"Aniołkowe" mamy
Aniołki - tak często mówią o swoich dzieciach, choć nie ma to uzasadnienia teologicznego. Ale czasem trudno jest mówić o maluszku, który umarł, mając zaledwie 2 cm. Około 40 tys. kobiet w Polsce każdego roku przeżywa tragedię poronienia.
Jak pomóc?
Jeśli jesteś osobą bliską, zadzwoń albo przyjdź i powiedz, że jest ci przykro. Cierpliwie wysłuchaj, może nawet wiele razy. Nie banalizuj zdarzenia, mówiąc "Nic się nie stało, to był dopiero początek". Dla kobiety pragnącej dziecka nie ma znaczenia, że tak krótko była w ciąży, bo od pierwszych chwil kochała swoje dziecko. Dla niej zawalił się teraz cały świat. Poczucie, że dla innych "Nic się nie stało" jest bardzo bolesne.
Unikaj obiegowych pocieszeń. Nie stawiaj siłą na nogi zdaniami typu: "Bądź dzielna", "Nie rozczulaj się nad sobą", "Nie ty pierwsza i nie ostatnia", "Jeszcze będziesz miała dzieci". Zapytaj, czy możesz pomóc w codziennych sprawach (zakupy, sprawy formalne itd.). Nie próbuj odwracać uwagi błahymi tematami. Nie opowiadaj też o ciążach i dzieciach.
Nie rób nic na siłę. Jeśli wyczujesz, że mama nie potrzebuje rozmowy i chce wypłakać się w samotności, uszanuj to. Daj czas, nie zamęczaj sobą, pomilcz. Czasem wystarczy tylko uścisk ręki, takie ciche "wiem", "pamiętam", "współczuję", "jestem obok". Po pewnym czasie zaproponuj może wspólne wyjście na zakupy, wyjazd, pomóż wrócić do normalnego życia.
Wiele kobiet boli poczucie, że nie są uważane za matki. Gdy ktoś pyta, czy masz dziecko, nie wiadomo, co powiedzieć. Bo przecież masz, ale żyło tak krótko, że otoczenie nie zdążyło zobaczyć, zapamiętać. W rodzinie rozmawia się o dzieciach, ale nigdy o tym, którego już nie ma. Dzień Matki nie jest twoim świętem. Jedna z internautek pisze na forum, że było jej bardzo przykro, kiedy z okazji Dnia Matki ksiądz powiedział, że będziemy się modlili za nasze mamy, kobiety spodziewające się dziecka, matki wielodzietne, ale zapomniał o tych, którym dziecko umarło przed narodzeniem. Modliliśmy się nawet za matki, które usunęły ciążę, i które dotknął syndrom poaborcyjny. A nas jakby nie było...
Patrzeć na szczęśliwe macierzyństwo
Często zdarza się, że poronienie nie następuje samoistnie. Trzeba udać się do szpitala na zabieg usunięcia martwej ciąży. Pomimo skojarzeń, nie wolno mylić tego z aborcją. Jest to wyjątkowo trudne dla kobiety. W polskich szpitalach zabiegi odbywają się na oddziałach położniczych i patologii ciąży. Kobieta często skazana jest na przebywanie w towarzystwie innych pań, które przyjechały właśnie do porodu, już urodziły albo są leczone w związku z ciążą. Na szpitalnych ścianach wiszą fotografie uśmiechniętych bobasów. Korytarzami przemykają zaaferowani tatusiowie z kwiatami, maskotkami, fotelikami dla dzieci.
Niezwykle ważne jest w takiej chwili wsparcie najbliższych, przede wszystkim męża. Zwłaszcza, że na szpitalu się nie kończy. Nie da się zamknąć w domu i nic nie widzieć. - Płakałam, nawet widząc reklamę pieluszek w telewizji - wspomina Ewa. - A potem było jeszcze gorzej: nie dało się nie spotkać choćby jednej ciężarnej w supermarkecie albo matki z noworodkiem, te stoiska z dziecięcymi ubrankami, dzieci koleżanek na zdjęciach w portalach społecznościowych. A potem mijał czas i wydawałoby się, że leczył rany. Koleżanka ze szkoły przesłała mi życzenia urodzinowe, no i pochwaliła się, że jest w ciąży. Płakałam przez trzy dni... Wszystko wróciło...
Żałoba i problemy z pochówkiem
Polskie prawo zezwala na pochowanie dziecka, niezależnie od momentu, w którym zakończyła się ciąża. Mimo to matki napotykają w tej sprawie na wiele przeszkód ze strony szpitali i urzędów. Często zdarza się, że strata dziecka jest tak dużym szokiem, że organizacja pogrzebu i załatwienie formalności w danej chwili przerasta rodziców. Byłoby wspaniale, gdyby mogli oni liczyć w tej materii na pomoc np. pracowników szpitala, psychologa, księdza, bliskich.
Wiele kobiet, którym udało się pochować swoje dziecko, docenia fakt, że jest miejsce, w którym może zapalić dla niego świeczkę - to ważne w przeżyciu żałoby. Niektóre kobiety przechowują nieliczne pamiątki po nienarodzonych. - Mam w domu białe pudełko - mówi Ania. - Zamknęłam w nim test ciążowy i pierwsze zdjęcie maluszka. Miał wtedy zaledwie 5 tygodni. Taka mała kropeczka. Na razie nie mam jeszcze odwagi, żeby tam zajrzeć, ale za nic nie wyrzucę tego pudełka...
Gdzie jest teraz moje dziecko?
KEP wydała w 2002 roku dokument na temat zbawienia dzieci nienarodzonych. Można w nim przeczytać: "W swoim wstawiennictwie do Boga za wszystkich Kościół zawiera także prośbę za dziećmi, które nie mogą same przemawiać we własnym imieniu. Troska o zbawienie dzieci poczętych i nienarodzonych, a także poczętych i narodzonych, ale umierających bez chrztu, przynależy do powszechnej zbawczej woli Kościoła, która nie może być inna od powszechnej zbawczej woli Chrystusa. Wydaje się więc w pełni uzasadniona opinia, że «pragnienie chrztu», zawarte w wierze Kościoła, ogarnia również dzieci zmarłe pozbawione chrztu (...)".
KEP przytacza też zdanie Soboru Watykańskiego II, że: Opatrzność Boża nie odmawia koniecznej do zbawienia pomocy takim, którzy bez własnej winy w ogóle nie doszli jeszcze do wyraźnego poznania Boga, a usiłują, nie bez łaski Bożej, wieść uczciwe życie (por. Lumen gentium) i stwierdza, że tym bardziej weryfikuje się to w odniesieniu do niewinnego dziecka".
Kiedy wreszcie postaracie się o dziecko?
Czasami traci się dziecko, zanim jeszcze zdążyło się poinformować bliższych i dalszych znajomych, że jest się w ciąży. Małżeństwo, które przez jakiś czas po ślubie nie ma dzieci, staje się nierzadko obiektem zainteresowania w rodzinie. Pewnie każde z nich słyszało już wiele razy: "No i na co wy jeszcze czekacie, lata lecą", "Kiedy twoja mama zostanie wreszcie babcią?", "Zobacz, jakiego mam ślicznego wnusia" (z jednoczesnym wciskaniem dziecka na ręcę), "Co u was?" (z dokładnym oglądaniem, czy brzuch się nie powiększył). - Niedługo po poronieniu w rodzinie było wesele - opowiada Monika. - Panna młoda w widocznej ciąży, mnóstwo dzieci z całej rodziny. No i oczywiście słynne pytania przy obiedzie: "No jak tam, kiedy dzieci?". Łykałam łzy razem z rosołem... Ktoś, kto nie doświadczył tak bolesnej straty, nie wie, jak bardzo mogą krzywdzić takie pytania. Niby w żartach i bez złych zamiarów, ale czy wdowie nad grobem męża powiedzielibyśmy: "No i jak tam, kiedy następny mąż?".
Co dalej?
Przede wszystkim dużo wsparcia od najbliższych. Dużo czasu - tyle, ile potrzeba, żeby się wypłakać, wygadać, przytulić. Potem poszukiwanie spokoju i wreszcie powrót do aktywnego życia. To nie zagłuszanie myśli - one muszą przejść, wybrzmieć. Pomoc można znaleźć także w Internecie - na forach poświęconych poronieniom są kobiety, które spotkało to samo. - Po poronieniu doświadczyłam jakby zejścia do podziemia - mówi Beata. - Nagle okazało się, że nie tylko, znajoma znajomej, ale ciocia, babcia, sąsiadka, koleżanka z pracy też to przeżyły, ale przez wiele lat milczały, bo był to temat tabu. Wiele z nich czasem myśli o tym, ile lat miałoby teraz to dziecko i jak by wyglądało...
Stratę przeżył także twój mąż. Może o tym nie mówi, ale nie znaczy to, że jego też nie boli. Postaraj się, żeby to zdarzenie was zbliżyło, a nie oddaliło. Jesteście małżeństwem - pamiętajcie także o sobie, nie tylko o dziecku.
Czasami zdarza się, że mamy żal do Pana Boga. Czemu mnie to spotkało, przecież kochałabym moje dziecko? Dlaczego dajesz dzieci tym, którzy ich nie chcą i potem źle traktują? Ojciec Ksawery Knotz OFMCap pisze: "Przyjąć krzyż, to znaczy też wyzbyć się projekcji, jak ma wyglądać nasze życie, którego oczekujemy od Boga, a uczyć się cierpliwie pokonywać trudności, jakie się pojawiają. To też jest odkrycie, że chrześcijanie mają problemy, choroby, nieszczęścia - że wiara w Boga nie powoduje cudownego życia, tylko uczy inaczej na to życie patrzeć".
www.poronienie.pl
Skomentuj artykuł