jakbym czytala swoje mysli...Pozdrawiam...
B
Barbara
9 lutego 2011, 10:03
Witam was ja też mam aniołka ma na imię Weronika strwciłam ją przez panią dr.Piechocką miała by teraz 13 lat byłam w szóstym miesiącu ciąży ,bolał mnie brzuch z lewej strony przepisywała tylko leki , potem dała adres do kolegi podobno swojego . pojechaliśy zrobił mi USG , badał na drugi dzień byliśmy jeszcze raz u niego okazało się że moja ciąża to ciąża pozamaciczna , dostałam skierowanie do szpitala tam konsultacja ,USG i natychmiast operacja , i wszystko się wali nie mam córeczki już ......ciężko pisać choć mineło 13 lat ....
*
*
7 grudnia 2010, 22:10
ja mam jednego Aniołka... dziś mialby dwa miesiące. Pomodle się za Ciebie, bo mi tylko to pomaga we wszystkim. Gdybyś potrzebowała rozmowy zostaw mi jakiś kontakt... napewno odpiszę:)
M
malgosia
7 grudnia 2010, 20:09
 mamy dwojke dzieci w niebie...wiem ze tam sa ,jednak wciaz mam olbrzymia pustke ,zal...poczucie niezrozumienia przez najblizszych...w tym zalu i bolu wciaz jestem samotna..
I
iwka
4 stycznia 2015, 03:32
Witam.Ja tez mam aniołka w niebie. Miałby roczek.Za kazdym razem jak tylko przyjdzie mi na myśl to czuję ciężar na sercu,a z drugiej strony wiem,że mój mały aniolek jest z Jezusem i Maryją w niebie i oni się nim opiekują i jest szczęśliwy. Odrazu czuje sie lepiej i ból przechodzi.Zawsze jak jest wam tak ciężko to pamiętajcie o tym,że Jezus Was KOCHA.